Do wtorkowego startu w Lahti Kowalczyk szykowała się od dwóch lat. Na 10 km "klasykiem", czyli w swej przez lata koronnej konkurencji, podopieczna Aleksandra Wierietielnego chciała wywalczyć dziewiąty w karierze medal mistrzostw świata. Niestety, podium było daleko. Do trzeciej Astrid Jacobsen Polka straciła 39 sekund, do Charlotty Kalli, która zdobyła srebro - 53,5 s, a do najlepszej Bjoergen - 1:34,5.
Przed biegiem Budny twierdził, że Bjoergen i Kalla typowane przez wszystkich do medali, wcale nie muszą się okazać lepsze od Kowalczyk. - Jednak nic tak dobrze nie robi kobietom jak rodzenie dzieci. Unormowany tryb życia, koncentracja na macierzyństwie, dodatkowa energia do pracy - to wszystko ma Bjoergen. I rzeczywiście nikt jej teraz nie potrafi złapać. A ja powinienem o tym nie zapominać, bo przecież od dawna znam tę zasadę. Pamiętam choćby Irenę Szewińską, która zawsze była świetna, a po urodzeniu syna biła kolejne rekordy świata. Warto mieć uporządkowane życie osobiste, to po prostu dodaje siły - mówi Budny.
Zdaniem doświadczonego trenera Kowalczyk na poziomie Bjoergen biegać już nie będzie. - Wygląda na to, że swoje medale wielkich imprez już zdobyła. Szkoda, zwłaszcza że po niej w naszych biegach nie ma nikogo. Przecież te dziewczyny, które biegają z nią w Lahti prezentują poziom turystyczny - mówi Budny. - Jest tylko jedno wyjście. Jeżeli Justyna chce wystartować za rok na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu, to trzeba dać jej spokój, niech idzie drogą, którą sobie wybrała, niech tam pobiegnie w sprincie i na 30 km. Ale później ona koniecznie musi przyjść do Polskiego Związku Narciarskiego jako dyrektor ds. biegów. Akurat za rok zmieni się w związku władza, bo prezes Apoloniusz Tajner po trzeciej kadencji będzie już musiał odejść. Będzie można się dogadywać z kimś nowym. Justyna ma autorytet, wie o tym sporcie wszystko, w niej cała nadzieja. Musi być w federacji przeciwwaga dla Adama Małysza - dodaje trener.
Na koniec Budny podkreśla, że nie jest przeciwnikiem skoków narciarskich. - One muszą być wiodące, ale nie jedyne. W nich też trzeba pracować u podstaw. Działam przy olimpiadzie młodzieży i pamiętam, że jeszcze trzy-cztery lata temu musieliśmy robić kwalifikacje do konkursu, a ostatnio udało się zebrać na start 33 zawodników, z czego co najmniej 23 było wziętych z łapanki, poza czołową "10" reszta nie prezentowała żadnego poziomu. Zresztą, to samo było w seniorskich mistrzostwach Polski w grudniu, na Wielkiej Krokwi - mówi szkoleniowiec.