Takiej sytuacji w reprezentacji jeszcze nie było. To nie Lewandowski odmienił kadrę

Nie, remis z Włochami nie sprawił, że następny film o kadrze Jerzego Brzęczka będzie się nazywać "Kochani". Ale też na pewno nie będą to "Niezastąpieni": zrobił się przeciąg w podstawowym składzie, takiej kolejki gotowych do grania jeszcze nie było.

Gdy miesiąc temu Polska odjeżdżała z Holandii na mecz z Bośnią i Hercegowiną, chciało się, żeby tamto zgrupowanie już się skończyło. Gdy teraz Polska odjeżdża po meczu z Włochami na mecz z Bośnią i Hercegowiną, to chce się, żeby to zgrupowanie jeszcze trwało. Tylko tyle. Albo aż tyle. Po koronawirusowym i - powiedzmy - ogólnoliterackim zamieszaniu wokół kadry, chyba jednak "aż tyle". Jerzy Brzęczek i jego kadra najbardziej potrzebowali teraz takich meczów, w których pokażą, że wszyscy chcą biec w tym samym kierunku. I to były właśnie takie mecze: dużo wspólnej radości z Finlandią, dużo wspólnej walki z Włochami.  

Zobacz wideo Kadra Jerzego Brzęczka jeszcze tak nie grała. "To zmiażdżyło Finów"

Tę różnicę: wrzesień kontra październik, trudno uchwycić suchymi liczbami. Nie chodzi o sam wynik, bo łatwo sobie wyobrazić, że niedzielny mecz, jak tamten z Holandią w Amsterdamie, też kończy się 1:0 dla rywali. Ten gol mógł nawet paść dużo szybciej niż w Amsterdamie, wystarczyło, żeby Federico Chiesa w 10. minucie zrobił, co trzeba. W statystykach strzałów żadnego przełomu nie wychwycimy: w Amsterdamie 14:2 dla rywali, w Gdańsku 16:3 (tyle statystyki, bo Łukasz Fabiański nawet się nie spocił, takie to były strzały). W posiadaniu piłki też żaden skok: z Holandią 37 procent, z Włochami 39, zresztą nie ma co się łudzić, że obecna Polska będzie drużyną prowadzącą grę. Ona może dyktować warunki, ale nie prowadzić grę, jeśli przez to prowadzenie rozumiemy cierpliwy atak pozycyjny. I to właśnie w dyktowaniu warunków zaszła ta największa zmiana. W Amsterdamie grała Polska bojaźliwa, pogodzona z tym, że jest gorsza, permanentnie zaskoczona tym, że jej się udało przedostać z piłką pod pole karne rywala: i co dalej? A w Gdańsku, mimo że nadal były problemy z drugim czy trzecim podaniem po odbiorze piłki, i gigantyczny problem z ostatnim podaniem, to jednak rozmach w grze był zupełnie inny. W Amsterdamie pole karne rywali to był odległy świat. A w Gdańsku gra się toczyła od jednego pola karnego do drugiego. W Amsterdamie problem był nie tylko z pressingiem, ale czasem i ze zwykłym doskokiem do rywala. W Gdańsku było z tym znacznie lepiej. Nawet jeśli akcje się rwały, to jednak były wyprowadzane z dużo większą energią niż przeciw Holendrom, z większym przekonaniem. W Amsterdamie Polacy byli z rywalami na "Pan", a w Gdańsku na "ty". Weszli w wymianę ciosów, i co jeszcze ważniejsze: w Amsterdamie gaśli w drugiej połowie, a w Gdańsku w drugiej się rozpędzili.  

To nie Robert Lewandowski odmienił kadrę. I to jest bardzo dobra wiadomość

A co najlepsze, nie da się tego wytłumaczyć w najprostszy sposób: tam nie było Roberta Lewandowskiego, a tu był. Robert Lewandowski zagrał przeciw Włochom przeciętny mecz, ale to w ogóle nie zgasiło chęci u pozostałych piłkarzy. Z wykonaniem było dużo gorzej, problem z ostatnim podaniem wraca w grze tej kadry kolejny raz. Ale to był taki mecz, po którym o kadrze Brzęczka można było powiedzieć: już mniej więcej wiemy, jak chcecie grać w Euro 2020 i wiemy, co wymaga dopracowania. A nie: wiemy, gdzie musicie zacząć od nowa. Dotąd Jerzego Brzęczka można było chwalić za strategię budowania kadry: za to, że jeśli widzi gotowego młodego piłkarza, to nie czeka, tylko najpierw bierze go na zgrupowanie, a potem już do składu tak jak było z Sebastianem Szymańskim, z Krystianem Bielikiem, Kamilem Jóźwiakiem, a teraz przyszła pora Jakuba Modera i Sebastiana Walukiewicza. Ale już z pomysłami na to, co z tymi powołanymi robić w meczu, było inaczej. A czasami - jak z Austrią u siebie czy właśnie z Holandią w Amsterdamie - drużyna sprawiała wrażenie, że dążyła raczej do swoich pomysłów na mecz, a nie pomysłów trenera. Pomysł na Włochy był bardziej ryzykowny, ale widać było, że jest wspólny. I dopracowany może dać efekty. 

To dopracowanie szczegółów to może być ta granica, która dziś np. oddziela Mateusza Klicha z Leeds od Klicha z kadry. W Gdańsku Klich znowu sprawiał wrażenie piłkarza, który może grać główne role, był waleczny jak w Leeds. Ale z decydującym podaniem miał problem, a w klubie to jest jego siłą. Tyle że Leeds to jest drużyna wyćwiczona jak automat, tego się w reprezentacji nie da zrobić bez długiego zgrupowania przed turniejem.  

Reprezentacji w meczu z Włochami nie odmieniło pojawienie się Roberta Lewandowskiego, nie zaszkodziła jej nieobecność Piotra Zielińskiego, a można też sobie spokojnie wyobrazić, że zagrałaby równie dobrze, a może i lepiej, gdyby zamiast Grzegorza Krychowiaka grał w niedzielę od początku Karol Linetty. Zwłaszcza że murawa wyjeżdżała piłkarzom spod nóg, a to są dla Krychowiaka, jednego z najcięższych w kadrze, najgorsze warunki. I Zieliński i Krychowiak to są piłkarze zbyt cenni w polskich warunkach, żeby ich teraz bezceremonialnie odsyłać na ławkę rezerwowych. Do turnieju jeszcze zostało trochę czasu, wahania formy to jest oczywista rzecz u młodych piłkarzy, widać to w reprezentacyjnych meczach Sebastiana Szymańskiego, Michał Karbownik też już poznał ten problem, Jakuba Modera też to może dotknąć przy tylu zmianach w życiu i takim obciążeniu meczami. Kiedyś Adam Nawałka trafił na taki wzlot Bartosza Kapustki akurat na Euro 2016, w idealnym momencie. Trzeba być gotowym, że nie zawsze trafi się tak idealnie. Ale konkurencja w kadrze to jest na osiem miesięcy przed turniejem najlepsze, co się mogło przydarzyć. Do tego konkurencja ze strony młodych piłkarzy. Młodzi piłkarze jeszcze nie wiedzą, że czegoś się nie da, i po prostu to robią.  

Teraz Bośnia i Hercegowina. Tego meczu przegrać nie wolno

Prawdziwej konkurencji , i godnych rywali dla najlepszych polskich pomocników, nie było w reprezentacji od dawna. Gdy Grzegorz Krychowiak miał poprzedni kryzys, rywalami byli tylko Linetty, który jeszcze odkręcał się po mundialu 2018, oraz Szymon Żurkowski. Teraz wielki skok Jakuba Modera daje dużo nowych wariantów poukładania pomocy. A gdyby  udał się powrót do formy Krystianowi Bielikowi, odbudowującemu się po kontuzji, tych wariantów jeszcze by przybyło. Bezcenny w turniejowej kadrze może się też okazać Sebastian Walukiewicz. Pierwszym wielkim krokiem do katastrofy reprezentacji w mundialu w Rosji był uraz Kamila Glika. Wtedy piłkarza niezastępowalnego, i drużyna to czuła. Dziś sytuacja pod tym względem jest lepsza. Jeśli siłę reprezentacji mierzyć siłą jej najsłabszego ogniwa, to po dwóch październikowych meczach jest tu postęp. Jeśli do tego dodamy jeszcze Linetty'ego, który po poprzednim meczu kadry Brzęczka z Włochami, w Chorzowie, stał się piłkarzem duchem, a teraz wreszcie wchodzi na boisko, żeby odcisnąć swój stempel na meczu, a nie przepraszać, że jest, to robi się kolejka nie tylko do kadry na Euro, ale i do podstawowego składu. Niestety, nie dotyczy to ataku, gdzie Jerzy Brzęczek może mieć bardzo podobne dylematy jak Adam Nawałka przed mundialem, jeśli Arkadiusz Milik nie będzie grał w Napoli za karę, a Krzysztof Piątek przegra rywalizację w Hercie. I niestety: to wszystko, co się już udało zrobić w ostatnich tygodniach, trzeba jeszcze potwierdzić w środę z Bośnią i Hercegowiną. Konstrukcja jest ciągle chwiejna, nastroje ciągle rozhuśtane, tego meczu po prostu przegrać nie wolno.  

Masz ciekawy temat związany ze sportem? Wiesz o czymś, co warto nagłośnić? Chcesz zwrócić uwagę na jakiś problem? Napisz do nas: sport.kontakt@agora.pl

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.