• Link został skopiowany

Snooker. Adam Stefanów: Mistrzostwo albo kończę karierę!

"Postawiłem sprawę na ostrzu noża, albo mistrzostwo świata albo koniec kariery" - napisał do mnie Adam Stefanów, 23-latek, który mierzył się z takimi legendami snookera jak Ronnie O'Sullivan, Mark Selby, Shaun Murphy czy Stuart Bingham i jako jedyny Polak odniósł zwycięstwo w rankingowym turnieju. Co?!
Polski snookerzysta Adam Stefanów Polski snookerzysta Adam Stefanów Adam Stefanów

Co ty opowiadasz? Jaki koniec kariery?

- Od ponad trzech lat jestem w Anglii, w tym czasie otarłem się o Main Tour, jak na świeżaka ze Środkowej Europy szło mi całkiem nieźle. W maju ubiegłego roku pojechałem do Preston, na zawody Q School [oficjalne kwalifikacje do Main Touru]. Byłem zmęczony, bo tych turniejów, półamatorskich i półzawodowych było sporo, byłem świeżo po zawodach w Bułgarii, Chinach, Polsce. I zrąbałem ten Q School. A to był drugi, i ostatni w roku. Dużo wiary mi wtedy uciekło, motywacja przepadła.

Wiesz, to jest tak. Przez rok grasz z najlepszymi zawodnikami na świecie w najlepszych turniejach [Polak w 2016 roku był w Q School piąty, o włos od zapewnienia sobie miejsca w Main Tourze, ale dzięki temu był zapraszany do eliminacji największych turniejów], jest fajne pieniądze do wygrania. A zaplecze Main Touru już takie fajne nie jest, choć teraz powoli się to zmienia. Sensownych turniejów brakuje. W zasadzie poza niedawnymi mistrzostwami Europy to - wyjąwszy Paul Hunter Classic, w którym w pierwszej rundzie przegrałem z Shaunem Murphym, nie było gdzie grać.

Ale porażka z Murphym 2-4 to żadna ujma, tym bardziej, że w kwalifikacjach poradziłeś sobie świetnie.

- To prawda, ale do tego wszystkiego dochodzi praca na pełen etat w Anglii, trening na pełen etat. Przerabiałem to przez 2,5 roku i po prostu zabrakło mi już trochę werwy. A w międzyczasie pojawiła się alternatywa - współpraca z moim głównym sponsorem, nowy projekt, do którego potrzeba kogoś zaufanego.

Ten nowy projekt to coś związanego ze snookerem?

- Zupełnie nie. Sponsor złożył mi propozycję współpracy, ja długo o tym myślałem. Widzieli, że się trochę męczę ze snookerem, że nie jest mi łatwo. Tak naprawdę, żeby na snookerze zarabiać, musisz być w gronie najlepszych 70-80 zawodników świata, a do tego mi daleko. To kwestia wejścia do Main Touru, a potem jeszcze odrobiny szczęścia, żeby się przebić.

Pomyślałem sobie; zostanę w Anglii trzy lata, ale nie wiem, jak to naprawdę będzie. Może wyjść, może nie wyjść. A tu mam dużo pewniejszy wariant. Do tego dochodzi tęsknota za krajem, rodziną, znajomymi. Jestem daleko od rodziców, a kiedy wyjedziesz za granicę, patrzysz na to zupełnie inaczej, zaczynasz doceniac różne rzeczy.

Niedługo będzie 30 lat na karku i co? Jasne, mógłbym robić coś związanego ze snookerem także i w Polsce, coś bym wykombinował, jakiś klub, cokolwiek. Ale skoro jest taka alternatywa, to wolę z  niej skorzystać. To lepsze niż ciągłe życie marzeniami.

Chyba, że zostaniesz mistrzem świata.

- Tak, chyba, że tak. Turniej o mistrzostwo świata World Snooker Federation rozpoczyna się na Malce 18 marca. WSF to taka półzawodowa federacja, szczebel niżej niż ta najlepsza, World Snooker. Będzie tam 200 graczy z czterdziestu kilku państw i zwycięzca dostaje przepustkę do Main Touru, finaliści i chyba trzecie miejsce dają udział w kwalifikacjach mistrzostw świata w Sheffield. Zagra sporo uczestników Main Touru, kilku byłych zawodowców, którzy wypadli z elity i walczą, by do niej wrócić. 

I ty, który walczysz o to, by w ogóle pozostać snookerzystą.

