Paulo Sousa potrafił długo opowiadać na konferencjach prasowych nt. mentalności i swojej filozofii futbolu. Mówił w pięknych słowach, przekonywał do swoich racji. Ale nie było wystarczającego przełożenia słów w czyny na boisku. Przy pierwszej możliwej okazji porzucił reprezentację Polski. Wszyscy poczuli się oszukani. Stąd wzięło się określenie "siwy bajerant". Z jego rodakiem, Fernando Santosem, też zapowiadają się specyficzne konferencje, biorąc pod uwagę jego wpadki z wypowiedziami nt. przeciwników.
Przed ćwierćfinałowym meczem Euro 2016 Polska - Portugalia Fernando Santos wypowiedział się nt. naszej reprezentacji. Przekonywał, że zna Biało-Czerwonych na wylot.
- Znam ich dobrze, grałem przeciw nim już w 2012 roku. Mają świetnych graczy, począwszy od Lewandowskiego. Prawie wszyscy grają w Bundeslidze - wspominał przed tym ćwierćfinałem. Przy tej wypowiedzi zaliczył dość dużą wpadkę, która wykazała, że nie był do końca przygotowany nt. Polaków.
Na tamtych mistrzostwach Europy było tylko dwóch piłkarzy z Bundesligi w polskiej kadrze - Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Więcej ich było Euro 2012 - powołano siedmiu polskich zawodników z ligi niemieckiej. Na tamtym turnieju Santos też rywalizował z Polską, jako selekcjoner Grecji (mecz otwarcia imprezy, remis 1:1).
Wpadka Santosa nt. polskich piłkarzy to niejedyna tego typu pomyłka Portugalczyka. Bardzo podobny tekst dało się usłyszeć na konferencji prasowej przed ćwierćfinałem ostatnich mistrzostw świata, gdzie Portugalia grała z Marokiem. Tak samo trener przekonywał, że dokładnie przeanalizował zespół z Afryki.
- Znam wielu marokańskich piłkarzy, głównie dlatego, że niektórzy z nich grają w Grecji, w klubach, które śledzę. Pamiętam też mecz z 2018 roku - powiedział Santos.
Szkopuł w tym, że żaden reprezentant Maroka na MŚ nie grał w żadnym greckim klubie. Do tego tylko trzech piłkarzy z mundialu w Rosji było w marokańskiej kadrze w Katarze.