• Link został skopiowany

Do medalu 22-letniej Polce zabrakło 2,7 s. A potem dramat. "Co ja narobiłam"

Łukasz Jachimiak
Zaledwie 22-letnia Polka zajęła czwarte miejsce w biegu na 30 km na narciarskich mistrzostwach świata! Do medalu zabrakło jej 2,7 sekundy. Niestety, wynik unieważniono przez pozytywny test antydopingowy. - O matko, jaka ja byłam lekkomyślna - płakała Justyna Kowalczyk. To się działo 20 lat temu. Jaka szkoda, że na zaczynających się dziś MŚ w Trondheim nie mamy żadnego sportowca tego formatu.
Justyna Kowalczyk kończy bieg (w ramce) na MŚ w Oberstdorfie (na zdjęciu) w 2005 roku
Screen YouTube FIS/MrIgorbelyakov

Na mistrzostwach świata zdobyła dwa medale złote, trzy srebrne i trzy brązowe. Przez lata była zmorą dla Norweżek z Marit Bjoergen i Therese Johaug na czele. Dla nas Justyna Kowalczyk była sportowym cudem i historią o tym, że praca popłaca.

Zobacz wideo Kamil Stoch nie leci na MŚ! Koniec pięknej kariery? "Nie dał sportowych argumentów"

Dziś w Trondheim rozpoczynają się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, na których Kowalczyk będzie brakowało nie tylko nam. Norwegom też przydałaby się tak wielka rywalka dla ich zawodniczek, znowu z Johaug na czele i z Bjoergen w roli jednej z trenerek.

20 lat temu Kowalczyk przedstawiła się światu. A potem runął jej świat

Dziś, w dniu oficjalnej inauguracji MŚ w Trondheim, mija równo 20 lat od biegu, którym Kowalczyk przedstawiła się światu. To był ostatni start pań na MŚ Oberstdorf 2025. Złoto na 30 km stylem klasycznym zdobyła Bjoergen. Wyprzedziła o 8,9 sekundy Finkę Virpi Kuitunen i o 10,3 s Rosjankę Natalję Baranową. Młoda Polka była czwarta, o 2,7 s za Baranową.

- W którym momencie przegrała Pani medal? – pytał zawodniczkę Robert Błoński, wysłannik "Gazety Wyborczej" na tamte MŚ.

- Na samym końcu ostatniej górki. Dziewczyny poszły szybko, wytrzymałam, zmieniłam tor, ale... one poszły jeszcze szybciej. Odjechały mi. Ale... należało im się. Już niedługo kończą karierę, ja dopiero zaczynam – odpowiadała Kowalczyk. I generalnie nie zgadzała się z tezą, że cokolwiek przegrała.

- Medal uciekł... Zabrakło 2,5 sekundy – usłyszała od dziennikarza.

- Nie uciekł, równie dobrze mogłam być 40. A jestem czwarta – tłumaczyła.

- Ale mówi się, że czwarte miejsce jest najgorsze dla sportowca – nie ustępował reporter.

- Piąte, dziesiąte, szesnaste jest gorsze.

Ale jest Pani poza podium – podkreślał jeszcze dziennikarz.

- Kiedyś przyjdzie i na mnie czas – śmiała się Kowalczyk.

Czas na nią przyszedł. Choć najpierw brutalnie stanął dla niej w miejscu. 16 czerwca 2005 roku, 110 dni po świetnym biegu Kowalczyk, Polska Agencja Prasowa informowała: "Nadzieja na medal olimpijski Justyna Kowalczyk zdyskwalifikowana na dwa lata za doping! Najlepszą polską biegaczkę złapano na dopingu 23 stycznia 2005 roku podczas MŚ do lat 23 w niemieckim Oberstdorfie. Polka będzie mogła wrócić do startów 22 stycznia 2007 roku. Zgodnie z decyzją FIS wszystkie wyniki uzyskane przez Kowalczyk od 23 stycznia tego roku są anulowane. To oznacza unieważnienie jej rezultatów z lutowych MŚ w Oberstdorfie, gdzie zajęła czwarte miejsce w biegu na 30 km techniką klasyczną, dziewiąte na 10 km techniką dowolną, 12. w sprincie na 0,9 km techniką klasyczną i 13. na 2 × 7,5 km techniką klasyczną i dowolną. Polska złożyła odwołanie do Lozanny, wnioskuje o dyskwalifikację dwumiesięczną".