Nigdy nie mówiłem: wygram, rozwalę wszystkich! Zawsze podchodziłem do gry z dystansem. A teraz mam świadomość, że jest wszystko albo nic! I teraz naprawdę jadę ich rozwalić. Będzie mnóstwo zawodników, z którymi grałem w akademii, którzy są półprofesjonalistami i wiem, że w takim towarzystwie dojście choćby do ćwierćfinału będzie super wynikiem, ale. nic mi to nie da. Jadę tam wygrać. I mogę to zrobić. Mam takie przeświadczenie po wspomnianych mistrzostwach Europy. W lutym tego roku, do Sofii pojechałem z marszu, dzięki "dzikiej karcie", w zasadzie bez treningu. A grało mi się świetnie, miałem niesamowitą radość z tego, zero presji. Z meczu na mecz szło mi coraz lepiej, w ćwierćfnale prowałem 3-1 [gra toczyła się do pięciu wygranych frame'ów] i 50:0 w piątej partii. Byłem o krok od wejścia do strefy medalowej, ale facet wyrwał mi partię.

A jeśli na Malcie nie wejdziesz do finału?

- Odpuszczę. I nie będę miał sobie nic do zarzucenia. Pracowałem na wszystko sam i bardzo ciężko. Byłem blisko, pokazałem, że można. To niesamowite, kiedy przychodzisz do akademii [Snookerowa Akademia w Sheffield] i podchodzi do ciebie Mark Selby: "Czesć Adam, co słychać, wszystko w porządku?". Sam zagaduje, pyta o wyniki, o Main Tour, przekonuję, że muszę walczyć. To świetne, ale z drugiej strony to nie jest wcale tak łatwo.

Po porażce z Declanem Brennanem w ostatnim Q School przez dwa miesiace nie podnosiłem kija, nie byłem w stanie tego zrobić, miałem uraz do snookera, nie mogłem skoncentrować się na dłużej niż 15 minut. Świadomość, że przez kolejny rok nie przebiję się do Main Touru, to była masakra.

Inaczej by było, jakbym miał strategicznego sponsora, który opłaca mi wszystko, jak choćby mają Chińczycy. Oni mają kontrakt na 100 tys. zł rocznie i zagwarantowane akademię, wyżywienie, nocleg. Muszą tylko trenowac. Ja musiałem na wszystko zarabiać. A w pracy też nie masz za wiele możliwości rozwoju - to znaczy może i miałbyś, ale musiałbyś się w pełni zaangażować, a przecież jest jeszcze snooker.

Polski snookerzysta Adam Stefanów z Ronniem O'Sullivanem Polski snookerzysta Adam Stefanów z Ronniem O'Sullivanem Adam Stefanów

Ale przecież byłeś już tak blisko. Grałeś z Selbym, O'Sullivanem, Dottem, Murphym. Posmakowałeś najlepszej whisky.

- To w tym wszystkim było najlepsze i najgorsze. Posmakowałem i kiedy nie zostało nic, to potem była przepaść. Masakra. Cóż, było fajnie, nikt mi tego nie zabierze.

Fajna przygoda. Trochę smutno to brzmi.

- Oglądałem snookera od 11 roku życia. Kiedy ci goście w telewizji wbijali kolorowe bile myślałem: "To jest niesamowite! Kiedyś też muszę tam zagrać!" I zagrałem. Na telewizyjnym stole byłem już 5 czy 6 razy. Pamiętam taką sytuację podczas UK Championship w Yorku, kiedy szedłem do szatni w Barbican Center. Rety, przecież tu przebierali się najlepsi na świecie; Alex Higgins, Steve Davis, Ronnie O'Sullivan... Jeszcze było czuć ich pot. To było niezwykłe uczucie. Albo po meczu z Selbym w China Open [Stefanów przegrał 3-5, choć prowadził 2-0 i 3-2], kiedy nazajutrz, podczas śniaga podchodzili do mnie inni gracze, Mike Dunn, Gary Wilson i gratulowali: "Ale się rozwinąłeś!"

No właśnie. Nie będzie ci tego brak?

- W tym roku skończę 24 lata, i to jest ten wiek, w którym już powinienem z nimi rywalizować na stałe. Czegoś może zabrakło. Samozaparcia? Pomocy z zewnątrz? Ale teraz stawiam sprawę jasno: albo wygram te mistrzostwa, albo kończę. Już nie czekam nawet do następnego Q Schoola. To jest decydujące rozdanie.