Novak Djoković awansował w piątek do finału Rolanda Garrosa i w niedzielę stanie przed szansą zdobycia 23. wielkoszlemowego tytułu. W półfinale Serb pokonał Hiszpana - Carlosa Alcaraza - 6:3, 5:7, 6:1, 6:1.
Po meczu głośno było nie tylko o grze Djokovicia, ale też o jego zachowaniu. Serbowi wyraźnie nie podobało się, że kibice wspierali kontuzjowanego Alcaraza, co wielokrotnie dawał do zrozumienia swoimi gestami. To spowodowało, że po zakończeniu meczu Djokovicia żegnała mieszanka braw i buczenia.
Nie do końca wiadomo, dlaczego paryska publiczność stała za Alcarazem. Część ekspertów wskazywała na kontuzję Hiszpana, który mimo bólu zdecydował się dokończyć mecz. Inni sugerowali, że zachowanie kibiców mogło mieć związek ze wcześniejszymi zachowaniami Djokovicia.
Na początku turnieju 36-latek rozpętał burzę po tym, jak napisał na kamerze: "Kosowo jest sercem Serbii". Wcześniej Djoković głośno wyrażał sprzeciw szczepionkom na koronawirusa i nigdy nie zabrał też głosu w sprawie wojny w Ukrainie. Zdaniem wielu Serb wspiera reżim Władimira Putina.
- Nie uważam, że brał udział w powrocie Rosjan i Białorusinów do rywalizacji. Nie brał w tym udziału, przynajmniej publicznie. Jest na to za leniwy. To oczywiście wspaniały zawodnik i wielki mistrz, ale jednocześnie jest gó*****ym człowiekiem. Trudno zliczyć jego wpadki, które nie dotyczyły tylko wojny w Ukrainie - powiedział fizjoterapeuta Łesii Cureko - Nikita Własow.
Członek sztabu ukraińskiej tenisistki odniósł się też do zachowania Djokovicia po skandalu, jaki wywołał jego ojciec. Ten wykrzykiwał wcześniej do kamery słowa: "Niech żyją Rosjanie". Tenisista nigdy nie skomentował skandalicznego zachowania ojca w obliczu wojny w Ukrainie.
- To nie było zachowanie normalnego człowieka. Kiedy robisz coś takiego, musisz mieć odwagę wziąć za to odpowiedzialność. Novak ani nie potępił czynu ojca, ani się od niego nie zdystansował. W żadnym ze swoich wystąpień nie potępił też wydarzeń w Ukrainie. Po jego zachowaniu spokojnie możemy wnioskować, że wspiera Rosję i jej agresywne działania - zakończył Własow.