Jan Błachowicz w UFC przeszedł długą i krętą drogę. W amerykańskiej federacji ma bilans 8-5. Jan wie, co to znaczy stać nad przepaścią i spoglądać w dół. Był w takiej sytuacji przed starciem z Devinem Clarkiem w Gdańsku. Miał wówczas bilans 2-4. W UFC przegrani się nie liczą. Dlatego istniało ryzyko, że w przypadku kolejnej porażki Błachowicz usłyszy od szefa UFC: Janek, to nie jest bajka dla ciebie. Czas się rozstać.
„Cieszyński Książę” wyszedł z tarapatów w wielkim stylu. Wygrał z Clarkiem przez duszenie zza pleców w drugiej rundzie. O wyrzucaniu go z UFC już nikt nie mówił. Przy okazji na konto Błachowicza wpadł bonus za poddanie wieczoru w postaci 50 tysięcy dolarów. Po pojedynku w Gdańsku jego kariera nabrała rozpędu. Wygrał trzy następne walki, co dało mu trzecie miejsce w rankingu wagi półciężkiej. Polak był wymieniany wśród kandydatów do walki o tytuł. Do pokonania miał już ostatnią przeszkodę - Thiago Santosa.
Za co kochamy MMA? [WIDEO]
Niestety Błachowicz potknął się na tej przeszkodzie. Na początku trzeciej rundy nadział się na kontrę. Lewy sierpowy rywala ściął go z nóg. Brazylijczyk wykonał wyrok w parterze i sędzia przerwał walkę. Błachowicz musiał zapomnieć o walce o pas, ale się nie poddał. Wrócił mocniejszy i podczas gali UFC 239 znokautował Luke’a Rockholda. Zrobił to w takim stylu, że kibicom opadły szczęki. Skoro jesteśmy już przy szczękach, to warto przypomnieć, że Janek w tej walce złamał szczękę rywalowi. Przy okazji złamał też chyba jego karierę, bo Rockhold od tego czasu nie pojawił się w oktagonie. Błachowicz dostał bonus za nokaut wieczoru. Tym, którzy go skreślili po porażce z Santosem, wysłał komunikat: wracam do gry o dużą stawkę.
Po pokonaniu w następnej walce Ronaldo „Jacare” Souzy wysłał kolejną wiadomość. Tym razem wyzwał do walki mistrza wagi półciężkiej Jona Jonesa. – Zróbmy to. Nie mam tyle czasu. Teraz albo nigdy – mówił Polak po wygranej na UFC Fight Night 164. Błachowicz zasłużył na pojedynek o pas i wydaje się, że znów ma go na wyciągnięcie ręki.
Jego starcie z Coreyem Andersonem podczas gali UFC w Rio Rancho nieoficjalnie traktowane jest jako eliminator do walki z Jonem Jonesem. Efektowna wygrana z Andersonem mogłaby być dla Janka przepustką do walki o tytuł. Oczywiście są to tylko spekulacje, bo Dana White niczego nie obiecywał. Ale Błachowicz albo Anderson to bardzo mocni kandydaci do konfrontacji z mistrzem UFC.
Błachowicz ma do wyrównania rachunki z Andersonem. W 2015 roku przegrał z nim na punkty. Nie miał wtedy nic do powiedzenia, został zdominowany przez Amerykanina. W jednym z wywiadów podkreślał, że Anderson bił jak dziewczynka. Błachowicz podkreśla, że wtedy był w fatalnej formie, w jednej z najgorszych w życiu. - Przy tak dużej dominacji nie mógł mnie, ledwo stojącego na nogach, półprzytomnego, skończyć. Zadałem kilka ciosów, a i tak wybiłem mu zęba. Byłem również blisko wyciągnięcia balachy. Gdybym wtedy lepiej się zaaklimatyzował, przygotował kondycyjnie na miejscu nie miałbym problemów, by wygrać - mówi Błachowicz w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Teraz ma być inaczej. Błachowicz ma za sobą bardzo dobry okres. Wygrał sześć z siedmiu ostatnich walk. Jest zmotywowany i pewny siebie. Potrafi wygrywać walki rewanżowe, co udowodnił w starciach z Rameau Thierrym Sokoudjou i Jimim Manuwą. - Wydaje mi się, że to będzie moja noc. Będę się dobrze bawił w oktagonie, a potem świętował po wygranej - zapewnia „Cieszyński Książę”.
Do Rio Rancho ma przybyć Jon Jones, żeby na żywo zobaczyć w akcji potencjalnych rywali. To jest dobra informacja dla Janka. Bo jak wygra z Andersonem, to będzie mógł z bliska pogrozić palcem mistrzowi UFC. Ale lepiej będzie, jak na jego oczach znokautuje Andersona. To powinno wystarczyć, żeby otrzymać walkę o pas. Baw się dobrze, Janek.
Pozostałe teksty Krzysztofa Smajka możecie przeczytać na blogu "Po gongu"
Komentarze (0)
Błachowicz stał już nad przepaścią. Polak znów jest blisko walki o pas UFC!
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!