UEFA dostrzegła w Euro 2024 doskonałą okazję na promowanie ekologii i wykazanie się troską o środowisko. Sam Aleksander Ceferin apelował go krajowych federacji, by te rezygnowały z organizowania swym reprezentacjom transportu lotniczego i stawiały na autobusy oraz tramwaje. Reprezentacja Polski choćby jechała do Berlina z Hanoweru pociągiem. Inne kadry też w miarę możliwości stosowały się do zaleceń UEFA.
Wygląda jednak na to, że kogo te zasady obowiązywały, tego obowiązywały. W tym gronie nie było najważniejszych oficjeli europejskiej federacji na czele z samym Ceferinem. O tym jak prezydent UEFA nie przejmował się własnymi zaleceniami, pisze brytyjski dziennik "The Times". Tamtejsi dziennikarze stawiają Słoweńcowi bardzo poważne zarzuty.
Przede wszystkim Ceferin i jego ludzie mieli mieć w trakcie Euro dostęp do prywatnego jeta Bombardier Challenger 64, mogącego pomieścić na pokładzie 12 osób. Korzystali z niego bardzo ochoczo. Sam prezydent odbył aż 16 lotów od 15 czerwca to 9 lipca. Niektóre, by móc obejrzeć jednego dnia np. mecze Turcja - Gruzja w Dortmundzie i Niemcy - Węgry w Stuttgartcie (lot trwał 38 minut). Jednak inne, by dostać się do... domu w Lublanie. Był tam trzykrotnie, z czego raz w celu udzielenia wywiadu, w którym podkreślał, jak ważne jest ograniczanie śladu węglowego.
Brytyjczycy zauważają, że UEFA od marca tego roku ma swój własny kalkulator śladu węglowego, a niedawno opublikowała raport, w którym informowała, że podczas Euro 2024 stowarzyszenia krajowe wykonały o 75 proc. podróży lotniczych mniej niż podczas Euro 2016. Do tego aż 90 proc. całego personelu euro miało wybierać publiczne środki transportu w Niemczech zamiast samolotów.
"The Times" zamieściło także oficjalne oświadczenie UEFA w sprawie zarzutów. Federacja twierdzi, że część ze wspomnianych lotów była zaplanowana i w pełni wkalkulowana w ich plany ograniczania śladu węglowego. Zaprzeczyli też jakoby prezydent Ceferin miał latać samolotem między niemieckimi miastami.
- Prywatny jet służył UEFA jedynie do podróży do i z Lublany. Dla przykładu podróż z Düsseldorfu do Dortmundu odbyła się za pomocą samochodu elektrycznego, nie samolotu, jak sugeruje wasza lista. Podobnie zresztą jak w przypadku wielu innych podróży przedstawicieli UEFA w tym czasie - czytamy w oświadczeniu. Kto ma rację? To już niech każdy oceni sam.