- Piszemy nową historię. Marzy nam się wszystkim, by zagrać dzisiaj dobre spotkanie - mówił Czesław Michniewicz, dla którego niedzielne spotkanie z Zagłębiem było ligowym debiutem na ławce trenerskiej Legii. I ten debiut mógł zacząć się bardzo dobrze, bo już pierwsza akcja mogła dać Legii bramkę. Nieznacznie pomylił się Tomas Pekhart - czeski napastnik wyskoczył najwyżej w polu karnym i uderzył piłkę głową minimalnie obok słupka.
Ale Pekhart próbował dalej. Nie tylko głową, ale też nogą, i to z dystansu. W pierwszej próbie (23. minuta) się pomylił, ale w drugiej (30. minuta) już oddał celny strzał. Dostał wtedy przed polem karnym podanie od Pawła Wszołka, obrócił się z piłką, i uderzeniem tuż przy słupku pokonał Dominika Hładuna.
Kiedy wydawało się, że Legia zaczyna w końcu kontrolować to spotkanie, w 37. minucie Bartosz Slisz wpadł we własnym polu karnym w Dejana Drażcia. Faul był zupełnie bezsensowny, bo przy pomocniku Zagłębia był jeszcze Michał Karbownik, a obok stali jeszcze inni legioniści. Ale decyzja mogła być jedna: rzut karny, który po chwili wykorzystał Filip Starzyński.
Druga połowa zaczęła się od zmarnowanych okazji. Zagłębia i Legii, bo najpierw z kilku metrów pomylił się Sasza Balić, a po nim Paweł Wszołek. Nie pomylił się za to znowu Pekhart, który chwilę po nieudanym strzale Wszołka - w 53. minucie, tym razem w swoim stylu, czyli głową - dał Legii prowadzenie. I ostatecznie zwycięstwo. Po pięciu meczach w tym sezonie mistrz Polski ma dziewięć punktów (trzy zwycięstwa, dwie porażki). W środę o 18 zagra zaległy mecz ze Śląskiem.
Masz ciekawy temat związany ze sportem? Wiesz o czymś, co warto nagłośnić? Chcesz zwrócić uwagę na jakiś problem? Napisz do nas: sport.kontakt@agora.pl
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .