Populacja księstwa to zaledwie 35 tys. osób - nie wypełniłaby nawet połowy trybun wielu europejskich stadionów. Mimo tego, reprezentacji kraju udało się zgromadzić cztery punkty w eliminacjach Euro 2012, w których traciła ona tylko nieco ponad dwa gole na mecz.
To może nie wydawać się szczególnym osiągnięciem, jeśli ktoś nie zna wcześniejszych wyczynów zespołu. Np. w eliminacjach MŚ 1998 przegrał wszystkie dziesięć spotkań, tracąc 52 gole, a w eliminacjach Euro 96 zdołał raz zremisować, tracąc 40 bramek.
We wrześniu Liechtenstein przegrał 1:8 z Bośnią, ale takie porażki są już rzadkością. Zaugg uważa, że to dzięki programowi rozwoju, wdrożonemu przez federację.
- Mamy zespoły do 12 lat, do 13 lat, do 14 lat, do 15 lat, do 16 lat i do 18 lat. W ciągu ostatnich czterech lat dziesięciu zawodników trafiło z młodszych reprezentacji do składu seniorów.
Zauggowi nie wydaje się jednak, aby dalsze postępy były możliwe. W kadrze ma bowiem tylko trzech zawodowych sportowców.
- Mogą z nami rozwijać się do 18 lat, ale problem jest potem. Dotarliśmy do momentu, kiedy ciężko jest zrobić następny krok, ciężko jest być jeszcze lepszym.
- Większość naszych piłkarzy to amatorzy. Zawsze mówiłem, że zacząć marzyć o regularnie uzyskiwanych dobrych wynikach możemy dopiero, gdy profesjonaliści grać będą przeciwko profesjonalistom - tłumaczy szkoleniowiec.
Najlepszym rozwiązaniem byłby trening w lokalnym klubie FC Vaduz, ale zespół z drugiej ligi szwajcarskiej, który grał w przeszłości w ekstraklasie, ma inną ścieżkę rozwoju.
Grają w nim piłkarze ze Szwajcarii, Argentyny, Chorwacji, Niemiec, Austrii, Włoch i Francji.
- Największym problemem jest to, że FC Vaduz nie kroczy po wyłącznie liechtensteińskiej ścieżce. Nie skupiają się na lokalnych graczach, mają Szwajcarów, Niemców i Austriaków.
- Nie twierdzę, że powinni mieć tylko piłkarzy z Liechtensteinu, ale w 20-osobowym składzie mogliby mieć, powiedzmy, dziesięciu zawodników z tego kraju - kończy trener.
Inne małe narody poszukują dobrych piłkarzy za granicą albo poprzez naturalizowanie obcokrajowców. To nie jest jednak opcja dla Liechtensteinu.
Z tego kraju się nie emigruje. Cudzoziemcy, przybywając do kraju, na obywatelstwo mogą liczyć po... 30 latach.
- Piłkarze urodzeni za granicą nie dostaną tutejszego paszportu. Mamy zawodników, którzy się tu urodzili, mówią naszym językiem, a i tak nie mogą dla nas grać - skarży się Zaugg.
Selekcjoner musi więc sobie radzić ze zbieraniną bankowców, księgowych czy hydraulików.
- Trudno coś planować, jeżeli piłkarze muszą dzwonić do pracy i prosić o wolne - powiedział i dodał, że niektórzy przez obowiązki zawodowe omijają treningi a nawet mecze.
- Przeszliśmy niefortunny okres. Ostatnio straciłem czterech ważnych piłkarzy, którzy powiedzieli, że nie mogą dłużej odpuszczać sobie urlopów albo brać bezpłatnych urlopów - tłumaczy Zaugg.
- Gdy ktoś jest młodym singlem, to dla niego aż tak bardzo się nie liczy. Gdy się żeni, potrzebuje pieniędzy i już nie jest tak łatwo. Okropnie szkoda, ale rozumiem sytuację.
Mecze na maleńkim stadionie reprezentacji Liechtensteinu wyglądają, jak spotkania niższych lig.
Wysoką stawkę zdradza dopiero odegranie hymnów narodowych.
Piątkowe spotkanie z Litwą oglądało 1 112 kibiców. Stadion może pomieścić ich 7 800. Prawie wszyscy siedzą na głównej trybunie cichutko, jakby znajdowali się w teatrze.
Grupa najostrzejszych kibiców składa się z 20 młodych ludzi, wykonujących pieśni i bijących w bębny. Głośniejsza była 30-osobowa grupa Litwinów.
Na konferencję prasową po meczu przybyło pięciu reporterów.
Liechtenstein pokonał Litwę 2:0 w eliminacjach Euro 2012, ale tym razem takim samym wynikiem zrewanżowali się im goście.
Po trzech meczach Grupy G gospodarze nie mają ani jednego punktu.
Od dawna pojawiają się propozycje zmuszenia ekip takich, jak Liechtenstein, do eliminacji przedwstępnych. Zaugg wolałby grać więcej spotkań z zespołami zbliżonymi poziomem, ale przyznaje, że w mierzeniu się z najsilniejszymi jest coś wyjątkowego.
- Za każdym razem, gdy zaczyna się losowanie, mamy nadzieję, że trafimy na Niemcy, Francję albo Anglię. To fantastyczne, choć wiemy, że nie mamy z nimi szans.
Zaugg nie omieszkał jednak zapewnić, że piłkarz potrzebuje czegoś więcej, niż paszportu i pary sportowych butów, żeby u niego grać.
Nawet w tak małym kraju dostać się do czołowej "11" nie jest łatwo. Regularnie w piłkę grają w Liechtensteinie 3 tys. osób.
- Mówię im, że mogą być dumni z tego, że są graczami reprezentującej kraj drużyny narodowej. Nie każdy może to robić - podkreśla Zaugg.