Zespół, który wstał z kolan dzięki legendzie kontra rewelacja tego sezonu Serie A. To starcie było przystawką przed hitem włoskiej ligi, czyli derbami Mediolanu. Ale trzeba przyznać, że AS Roma i Bologna stanęły na wysokości zadania, bo to był naprawdę atrakcyjny mecz, nawet jeśli rzymianie zaczęli go naprawdę źle.
Stadio Olimpico było wypełnione do ostatniego miejsca. W Rzymie zdawano sobie sprawę, że starcie z Bologną jest bardzo istotne, Bardzo ważne było pierwsze kilkanaście minut, w których zdecydowanie lepiej wyglądali goście. Wyróżniała ich wyższa kultura gry, panował w ich szeregach porządek, mieli konkretny plan. Roma za to wyglądała na zdenerwowaną, niepewną, jak pod koniec kadencji Jose Mourinho.
Pierwszy gol padł w 14. minucie i to była zdecydowanie ozdoba tego meczu. To była akcja Bologni. Dośrodkowanie z lewej strony poleciało w kierunku Oussamy El Azzouziego, który postanowił uderzyć przewrotką na bramkę gospodarzy. Marokańczyk miał blisko siebie aż trzech obrońców, ale żaden nie zdecydował się go zablokować. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.
Roma chciała odpowiedzieć, próbowała grać do przodu, ale w jej poczynaniach było za dużo nerwów i chaosu. I za ten brak pewności siebie została skarcona tuż przed przerwą. Wtedy gola na 2:0 dla Bologni strzelił Joshua Zrikzee. El Azzouzi zgrał Holendrowi piłkę w polu karnym, ten minął rywala i przełamał ręce Mile Svilara. Piłka spadła tuż za linią bramkową, nie ugrzęzła w siatce. Gracze Romy wybili piłkę i sugerowali, że nie przekroczyła linii całym obwodem, ale nie mogli oszukać Goal-Line Technology. Sędzia dostał powiadomienie na swoim zegarku, że jest gol.
W drugiej połowie Roma musiała coś zmienić w swoim stylu gry. Zryw w pierwszych minutach był obiecujący, napawał nadzieją na odwrócenie losów spotkania. Udało się złapać po golu Sardara Azmouna, który na raty pokonał Łukasza Skorupskiego. Polak najpierw obronił strzał głową Irańczyka, a potem jego pierwszą dobitkę. Przy drugiej nie zdążył zareagować.
Gospodarze nie poszli od razu za ciosem, nagle ich gra mocno zwolniła. Bologna musiała to wykorzystać i przyspieszyć. Przeprowadziła zabójczą kontrę, którą kapitalnym lobem wykończył Alexis Saelemaekers.
Ostatnie 25 minut toczyło się pod dyktando Romy, ale gospodarze zupełnie nie mieli pomysłu, jak sforsować obronę rywala. Ograniczali się do dośrodkowań i strzałów ze skraju pola karnego, ale defensorzy gości radzili sobie z każdą próbą stworzenia zagrożenia.
Ostatecznie Bologna wygrała z Romą 3:1 i trzeba przyznać, że zwyciężyła zasłużenie. Była zdecydowanie dojrzalszym zespołem od rzymian. Drugi raz w tym sezonie Bologna pokonała "Giallorossich". Jesienią wygrała u siebie 2:0.
Trener Thiago Motta stworzył kolektyw, który jest rewelacją Serie A. Pierwszy w historii awans do Ligi Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki. Po tej wygranej Bologna jest czwarta z dorobkiem 62 pkt., traci zaledwie dwa punkty do trzeciego Juventusu i siedem do drugiego Milanu, który gra w poniedziałek wieczorem. Roma jest piąta i będzie drżała o piąte miejsce do samego końca. Ma 55 punktów, o jeden punkt więcej od Atalanty Bergamo i trzy więcej od Lazio, a blisko jest też Napoli, które traci pięć punktów.
Polacy nie byli najważniejszymi postaciami tego meczu. Pełne 90 minut zagrał Łukasz Skorupski. Był pewnym punktem Bologni, bronił solidnie, szczególnie dobrze wyglądał blisko swojej bramki. Przy straconym golu zabrakło mu szczęścia. Kacper Urbański wszedł w 77. minucie, głównie pracował w pressingu. Nicola Zalewski przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych.
Do końca sezonu Serie A pozostało pięć kolejek.