Kowalczyk mówiła przez łzy. "Nie wiem, czy znajdę motywację do dalszych treningów. O matko, co ja narobiłam!"

Przyczyną dyskwalifikacji było stosowanie przez Kowalczyk deksametazonu na problemy ze ścięgnem Achillesa. – To nie jest doping, to środek zabroniony, ale nie można używać go tylko w dniu zawodów. Na treningach - jak najbardziej. Problemy ze ścięgnem Achillesa Justyna miała od wielu miesięcy. W Oberstdorfie też ją bolało. Pięć godzin przed startem wzięła bez mojej wiedzy pół tabletki. Potem, i to najgorsze, nie zgłosiła tego, idąc na kontrolę. To lekkomyślność. Wie pan, była zakręcona. To dzień jej urodzin, ostatni dzień młodzieżowych MŚ. Już napisaliśmy odwołanie do Lozanny, gdzie jest siedziba FIS – tłumaczył w "Gazecie Wyborczej" trener Aleksander Wierietielny.

Dramat, jaki przeżywała wtedy Kowalczyk najlepiej oddać cytując jeszcze jeden materiał „GW" z tamtego czasu. To krótka, bardzo emocjonalna rozmowa z zawodniczką.

Robert Błoński: Jest Pani lekkomyślna?

Justyna Kowalczyk: To moja totalna głupota. Nie mam słów, od dwóch dni płaczę. Tyle łez już wylałam... Olimpiada mi ucieka, ale wie pan, my nie mamy w kadrze lekarza. Poszłam do zwykłego szpitala powiatowego, bo bolało mnie ścięgno Achillesa. Dostałam lekarstwo i je zażywałam...

Brała Pani leki, nie wiedząc, co zażywa?

- A pan, jak idzie do lekarza, to pyta się o skład lekarstw?

Ja nie jestem wyczynowym sportowcem...

- No, ma pan rację. O matko, jaka ja byłam lekkomyślna... A przecież to lekarstwo to nawet wydolności nie poprawiało, tylko likwidowało ból.

Jak Pani mogła zażyć ten lek w dniu zawodów i na dodatek nie zgłosić tego przed kontrolą antydopingową?

- Nie znałam się na procedurach. Nie wiedziałam, że tak trzeba. Jestem tak zszokowana, że nie wiem, co powiedzieć. Sprawą zajął się już Polski Komitet Olimpijski. Wszyscy wierzą w moją niewinność. Na MŚ w Oberstdorfie byłam na kontroli kilka razy. Jestem czysta. Liczę, że odwołanie, jakie złożyliśmy, zostanie uznane i będę zdyskwalifikowana na dwa miesiące, a nie na lata. Bo popełniłam błąd. Szanse podobno są duże.

A jeśli nie?

- Nie wiem (płacz). Nie pojadę na olimpiadę. Jestem młoda, nie wiem, czy znajdę motywację do dalszych treningów. O matko, co ja narobiłam...

Iga Świątek przeżyła podobną historię

To wszystko trochę przypomina sytuację, jaką jesienią 2024 roku przechodziła Iga Świątek. Ona też została ukarana za złamanie przepisów antydopingowych (miesięcznym zawieszeniem), choć jej przewinieniem było tylko to, że wzięła zanieczyszczony środek wspomagający zasypianie, czego tenisistka dowiodła, poddając swoje leki i suplementy oraz samą siebie licznym badaniom.

Wina Kowalczyk była większa, ale koniec końców jej dyskwalifikację znacznie skrócono (do sześciu miesięcy), dzięki czemu jednak wystartowała na igrzyskach olimpijskich w 2006 roku i w Turynie nawet potwierdziła, że słusznie widzieliśmy w niej medalową nadzieję – zdobyła brąz na 30 km.

Kowalczyk po latach: "I dobrze, że zostałam ukarana"

W późniejszych latach Kowalczyk wiele razy z całą mocą potępiała dopingowiczów. Zapewniała przy tym, że o swojej wpadce nie zapomniała. Więcej – twierdziła, że słusznie została ukarana. W 2016 roku tak mówiła dla Sport.pl, gdy okazało się, że Norwegowie podawali leki na astmę nawet zdrowym zawodnikom: - Co do zasad sportu uważam, że wszystkie furtki powinny być zamknięte. Nie powinno być żadnych odstępstw od listy leków zakazanych. Za każde odstępstwo niech będzie kara. Sama za odstępstwo zostałam kiedyś ukarana. I dobrze, że zostałam ukarana. Tak powinno być z każdym.

Natomiast w 2015 roku, czyli dziesięć lat po wydarzeniach z Oberstdorfu, jako felietonistka "GW" Kowalczyk napisała w jednym ze swoich tekstów tak: "Deksametazon był składnikiem leku na zapalenie ścięgna Achillesa. Nie wiedziałam, że jest niedozwolony. To był szok. Kompletna amatorszczyzna. Później się okazało, że w okresach pozastartowych można go spokojnie zażywać. Minęła dekada, a ja wciąż mam obsesję na punkcie sprawdzania składu każdego leku, który przyjmuję. Nauczka na całe życie. Lista środków zabronionych jest bardzo długa i naprawdę nie trzeba się bardzo postarać, by naruszyć przepisy antydopingowe. Można podpaść już zwykłym syropem przeciwkaszlowym. Nie piszę tego, by się wybielić. Nie. Nigdy tego nie robiłam. Nie poprosiłam nawet o otwarcie próbki B. Sprawdziłam wszystkie leki, które przyjęłam. Znalazłam przyczynę kłopotów. Przyznałam się od razu. Kto chce mnie oskarżać, będzie to wciąż robił. Nie zmienię jego zdania. Mogę tylko dopisać, że odbyłam karę za przewinienie. I choć nie trwała długo, była dotkliwa. O swojej dyskwalifikacji wysłuchałam i przeczytałam już tak wiele bajek, że prostowanie tego nie ma najmniejszego sensu. Podam tylko fakty. Początkowo kara nałożona przez FIS miała trwać dwa lata. Bez naszej ingerencji WADA skróciła ją do roku. A już po odwołaniu Trybunał Arbitrażowy w Lozannie zakończył ją wraz z zakończeniem sprawy. Pod koniec roku znów mogłam startować".

Kowalczyk wróciła na trasy w grudniu 2005 roku, a już 7 stycznia 2006 roku pierwszy raz w karierze wbiegła na podium Pucharu Świata, zajmując trzecie miejsce w biegu na 10 km klasykiem w estońskiej Otepie. W całej przebogatej karierze Kowalczyk aż cztery razy wygrała cały Puchar Świata, a na wielkich imprezach wywalczyła dla Polski aż 13 medali – pięć olimpijskich (dwa złote, srebrny i dwa brązowe) oraz osiem na mistrzostwach świata (dwa złote, trzy srebrne i trzy brązowe).

Niestety, nie ma żadnych szans, żeby ktokolwiek z polskiej kadry biegaczy na MŚ Trondheim 2025 nawiązał do sukcesów Kowalczyk. W naszej drużynie na tę imprezę znaleźli się: Aleksandra Kołodziej, Izabela Marcisz, Monika Skinder, Sebastian Bryja, Dominik Bury, Kamil Bury, Piotr Jarecki i Maciej Staręga.

Więcej o:

WynikiTabela

Terminarz