Euro 2016. Cristiano Ronaldo i ściana pisku

Dotrzeć do bazy rywali reprezentacji Polski w ćwierćfinale nie jest łatwo. Ale gdy już wysiądziesz w mieścinie na południu od Paryża, to na miejsce trafisz idąc kierowany przenikliwym piskiem. To znak, że trenuje tu Cristiano Ronaldo i Portugalia.

Wysiadam z TGV na dworcu w Massy i już wiem, że będzie ciężko. Na mapach kolejek podmiejskich nie ma stacji w miejscowości do której chcę dojechać, główne linie autobusów również nie mają Marcoussis na rozkładzie. W informacji kolejna, ale doskonale znana na tym turnieju przeszkoda - z obsługą nie ma szans dogadać się po angielsku. Wskazują na automat z biletami i radź sobie sam.

Dopiero po kilkunastu minutach ktoś zaczyna Marcoussis kojarzyć. A to dziwne, bo przecież tam jest narodowa baza reprezentacji Francji w rugby. Przecież to region w którym jest więcej boisk do piłki rzucanej niż kopanej. Na stacji ktoś mówi, że są przystanki autobusów regionalnych, które mogą dowieźć mnie w pobliże tego miasta. Nie sądziłem jednak, że ostatnia stacja to siedziba jakiejś firmy w szczerym polu - wysiadają wszyscy, zdziwiony pytam kierowcę, czy to koniec. I od razu sprawdzam w telefonie, że czeka mnie dwukilometrowy spacer. Jak się okazuje, wąską trasą o sporym spadku, którą autobus na pewno by nie przyjechał. Ale gdy już docieram do Marcoussis, to okazuje się, że jednak autobus tu dojeżdża. Po prostu na stacji ktoś źle doradził.

Przy głównej drodze już słychać, gdzie Portugalczycy mają swoją bazę. Słychać, choć nie widać. Idąc w stronę głośnych okrzyków "Portuguesa" i przejmującego pisku coraz więcej ludzi w szalikach oraz z flagami. Chociaż do zajęć jeszcze półtorej godziny, przy bramie już tłoczno - to i tak nic w porównaniu z tym, co zobaczę na trybunach.

Inni dziennikarze z Polski mieli więcej szczęścia. Przyjechali autami lub pociągami i autobusami z kilkoma dodatkowymi przesiadkami. Ale też niewielu spodziewało się takiego szaleństwa. Już na konferencji prasowej z udziałem obrońcy Jose Fonte było inaczej - za reprezentacją Portugalii jeździ sporo ekip telewizyjnych i dziennikarskich, ale np. zadawanie pytań stojąc przy mównicy z zawodnikiem, byle tylko pytającego objęła kamera, jeszcze nie widzieliśmy. Takie uroki Euro, że wizytując bazy czy zaplecza wielu reprezentacji poznaje się różne schematy pracy piłkarzy z mediami. Gorsze czy lepsze - inne. Od pustek na konferencjach Irlandczyków z północy, hangarów, które profesjonalnie zaadaptowali Niemcy do dwóch małych salek u Portugalczyków. I konferencji, która przez trzydzieści minut był prowadzona wyłącznie w języku portugalskim. Szanse dla mediów zagranicznych skrócono do czterech pytań po angielsku.

Dopiero przy wejściu na trening nastąpił prawdziwy szok. Już od wyjścia z biura medialnego słychać było podobny pisk, ale narastający im bliżej do boiska treningowej Portugalczyków. A jeszcze wtedy mieszcząca kilkuset kibiców trybuna była zapełniona w jednej trzeciej. Po kolejnym kwadransie wolnych miejsc brakowało. Jeden z fanów prowadził doping dla całej drużyny, spora grupa najmłodszych kibiców kierowała okrzyki tylko w stronę Cristiano Ronaldo.

Wiele kapitanowi reprezentacji zarzuca się w ostatnich tygodniach, ale ten jeden trening pokazał, jaka presja na nim ciąży. Nie widziałem tego nawet w Saint Etienne, gdzie byłem na pierwszym meczu Portugalii na Euro (1:1 z Islandią). Wtedy też były brawa i śpiewy, ale nie tak ukierunkowane na niego. W Marcoussis wystarczyło, że podniósł się z ławki rezerwowych, by się o nią oprzeć, a już go oklaskiwano. Gdy kopnął piłkę po raz pierwszy - wiwaty. Gdy założył siatkę w małej grze swojemu koledze - ekstaza. A w momencie, gdy schodził i zdecydował się oddać bluzę jednemu z fanów - szaleństwo. Bo nagle na szczęśliwca naparł tłum i przez barierkę prawie go przerzucił. Gdy już wyrwał się z uścisku zazdrośników, kibica przechwycili dziennikarze. "Jak to jest dostać taki prezent od Cristiano?".

Trening był krótki, ale nikt się nie zawiódł. Fanom wystarczyło, że Cristiano ich zauważył - pomachał, uśmiechnął się i dał koszulkę. Na zajęciach specjalnie się nie wysilał. Piłkarze, którzy grali w sobotnim meczu z Chorwacją trenowali znacznie lżej, w zasadzie po rozgrzewce i grze na skróconym polu zeszli do szatni. Pozostali rozgrywali stałe fragmenty i kontry, które mają być główną bronią Portugalii.

Dla kibiców najważniejsze było, że kilka z tych bardziej pokazowych niż ćwiczących schematy akcji, zakończyło się strzeleniem gola. Każde trafienie to wybuch radości. Jeżdżąc od ponad miesiąca za reprezentacją Polski - czy to w Juracie, później w Arłamowie, czy już we Francji - takich scen nie widziałem. Piłkarze Adama Nawałki także są uwielbiani, także na otwartych treningach jest tłoczno, ale w bazie reprezentacji Portugalii dało się odczuć, że fani przyszli jakby na nabożeństwo.

- Presja? Co przez to rozumiesz? - pyta zdziwiony Onfore Costa, rzecznik prasowy Portugalczyków, gdy staram się dowiedzieć, czy taki hałas i zainteresowanie nie przeszkadza piłkarzom. Ten otwarty trening był już trzecim dostępnym dla kibiców w trakcie turnieju we Francji. Ponoć na poprzednich dwóch szaleństwo było nawet większe - więcej było flag, plansz dedykowanych zawodnikom, głośniejszy miał być doping. - Przecież to zupełnie normalne. U Polaków tak nie ma? - rzecznik jest zdziwiony.

A przecież La Boule to jedna z najbardziej oddalonych od turnieju baz treningowych, miejscowość na uboczu Euro 2016. Tam nie czuć presji ze strony kibiców, bo niewielu Polaków dojechało za kadrą aż na zachodnie wybrzeże Francji. Do położonego pod Paryżem Marcoussis dotrzeć łatwiej, dzięki temu tu bardziej czuje się znaczenie turnieju. A Portugalczycy do takiego zgiełku są po prostu przyzwyczajeni - w poprzednich czterech ME tylko raz skończyli przynajmniej na ćwierćfinale. A celem, jak przekonywał Fonte, zawsze będzie mistrzostwo. Zwłaszcza z Cristiano Ronaldo w drużynie.

Zobacz wideo

Memy przed meczem z Portugalią

Copyright © Agora SA