Po rozegraniu innych meczów 33. kolejki ekstraklasy Wisła Kraków musiała wygrać oba swoje ostatnie spotkania, by mieć szanse na pozostanie w elicie na kolejny sezon. Poległa już przy pierwszym zadaniu - choć w Radomiu prowadziła po godzinie gry już 2:0, to ostatecznie przegrała 2:4 i pożegnała się z ekstraklasą, dołączając do zdegradowanych kilka godzin wcześniej Górnika Łęczna i Bruk-Betu Termaliki Nieciecza.
Z głównych aktorów niedzielnego, marnego w wykonaniu Wisły widowiska, czyli piłkarzy i sztabu szkoleniowego, degradację najbardziej przeżyła legenda klubu - Kazimierz Kmiecik, który jako ostatni opuszczał boisko w Radomiu. Związany z klubem od kilkudziesięciu lat, najpierw jako piłkarz, później jako trener i członek sztabu szkoleniowego, po ostatnim gwizdku sędziego Jarosława Przybyła zalał się łzami.
Kazimierz Kmiecik, w rozmowie z TVP Sport, nie był w stanie ubrać słowa tego, co wydarzyło się w Radomiu. - Słowa nie chcą wyjść z gardła… Bardzo ciężko po takim meczu. Nie dochodzi to do mnie jeszcze. Chcieliśmy, aby to jakoś wyglądało. Można powiedzieć, że piłka jest brutalna i na razie nie dowierzam w to, co się stało. Tyle roboty trener Brzęczek włożył i poszło to na marne. Nie wiem, co powiedzieć. Chciałbym uspokoić kibiców mówiąc, że za rok wrócimy i będziemy walczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie - zaczął Kmiecik.
Legenda Wisły zauważył fatalne wyniki klubu na własnym stadionie. - Rozbija się o mecze u siebie, które powinniśmy wygrać. Zamiast tego remisowaliśmy lub przegrywaliśmy, jak w spotkaniu z Wisłą Płock. Nie wiem, zawodnicy paraliżu dostali w nogach? Na treningach pracują, wydaje się, że idzie dobre. A potem przychodzi mecz, gramy i tracimy głupie bramki - dodał.
Jak sam przyznał, ostatnie tygodnie i walka o utrzymanie kosztowała go wiele zdrowia. - Trzy ostatnie mecze drogo mnie kosztowały. Czuję, że serce mocno bije. Ale miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Zrobię badania i liczę, że zdrowie będzie dopisywało jak najdłużej - podkreślił Kmiecik.
Nie zamierza jednak odchodzić z klubu tak długo, jak tylko będzie to możliwe. - Ja nie mam kontraktu. To zależy od prezesów. Jestem do dyspozycji w każdej chwili. Żeby tylko serce nie wysiadło na meczu jakimś - zakończył.
Kazimierz Kmiecik jest jednym z niewielu w krakowskim klubie, który pracował w Wiśle, gdy ta 38 lat temu po raz ostatni spadała z ekstraklasy. W sezonie 1993/94 był asystentem najpierw Marka Kusto, a następnie Oresta Lenczyka, a Wisła zajęła 15. miejsce na 18 drużyn, co wówczas wiązało się ze spadkiem z ligi.