W 2022 roku Iga Świątek wygrywając turniej w Dausze zaczęła swoją superserię 37 zwycięstw z rzędu, w której trakcie została liderką światowego rankingu i wygrała aż sześć kolejnych imprez.
W 2023 roku na twardych, wolnych, chropowatych kortach w stolicy Kataru Iga tytuł nie tyle obroniła, co złotego sokoła (tak oryginalne trofeum dostają tam zwyciężczynie) upolowała sobie w stylu niepowtarzalnym.
Tak wyglądała droga Igi do mistrzostwa w poprzedniej edycji. A gdy teraz przywitała się z Katarem zwycięstwem 6:1, 6:1 nad Soraną Cirsteą (22. zawodniczka światowego rankingu), to eksperci słusznie się zachwycali. Na przykład Marek Furjan, komentator tenisa w Eurosporcie. O tak:
W kolejnym meczu Iga straciła tych gemów już więcej, ale pięć to wciąż bardzo mało. Zwłaszcza że mierzyła się z Jekatieriną Aleksandrową (19 WTA), mocną Rosjanką, z którą w przeszłości toczyła bardzo zacięte pojedynki - w 2023 roku wygrała z nią trzysetówkę w czwartej rundzie turnieju w Madrycie, a w 2022 roku - trzysetówkę w półfinale w Ostrawie.
Wynik ich najnowszego meczu - 6:1, 6:4 - jest trochę mylący. Łatwo wcale nie było. Owszem, w pierwszym secie Świątek dominowała: w punktach wygrała do 29:15, miała więcej winnerów (7:6) i o wiele mniej niewymuszonych błędów (5:14). Rosjanka próbowała, ale nie potrafiła złapać Polki, faworytka odjechała i wygrała partię po zaledwie 31 minutach. Ale już drugi set wyglądał zupełnie inaczej. W nim Iga została poddana wielu próbom.
Po pierwsze: Aleksandrowa miała aż sześć breakpointów. Brawa dla Świątek, że nie ani razu nie dała się przełamać (sama wykorzystała jednego z dwóch breakpointów). Brawa, że jej serwis nie zawodził, ale też za to, że wytrzymała presję, jaką swoją ofensywą zgotowała jej przeciwniczka.
W tym drugim secie Świątek wygrała 43 punkty, a Aleksandrowa 37, Świątek miała 14 uderzeń kończących, a Aleksandrowa 13, Iga popełniła 16 niewymuszonych błędów, a jej rywalka 17. Krótko mówiąc: to był set naprawdę równy. Rosjanka mocno przycisnęła naszą faworytkę.
I bardzo dobrze. Oczywiście przyjemnie ogląda się te wszystkie mecze, w których Świątek jest jak walec miażdżący wszystko na swojej drodze. Ale na pewno Idze przed wielkimi wyzwaniami potrzeba poważnych prób. Godzinny drugi set z Aleksandrową wyglądał jak naprawdę dobra zaprawa przed tym, co może teraz czekać naszą światową numer 1.
Otóż w czwartkowym ćwierćfinale trzeba będzie się zmierzyć z Jeleną Ostapenko albo z Wiktorią Azarenką. Białorusinka to również dwukrotną triumfatorka z Dohy, również numer 1 (w 2012 i 2013 roku, w sumie przez 51 tygodni). Jest w formie: w bieżącym roku wygrała osiem z 10 meczów, w Brisbane dotarła do półfinału, w Australian Open do czwartej rundy, a teraz w Dausze wygrała pierwszego seta z Ostapenką aż 6:0 (ich mecz trwa).
Ale w gruncie rzeczy szkoda byłoby, gdyby to z nią, a nie z Łotyszką zagrała w ćwierćfinale Świątek. Ostapenko jest nazywana koszmarem Polki, bo z nią Iga nigdy nie wygrała, ma bilans 0:4. A skoro nawierzchnia katarskich kortów szczególnie odpowiada naszej tenisistce, to dobrze byłoby, gdyby na nich miała okazję przełamać tę najgorszą serię, bo z żadną inną rywalką Świątek nie ma tak niekorzystnej historii spotkań.
Na Ostapenkę albo Azarenkę Świątek będzie musiała znaleźć sposób, jeśli w Dausze chciałaby zagrać jeszcze z inną wyjątkowo niewygodną rywalką. Chodzi o Jelenę Rybakinę. W ubiegłym roku Świątek przegrała z nią wszystkie trzy mecze: 4:6, 4:6 w czwartej rundzie Australian Open, 2:6, 2:6 w półfinale w Indian Wells i w ćwierćfinale w Rzymie po kreczu przy stanie 6:2, 6:7, 2:2. Jedyne zwycięstwo nad Kazaszką Polka odniosła w ćwierćfinale w Ostrawie w 2021 roku (7:6, 6:2), ale wtedy między nimi nie było jeszcze specjalnej rywalizacji.
Teraz możliwy finał Świątek - Rybakina to byłby pojedynek światowego numeru jeden ze światowym numerem cztery i interesowałby wszystkich kibiców tenisa. A ewentualne zwycięstwo Igi na pewno dodałoby jej skrzydeł na kolejne miesiące długiego, wymagającego sezonu. Ale do tego meczu jeszcze daleka droga, bo choć może się odbyć już w sobotę, to wcześniej i Świątek, i Rybakina muszą jeszcze wygrać po dwa mecze.