Odkąd w grudniu 2013 roku Michael Schumacher uległ wypadkowi narciarskiemu we francuskich Alpach, jego stan zdrowia pozostaje niewiadomą. Jego żona Corinne Schumacher broniła prywatności męża bardzo zaciekle i skutecznie, a tylko najbliżsi przyjaciele rodziny jak np. były szef Ferrari Jean Todt, przekazywali szczątkowe informacje o Niemcu, ale nawet tego nijak nie dało się zweryfikować.
Dlatego też gdy na początku października tego roku gruchnęła informacja, że były siedmiokrotny mistrz świata pojawił się publicznie na ślubie swojej córki Giny, fanów Formuły jeden ogarnęła ekscytacja. Czyżby Schumacher wracał do zdrowia? Czyżby było z nim coraz lepiej? Był jednak pewien problem. Niemiecki dziennik "BILD" donosił, że wszyscy pracownicy działający przy weselu musieli na jego czas oddać telefony komórkowe, by nikt nie robił Schumacherowi zdjęć. Do dziś nie ma pewności ani żadnych dowodów potwierdzających, że legendarny Niemiec faktycznie pojawił się wówczas na Majorce, gdzie cała uroczystość się odbywała.
Bardzo wątpi w to Jussi Posti. To znany fiński neurochirurg. Jego zdaniem Schumacher nie mógł pojawić się na ślubie córki, gdyż po tylu latach bardzo ograniczonej aktywności fizycznej, jeżeli w ogóle jakiejkolwiek, byłby po prostu zbyt słaby, by to zrobić. - Pacjenci, którzy leżą w łóżku, w większości stają się tak słabi i nieruchomi, że nie jest już możliwe wyciągnięcie ich z łóżka po tylu latach. Brak jakichkolwiek informacji przez tyle lat, odczytywałbym jako sygnał, że nie nastąpiła żadna znacząca poprawa - ocenił Posti w rozmowie z fińską gazetą "Iltalehti".
Dodał także, że jeśli tak faktycznie jest, to nie ma żadnych szans na jakąkolwiek dalszą poprawę stanu niemieckiego mistrza. - Pacjenci wracają do zdrowia tak długo, jak to możliwe, przez okres do dwóch lat. Później już nie. Wtedy zwykle określa się poziom wyzdrowienia - powiedział neurochirurg.