Francuski kombajn skosił Polaków. Bezlitośnie. Dwa słowa cisną się na usta

Łukasz Cegliński
Francuzi zdominowali nas pod każdym względem - najpierw stłamsili nas w obronie swoim wzrostem, siłą i szybkością, potem zaczęli bawić się w ataku korzystając z doświadczenia i strzeleckiego kunsztu. Biało-czerwoni w poprzednich meczach imponowali intensywnością, ale tym razem odbili się od ściany - pisze o przegranym meczu z Francją w półfinale EuroBasketu Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

Terminy "fizyczność" i "atletyzm" w koszykówce są wieloznaczne. Jeśli jakiś zawodnik lub drużyna są "fizyczne" lub "atletyczne" i w ten sposób grają, to znaczy, że mogą mieć przewagę wzrostu na wielu pozycjach, że potrafią korzystać z siły zarówno przy wejściach pod kosz, jak i w grze tyłem do obręczy, że wywierają ogromną presję w obronie, że daleko za linią trójek nękają graczy z piłką.

Zobacz wideo Ring girls KSW. "Ta praca wcale nie jest łatwa. Dziewczyny często zjadał stres"

Albo że po prostu są Francją.

Francją, która w półfinale EuroBasketu pokonała Polskę 95:54 i przypomniała nam, że w najlepszej europejskiej czwórce my jesteśmy kopciuszkiem, a oni stałym bywalcem.

Polacy boleśnie przekonali się o atutach Francuzów. "Fizyczność" i "atletyzm" to słowa, które cisną się na usta

Terminów "fizyczność" i "atletyzm" trener Igor Milicić, skrzydłowy Jarosław Zyskowski i dyrektor sportowy reprezentacji Łukasz Koszarek używali w pomeczowych rozmowach przed kamerą TVP Sport w co drugim zdaniu. I nic dziwnego, bo już przed meczem wiadomo było, że te charakterystyki wyróżniają Francuzów na tle wszystkich uczestników EuroBasketu. Polacy boleśnie się o tym przekonali.

Berlin, 16.09.2022. Półfinał mistrzostw Europy koszykarzy: Polska - Francja 54:95. Aleksander Balcerowski i Timothe Luwawu-Cabarrot Finał EuroBasketu nie dla Polski. Brutalne zderzenie z Francją. Zablokowani

Rudy Gobert, Guerschon Yabusele, Moustapha Fall z kolejnymi utytułowanymi kolegami po prostu nas stłamsili. Wiedzieliśmy przed meczem, że są najlepiej broniącym zespołem turnieju – pozwolili nam na ledwie 18 punktów do przerwy. Sprawdzaliśmy, że ich rywale trafiają ledwie 43 proc. rzutów z gry – my mieliśmy 32 proc. Pamiętaliśmy, że świetnie wymuszają straty – po naszych błędach zdobyli 22 punkty, my w tej statystyce mieliśmy dziewięć.

Mierzący 215 cm wzrostu Gobert, trzykrotny najlepszy obrońca NBA, w pierwszej połowie zablokował trzy rzuty – A.J. Slaughter, Mateusz Ponitka i Aleksander Dziewa zapewne wymażą te akcje z pamięci, ale w momencie otrzymania swoich czap mogli czuć się zdeprymowani. Fall, o trzy centymetry wyższy zmiennik Goberta, dołożył trzy kolejne bloki.

Yabusele - dynamiczne 203 cm wzrostu i 123 kg wagi, w młodości trenował boks - miał nas straszyć na pozycji wysokiego skrzydłowego – straszyć, bo gracz Realu Madryt to wszechstronny zawodnik, która może się przepchnąć pod kosz, ale też trafiać z dystansu. No i Yabusele rzucił 22 punkty – trafił znakomite 9/12 z gry, w tym 4/6 za trzy. Nie mieliśmy na niego żadnej odpowiedzi.

Terry Tarpey, a potem kolejni obrońcy na obwodzie i na skrzydłach, tak skutecznie uprzykrzali grę Ponitce, że nasz znakomity lider, kandydat do tytułu MVP, został zatrzymany na siedmiu punktach, miał 3/10 z gry. A do tego cztery straty – tyle samo, ile zbiórek i asyst łącznie. On też odbił się od ściany. Podobnie jak A.J. Slaughter, jak Michał Sokołowski, jak Aleksander Balcerowski, kolejni kluczowi gracze Milicicia.

Najbardziej Najbardziej "polski" mecz tych ME. "Ten sen wciąż trwa"

Bo ta ściana była bardzo twarda – Francuzi byli blisko graczy z piłką już daleko za linią trójek. Ciągły nacisk męczył kozłującego i spowalniał akcje, wpływał na precyzję podań. Gdy piłkę dostawał Aleksander Balcerowski, który często w poprzednich meczach rozdzielał podania stojąc za linią rzutów wolnych, tym razem nie miał do kogo podać. Slaughter i Ponitka byli świetnie odcinani, Francuzi asekurowali też pole trzech sekund uniemożliwiając wbiegnięcia. A jak już Polacy dostarczyli tam piłkę, to nagle znajdowali się w tłoku ciał, gąszczu rąk. Rywale momentami byli kombajnem, który bezlitośnie kosi kolejne próby rozegrania akcji.

I ta fizyczność, ten atletyzm, wpłynęły w dużej mierze na wynik. Biało-czerwoni w poprzednich meczach imponowali intensywnością, potrafili wykorzystać fizyczność – obronę Sokołowskiego, zasięgi Balcerowskiego, dynamikę Ponitki. Ale z Francją odbili się od ściany - być może zabrakło sił po wyczerpującym meczu ze Słowenią, być może przewaga rywali była zbyt duża. Już w drugiej kwarcie widać było, że Polacy będą potrzebować cudu, by powalczyć o wygraną. Widać było, że taktyczne pomysły to jedno, ale ich realizacja pod naciskiem rywali to zupełnie inna historia. Uwolnienie się od obrońcy, wyjście do podania, minięcie rywala z piłką - w każdym z tych podstawowych manewrów było ciężko.

Skończyło się 54:95, to był pogrom. Polacy trafili 32 proc. rzutów z gry – Francuzi 62 proc. W zbiórkach rywale wygrali 40:21, w punktach z pola trzech sekund – 40:16. Te liczby mówią same za siebie.

- Cisnęli nas mocno, nie znaleźliśmy na to rozwiązania. Nie było łatwo znajdować łatwe rzuty, ale tak jest na takim poziomie – mówił po meczu Aaron Cel. Ostatnie zdanie jest znaczące – tak, dokładnie tak jest na takim poziomie. To półfinał EuroBasketu, gdzie gra ścisła światowa czołówka.

A my w niej wciąż jesteśmy.

Więcej o: