Przebieg całego spotkania naznaczony był sporą dawką kontrowersji. W pierwszej połowie arbiter spotkania George Gaman zdecydował się nie uznać bramki dla ekipy gospodarzy zespołu Petrolul, stwierdzając, że jeden z zawodników był na spalonym i zasłonił widok bramkarzowi.
Nietrudno się domyślić, że taka decyzja wywołała spore niezadowolenie wśród miejscowych kibiców, jak i pracowników klubu. Co więcej, eksperci nie są przekonani, czy interpretacja sędziego, który oglądał sytuację po interwencji systemu VAR, była słuszna.
Nie zmienia to faktu, że wpłynęła ona na gwałtowny wzrost emocji wśród wszystkich na stadionie, o czym arbiter przekonał się w końcówce meczu. Zdecydował się on wówczas na podyktowanie rzutu karnego dla drużyny gości Voluntari, a Daniel Florea wykorzystał rzut karny. Zawodnicy i trenerzy gospodarzy długo protestowali, także po końcowym gwizdku.
Właśnie wtedy sędzia Gaman usłyszał coś, co spowodowało, że nie wrócił on do szatni, tylko zdecydował się na pokazanie czerwonej kartki osobie w koszulce Petrolul za podważanie jego decyzji. Jak się później okazało, był to... kierowca autobusu. Niecodzienna sytuacja ucieszyła kibiców, jak i członków sztabu szkoleniowego drużyny, którzy wiedzieli, kto został ukarany. W praktyce oznaczało to bowiem, że żaden z nich nie zostanie zawieszony na kolejny mecz.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Petrolul Ploeszti po 1. kolejce zajmuje 13. miejsce w tabeli ligi rumuńskiej, natomiast Voluntari jest szóste. W przyszłej kolejce Petrolul zmierzy się z UT Arad, a Voluntari zagra przeciwko Botosani.