Adrian Kostera ukończył Swiss Ultra Marathon. W poniedziałkowe popołudnie polski zawodnik dobiegł do mety na trzecim miejscu, uzyskując czas lepszy od niedawnego rekordu świata - 189 godzin, 55 minut i 20 sekund. Kostera wbiegł na metę, trzymając w ręku polską flagę i śpiewając "Polska, biało-czerwoni!".
- Nie czuję się zmęczony, a jedynym problemem jest duży ból stóp, które mocno poobcierałem - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Kostera. - W nocy byłem już na rowerze, a do regularnego biegania wrócę, jak tylko zagoją mi się stopy. Obecnie mam tak dużo odparzeń i pęcherzy, że każdy krok sprawia mi ból. Jutro mam umówioną wizytę u lekarza w Holandii i zobaczymy, co poradzi na moje problemy. Cały czas będę jednak robił treningi, bo w innym przypadku regeneracja może potrwać kilka tygodni. Nie mogę się zatrzymywać - dodał jeszcze rekordzista świata na dystansie 5-krotnego Ironmana.
Kostera przyznaje, że zauważył ogromne zainteresowanie poczynaniami jego oraz jego rywali w Polsce. - Jestem potwornie zaskoczony, że nasza rywalizacja stała się jednym z głównych tematów rozmów w Polsce. Sam wiem, że gdy raz będzie się świadkiem takich zmagań, to ten świat potrafi być bardzo wciągający. Chciałem zapewnić rozgrywkę i cieszę się, że spotkało się to z tak pozytywnym odbiorem - podkreślił pochodzący z Torunia zawodnik.
Ogromnym zainteresowaniem cieszył się początkowo Robert Karaś, który narzucił nadzwyczajne tempo i prowadził, aż kwestie zdrowotne zmusiły go do wycofania się. - Staram się zawsze mówić szczerze o rywalach i mam nadzieję, że nie zostanie to źle odebrane, ale o tym, że Robert nie ukończy rywalizacji, wiedziałem już podczas etapu kolarskiego. Widziałem, w jakim stylu pokonuje kolejne pętle i byłem pewny, że wciąż mam szansę na zwycięstwo, a najgroźniejszymi rywalami będą Kenneth Vanthuyne i Richard Jung - skomentował Kostera.
Zdaniem trzeciego zawodnika Swiss Ultra Marathonu, Karaś pokonywał podjazdy pod górę na stojąco, a gdy mijał rywali, dodatkowo przyspieszał, szarpiąc tempo. - Każdy organizm ma ograniczenia fizyczne i dla wszystkich uczestników zmagań było jasne, że z taką jazdą nie ma szans ukończyć zmagań. Rywalizując przez tydzień, trzeba być bardzo uważnym i rygorystyczne pilnować tempa. Inne zachowanie u tak doświadczonego zawodnika to znak, że nie chce ukończyć zawodów - ocenił Kostera, który przyznał jednak, że Karaś to ważna postać polskiego triathlonu, która bardzo przyczyniła się do wzrostu popularności tego sportu w kraju.
Po wycofaniu się z powodów zdrowotnych Roberta Karasia zwycięzcą dziesięciokrotnego Ironmana okazał się Belg Kenneth Vanthuyne, któremu przepłynięcie 38 kilometrów, przejechanie 1802 kilometrów na rowerze i przebiegnięcie 422 kilometrów zajęło ostatecznie 182 godziny, 43 minuty i 43 sekundy, co jest nowym rekordem świata na tym dystansie.