- Co zawiodło? Przede wszystkim kibice Lechii, gdy zobaczyli jak dokładne są przeszukania, powiedzieli, że nie wchodzą. Czekali i dopiero na godzinę przed meczem chcieli wejść siłą, wyłamać bramę, żeby wnieść środki pirotechniczne. Wtedy dowodzenie przejęła policja i wprowadziła tak sztywne kontrole – wyjaśnia Jakub Kwiatkowski. Rzecznik PZPN zwraca uwagę, że kibice Jagiellonii, którzy poddali się kontroli i chcieli współpracować ze stewardami, weszli na stadion zgodnie z planem.
Fani Lechii Gdańsk relacjonowali, że służby porządkowe zamykały bramy, używały gazu łzawiącego i prowadziły wydłużone kontrole. W długich kolejkach, w ogromnym ścisku na wejście czekali też kibice z biletami na sektory neutralne, którzy nie mają w zwyczaju odpalania rac. Często są to rodziny z dziećmi. Dlaczego oni również utknęli w kolejkach? - Wdrożyliśmy specjalne procedury ustalone w porozumieniu z policją, żeby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim kibicom na stadionie. Żeby nie doszło do takich sytuacji jak przed rokiem, gdy mówiliśmy o zagrożeniu życia – mówi Kwiatkowski.
W zeszłym roku Arka Gdynia grała z Legią Warszawa. Kibice z Pomorza wystrzelili race w kierunku fanów Legii, co doprowadziło do podpalenia dachu stadionu i naraziło na niebezpieczeństwo postronnych obserwatorów meczu. Część materiałów pirotechnicznych, która nie doleciała do trybun wylądowała na murawie i wymusiła przerwanie meczu. Dlatego też, PZPN przed tegorocznym finałem postanowił oddzielić kibiców zza bramki od murawy specjalnymi siatkami.
Rzecznik PZPN wyjaśnia, że w tym roku wzmożone kontrole bezpieczeństwa obywały się też przy wejściach na sektory kibiców neutralnych. - Oczywiście ubolewamy na tym, że trwało to tak długo i ucierpieli zwykli kibice, ale bezpieczeństwo było najważniejsze. Przygotowania do tego finału trwały kilka miesięcy – zaznacza Kwiatkowski.
Sfrustrowani kibice podawali przykłady z meczów w Premier League, gdy spotkania były przesuwane o kilkadziesiąt minut, żeby np. stojący w korkach kibice zdążyli dotrzeć na stadion. – Nie było takiego pomysłu, bo wiadomo, że nie zgodziłaby się na to telewizja Polsat, która transmitowała ten mecz – mówi Jakub Kwiatkowski.
Mimo szczegółowych przeszukań kibice Lechii i Jagiellonii wnieśli na stadion PGE Narodowy ponad sto rac. - Nie da się wyłapać wszystkich rac, to niemożliwe. W tym roku i tak było ich nieporównywalnie mniej niż wcześniej. Przechwyciliśmy ich kilkaset, ale zawsze trzeba pamiętać, że kontrolują tylko ludzie. Jeździmy za granicę na mecze reprezentacji i chociaż są tam inne firmy ochroniarskie, to race i tak są wnoszone – twierdzi Kwiatkowski. – Wyciągamy wnioski z roku na rok. Zależało nam przede wszystkim na uniknięciu takich incydentów jak z poprzedniego finału i to się udało – zaznacza.
Próbowaliśmy skontaktować się z szefem ds. bezpieczeństwa w PZPN, ale w piątek miał wyłączony telefon.
Komentarze (26)
Finał Pucharu Polski. Nawet neutralni kibice czekali w kolejkach i spóźnili się na mecz. Rzecznik PZPN wyjaśnia, dlaczego
Oklepany frazes, który ma wyjaśniać każdą niedoróbkę organizacyją albo inny nonsens. Powinni oddawać kasę za bilety, bo nie nadają się nawet do organizacji WKKW.
Jak idę na mecz to wejście zajmuje max 5 min nawet uwzględniając większą ilość kibiców (czyli razy 3) kontrolę (powiedzmy razy 2) to wszyscy kibice Lechii powinni wejść znacznie przed początkiem spotkania.
To napieranie na bramę jest logiczne i wynika typowego zachowania tłumu. No ale głąby z PZPNu nie umiejąc przewidzieć konsekwencji swojego zachowania.
Panie Boniek czekam na dymisję za organizację finału PP.