Jeśli wśród kibiców Igi Świątek są fani piłki nożnej, to od czwartku raczej nie będą oni pałać sympatią do Ousmane Dembele. Utytułowany napastnik reprezentacji Francji i PSG był honorowym gościem podczas czwartkowego losowania drabinki Roland Garros i brał udział w wyłanianiu układu gier w singlu kobiet. I można powiedzieć, że broniącej tytułu Polce dołożył kłopotu.
Wiadomo było, że na paryskiej "mączce", na której wygrywała już cztery razy, Polka czuje się świetnie. Wiadomo też jednak, że tak naprawdę obecnie żadna drabinka nie zapewni poczucia, że 23-letnia tenisistka ma naprawdę duże szanse na sięgnięcie za nieco ponad dwa tygodnie po piąty tytuł. Ale ta, którą ma, zdecydowanie jej tego nie ułatwia.
- Nie sądzę, by można było Igę określić jako główną faworytkę. Oczywiście, zawsze trzeba ją brać pod uwagę, ponieważ jest mistrzynią, wygrała tam wiele razy i na tamtejszych kortach czuje się najlepiej, ale musi wejść na inny poziom, by zwyciężyć - zastrzegła ostatnio Chris Evert.
Legenda tenisa uznała jednak, że Polka ma szanse odbudować swoją grę w pierwszym tygodniu rywalizacji. Tyle że wtedy jeszcze nie wiedziała, jak szybko byłej liderce światowego rankingu przyjdzie się zmierzyć z wymagającymi przeciwniczkami.
Po raz pierwszy od czterech lat Świątek nie jest najwyżej rozstawiona w Paryżu. W edycji z 2021 roku była turniejową "ósemką" i odpadła w ćwierćfinale, ulegając w dwóch setach niżej notowanej Greczynce Marii Sakkari (17.). Miała wtedy zaledwie 20 lat i broniła tytułu po sensacyjnym zwycięstwie w poprzedniej edycji. Teraz jest w zupełnie innym miejscu kariery, mając za sobą kilka lat na tenisowym szczycie. Ale oba te występy łączy jedno - wielka presja.
Cztery lata temu Świątek czuła w Paryżu, że musi udowodnić, iż nie przez przypadek wygrała poprzednią edycję. Teraz wszyscy będą obserwować, czy upora się na ulubionych kortach z kryzysem, który trwa od wielu miesięcy. I to właśnie w efekcie tego kryzysu - a zwłaszcza niedawnej przegranej w trzeciej rundzie w Rymie - w poniedziałek spadła z drugiego na piąte miejsce w światowym rankingu, co zmieniło jej sytuację podczas losowania. A podczas niego miała niemałego pecha.
Evert wielokrotnie przypominała, że Polka już od roku nie wygrała turnieju, a kolejne porażki zarówno obniżają jej pewność siebie, jak i zwiększają wiarę w zwycięstwo jej rywalek. Ale jej wiarę w możliwość odbudowania się Świątek w pierwszym tygodniu turnieju może nieco zachwiać fakt, że ta szybko trafi na niebezpieczne przeciwniczki.
Rebecca Sramkova, z którą zagra na otwarcie, nie powinna być raczej problemem. A przynajmniej tak się wydaje, pamiętając, że Polka w drugiej rundzie tegorocznego Australian Open oddała Słowaczce zaledwie dwa gemy. Ale już w drugiej rundzie powinno być trudniej, gdzie może trafić na Emmę Raducanu. A już na pewno wyzwaniem będzie Marta Kostiuk, z którą może się zmierzyć w kolejnej fazie rywalizacji. Będąca w dobrej formie Ukrainka odpadła zarówno w Madrycie, jak i Rzymie po przegranych z brylującą Aryną Sabalenką. I tak, Świątek ma z nią bilans 3-0, ale obecnie Kostiuk to już dużo lepsza tenisistka.
Jeśli Świątek przetrwa te wyzwania, to prawdziwy sprawdzian powinien czekać ją już w 1/8 finału. Wtedy najprawdopodobniej zagrałaby z Jeleną Rybakiną z Kazachstanu (12.) lub Łotyszką Jeleną Ostapenko (21.). A fanom Polki nie trzeba przypominać, że to nie fakt, iż ta ostatnia jest dawną mistrzynią Roland Garros jest największym problemem. Jest nim fakt, że wygrała wszystkie sześć spotkań ze Świątek, w tym dwa w tym sezonie. Świetnie wybija Polkę z rytmu i dlatego nosi miano jej koszmaru.
A jeśli obrończyni tytułu udałoby się pokonać wreszcie po raz pierwszy Ostapenko, to w ćwierćfinale już czekałaby na nią prawdopodobnie Włoszka Jasmine Paolini (4.), zwyciężczyni niedawnej prestiżowej imprezy w Rzymie. Tym samym obejrzelibyśmy powtórkę ubiegłorocznego finału paryskiego turnieju. Tylko o ile wtedy Świątek była zdecydowaną faworytką, to teraz pewnie już niekoniecznie. Chyba że do tego meczu pokaże na korcie, że wychodzi wreszcie z kryzysu. Ale na rozpędzenie się nie ma za dużo czasu.
Gdyby jednak się przełamała i przeszła pięć rund, to w półfinale czekałaby na nią najprawdopodobniej liderka listy WTA Białorusinka Aryna Sabalenka. Kibicom mocno brakowało ich pojedynków przez ostatnie lata w Wielkim Szlemie, gdy były dwiema najwyżej notowanymi tenisistkami. Teraz znów nie spotkają się w finale. Pytanie jednak czy dojdzie do półfinału z ich udziałem.