Belgowie przed starciem z Japonią wydawali się być ostrożni. Być może w ich głowie była jeszcze lekcja udzielona im przez Walię w ćwierćfinałach Euro 2016. Porażka 1:3 mocno zabolała faworyta meczu, który jeszcze przed nim myślami wybiegał już chyba do półfinału francuskiej imprezy. Zresztą ta rywalizacja w roli skazanego za triumf, równie źle mogła zakończyć się już wcześniej. Na mundialu w 2014 roku Belgowie w 1/8 finału męczyli się z teoretycznie słabszą ekipą USA. Korzystny wynik udało im się osiągnąć dopiero w dogrywce (2:1). Ponieważ do Rosji pojechała połowa składu pamiętająca tamtejsze boje, to do roli faworyta meczu z Japonią, podopieczni Roberto Martineza podchodzą spokojniej.
- Nie myślimy, że ten mecz wygramy łatwo - przyznał Mertens, jakby wyczuwając, że z jednej strony jest to obowiązek reprezentacji, która nie doznała porażki w 22 ostatnich meczach.
Zresztą sam trener Belgów na jednej z konferencji prasowych w Moskwie zwracał już uwagę na wyrównywanie się piłkarskiego poziomu na świecie i niebezpieczeństw determinowania faworytów.
- Technologia idzie do przodu, nic nikogo już nie może zaskoczyć. Każdy każdego analizuje i wszystko o nim wie. W reprezentacjach pracują dobrzy trenerzy, wszystkie sztaby działają w sposób profesjonalny. Profesjonalizuje się zarządzanie drużynami, ich treningami, przez co wyrównuje się poziom - opisywał Hiszpan. Szybko dodał, że niespodzianek na tych i przyszłych mundialach będziemy mieć więcej. Może w jakimś stopniu przewidział także blamaż 'La Furia Roja'. Zresztą niedzielny mecz mistrzów świata z 2010 roku z Rosją wzbudził wśród oglądających go w swym hotelu w Rostowie Belgów spore zdziwienie. Według relacji świadków także i uśmiechy na twarzach. Zawsze to jeden utytułowany rywal mniej do walki o końcowy triumf.
When #RUS gets crazy ????#ESPRUS #REDTOGETHER #WorldCup #BELJPN pic.twitter.com/8IbXEnlb0z
- Belgian Red Devils (@BelRedDevils) 1 lipca 2018
'Czerwone Diabły' wyposażone w piekielną siłę rażenia, chcą jednak japońskie marzenia na niespodziankę szybko rozwiać. O to by Belgia nie powtórzyła losów Hiszpanii, Portugalii czy Argentyny ma zadbać tercet jakiego może pozazdrościć im każda drużyna. Hazard-Lukaku-Mertens (HLM) to za czasów Martineza grupa do zadań specjalnych, która zdobyła 54% z wszystkich strzelonych w tym czasie goli Belgii. Daje to 40 trafień na 73 bramki, a wynik ten uzyskano raptem w 23 meczach.
Dowodów na skuteczność tej ofensywy jest więcej. 'Czerwone Diabły' były obok Niemiec najbardziej bramkostrzelną drużyną eliminacji MŚ w Europie. Na mundialu dalej są na topie tego zestawienia. W fazie grupowej nikt nie strzelił bowiem więcej niż 9 goli.
- Doszliśmy do najwyższego poziomu, jaki mogliśmy osiągnąć - przyznał Eden Hazard pytany o strzeleckie popisy. - Ciągle jesteśmy w ruchu, wymieniamy się pozycjami, wspieramy. To powoduje, że kreujemy dużą liczbę sytuacji - opisywał zawodnik Chelsea.
Jak dodał Hazard, trochę w formie żartu, Belgów napędza też możliwość pomocy rodakom. Pewna sieć sklepów RTV-AGD w ich kraju zapewniła, że odda kibicom pieniądze za zakupione telewizory jeżeli narodowa reprezentacja strzeli na mundialu więcej niż 15 goli. Koledzy napastnika skorzystali z tej promocji.
- Chciałbym, by znajomi na naszej skuteczności skorzystali - uśmiechnął się napastnik.
Wracając jednak do bardziej poważnych rozważań nad belgijską siłą ataku, wszyscy przyznają, że na drużynę pozytywnie wpłynęło ustawienie 3-4-2-1, które pomaga w płynnej grze do przodu.
- Jeśli chodzi o dystans funkcjonujemy jakby bliżej siebie. Mamy większą łatwość w szybszym znajdowaniu partnera. Ja bardziej wyczuwam też gdzie będzie lub co chce zrobić Lukaku, przez co ma on lepsze wsparcie moje, ale i Hazarda - opisywał to Mertens. Wszyscy napastnicy chwalą sobie też współpracę z Thierrym Henrym. Mistrz świata z 1998 roku pomaga i doradza im nie tylko na boisku, ale też jest wsparciem mentalnym. Zaszczepia w Belgach charakter zwycięzców. Na razie z niezłym skutkiem, bo ich reprezentacja wygrała wszystkie mecze fazy grupowej, łącznie z ostatnim starciem z Anglią, w którym zagrała w nieco zmienionym, by nie powiedzieć rezerwowym składzie.
Jak przyznają ci, od których w belgijskiej ekipie najwięcej zależy i którzy niemal w komplecie odpoczywali w meczu z Wyspiarzami, doświadczenie z poprzednich dużych imprez, umiejętne rozkładanie sił i łatwość zdobywania bramek ma teraz zaprocentować.
- Wiemy co wtedy zrobiliśmy dobrze, a co źle. Wyciągnęliśmy lekcję. Jeśli w meczu ze Stanami Zjednoczonymi oddaliśmy ponad 30 strzałów, z czego ponad połowę celnych i nie mogliśmy zdobyć bramki, to teraz do finalizowania sytuacji dorośliśmy - wyznał Hazard. On akurat z Anglią jako jedyny ze wspomnianej trójki rozegrał całe zawody.
Mecz Belgia - Japonia o 20:00 w Rostowie na Donem. Chociaż nikt w ekipie 'Czerwonych Diabłów' nie wybiega w przyszłość to zwycięzca tej pary zagra z lepszym z meczu Brazylia-Meksyk, zapewne część zawodników Martineza będzie będzie wydarzenia z Samary podglądać.