• Link został skopiowany

Nanga Parbat. Dramatyczny apel Witolda Mackiewicza: Błagam o wznowienie akcji ratunkowej dla mojego syna

- Ja wiem, czuję to, że on wciąż żyje. Tomek potrafi przeżyć przez 6 dni w jamie śnieżnej na podobnej wysokości. To twardy i bardzo uparty chłopak - mówi "Newsweekowi" ojciec himalaisty Witold Mackiewicz, który apeluje o pomoc dla syna Tomasza.
Tomasz Mackiewicz
Instagram.com/ smellofthemountain

Po tym, jak okazało się, że himalaista Tomasz Mackiewicz nie zdołał wrócić ze szczytu Nanga Parbat, jego ojciec Witold Mackiewicz w rozmowie z „Newsweekiem” apeluje: - Błagam o wznowienie akcji ratunkowej dla mojego syna Tomka. Ja wiem, czuję to, że on wciąż żyje. Tomek potrafi przeżyć przez 6 dni w jamie śnieżnej na podobnej wysokości. To twardy i bardzo uparty chłopak.

- Wczoraj wieczorem - kontynuuje nie bez wzruszenia Witold Mackiewicz - zadzwonił do mnie wnuk z Hamburga i powiedział: „Dziadku, pan Bóg weźmie Tomusia na plecki i zniesie go w dół”.

- Jestem głęboko wdzięczna wszystkim, całemu zespołowi pod K2 - Adamowi, Denisowi i pozostałym wspinaczom. Wszystkim osobom, które były zaangażowane w pomoc. Ja wiem, że zrobili wszystko, żeby mu pomóc. Moja wdzięczność nie ma dna - mówiła na antenie TVN24 Anna Solska, żona zaginionego himalaisty.

Jego ojciec też jest wdzięczny za pomoc, ale w rozmowie z "Newsweekiem" nie może się pogodzić z przerwaniem akcji. - Mam niedosyt, że ją przerwano. Przecież w przypadku Tomka to nie jest akcja poszukiwawcza, bo wiadomo, gdzie on jest. Nie zostawiajmy go samego, póki może żyć - apeluje.

Pogoda uniemożliwiła akcję

Przypomnijmy, że dramat Mackiewicza i Francuzki Elisabeth Revol rozpoczął się w czwartek.  Kiedy członkowie polskiej wyprawy przebywającej w bazie pod K2 dowiedzieli się o wydarzeniach na oddalonej o 150 km Nandze, postanowili zorganizować akcję ratunkową.

W piątek Denisa Urubkę, Adama Bieleckiego, Piotra Tomala i Jarosława Botora zabrały spod K2 dwa śmigłowce. Po kilku godzinach lotu czterech himalaistów stanęło pod ścianą Nanga Parbat niedaleko bazy Diamir.

Tomala i Botor założyli obóz I na wysokości 4900 m n.p.m. i przygotowali się do przyjęcia Revol. W górę ruszyli Urubko i Bielecki. Mimo 40-stopniowego mrozu, trudnego terenu i ciemności po ośmiu godzinach dotarli na wys. 6000 m. Tam spotkali zmęczoną Revol. Chwilę odpoczęli, dali jej jeść i pić i zaczęli sprowadzać w dół.

Akcja ratownicza znajdującego się znacznie wyżej Mackiewicza okazała się niemożliwa ze względu na fatalne warunki pogodowe. - Niestety, warunki się pogarszają, wiatr na górze się wzmaga, jego prędkość dochodzi do 80 km na godzinę. Prognozy nie są optymistyczne, zapowiadane są na wieczór opady, a nawet burza śnieżna. W tej sytuacji dalsza akcja ratunkowa nie jest możliwa - oznajmił w nocy z soboty na niedzielę kierownik komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2 Janusz Majer.

Akcja ratunkowa na Nanga Parbat zakończona. Co wiemy? Dziennikarze komentują

Więcej o: