Policja francuska zamknęła właśnie dochodzenie w sprawie przyczyn wypadku Schumachera. W oficjalnym oświadczeniu mowa jest o tym, że wypadek nie został spowodowany przez żadne osoby trzecie. Do mniej oficjalnych informacji dotarli z kolei dziennikarze "L'Equipe", nie wiadomo jednak, czy wnioski takie rzeczywiście znalazły się w raporcie policyjnym.
W dniu wypadku Schumacher miał zjeżdżać ze stoku z kamerą przymocowaną do kasku. Za jej pomocą chciał rejestrować swojego syna, który zjeżdżał razem z nim. W momencie upadku i uderzenia w kamień kamera mogła jednak zadziałać jak młotek, który wbił się w czaszkę Niemca.
- Kask pękł, rozpadając się na co najmniej dwie części - miał powiedzieć francuskiej gazecie informator będący blisko śledztwa. Donosi on także, że zbadano jeden z elementów kasku i jego wykonanie oraz materiały były całkowicie w porządku.
- Kamera odgrywa w przypadku zniszczenia kasku kluczową rolę. Laboratorium przeprowadza testy, by zobaczyć, czy kamera osłabiła strukturę kasku - zdradza informator. Teorię tę uwiarygodnił ekspert ds. sprzętu sportowego Franck Leplanquais, który powiedział, że kamera była kolejnym elementem pomiędzy kamieniem a czaszką i że odpowiedni kąt uderzenia mógł doprowadzić do zniszczenia kasku. To samo potwierdził także jego producent - firma Uvex.
Do wypadku doszło 29 grudnia, gdy Schumacher zjeżdżał na nartach we francuskich Alpach. Uderzył wówczas głową o skałę z taką siłą, że jego kask rozpadł się na części. Początkowo był zamroczony, ale przytomny, jednak po kilku godzinach jego stan gwałtownie się pogorszył. Od niemal miesiąca jest w śpiączce farmakologicznej.
Od kilku tygodni trwa jego wybudzanie, jednak jak na razie nie przynosi ono oczekiwanych rezultatów. Według nieoficjalnych już doniesień były kierowca ma nie reagować na bodźce zewnętrzne, a co gorsza, zachorował na zapalenie płuc.