Kilkanaście lat temu Leo Beenhakker trenował piłkarską reprezentację Polski. W pewnym momencie szło mu tak dobrze, że Grzegorz Bronowicki z Pawłem Golańskim uwierzyli, że nie są gorsi od Cristiano Ronaldo. I nie byli. Ale sędziwy Holender za mocno wierzył, że potrzebujemy mieć w nim kogoś więcej niż piłkarskiego mentora.
"Ludzie, mamy rok 2008, wyjdźcie ze swoich drewnianych chatek" - pokrzykiwał, gdy część Polski miała problem z naturalizacją na potrzeby futbolu Brazylijczyka Rogera Guerreiro. "Nie mogę przyzwyczaić się na przykład do tego, że Polacy piją wódkę od ósmej rano" - mówił innym razem.
Nawet jeśli Beenhakker miał sporo racji, to z czasem coraz trudniej było słuchać tego, co mówi. I jak mówi. Forma odrzucała. Starszy światowiec z nieodłącznym cygarem patrzył na nas z góry. Z chmury dymu. Pan Leo chciał uchodzić za kogoś, kto zawsze wie, jak jest i jak ma być.
"Step by step", które Beenhakker zostawił po sobie jako jedno z ważnych haseł, teraz powtarza Iga Świątek. I jeśli mamy uwierzyć w sens dążenia do czegoś stopniowo, krok po kroku, to komu, jeśli nie Idze? Ona idzie od sukcesu do sukcesu, a po drodze nie ruga nas, nawet nie poucza, co najwyżej pokazuje, że ktoś gdzieś zachowuje się tak, że ona nie czuje się z tym komfortowo.
Teoretycznie Iga mogłaby nas chłostać słowem za to, że w mediach i tradycyjnych, i społecznościowych, pojawia się narzekanie, nawet gdy dojdzie do finału, ale ten finał przegra. Ale Iga mówi tylko, że widząc takie rzeczy, ogranicza media. Nie chce tego niezadowolenia, bo lepiej jej z tym, że sama wie, ile dobrego zrobiła. Nawet jeśli ostatniego meczu tu czy tam faktycznie nie wygrała.
Teraz, przed ostatnim meczem w Paryżu, trzeba bardzo docenić, dokąd Iga już doszła. Nawet jeśli marzy nam się jej jeszcze jeden krok. W sobotę zobaczymy już czwarty wielkoszlemowy finał z udziałem tej dopiero 22-latki. To jest potwierdzenie, że po wejściu na szczyt Świątek się tam urządza. Krok po kroku.
W 2022 roku był huraganowy atak, wtedy Iga spadła na świat tenisa jak burza, była jak gradobicie i to takie, które zaczęło się w lutym i trwało aż do lipca (przez ten czas wygrała 37 meczów i sześć turniejów z rzędu). Nie zawsze da się być panią wszystkich żywiołów, ale utwierdzić wszystkich, że ziemia to jej żywioł, przypominać ludziom Rafaela Nadala, po którym jest w Paryżu wielka tęsknota - to jest Coś.
Spójrzmy, jak reagowała Beatriz Haddad Maia, gdy w półfinale już wydawało jej się, że jest bliska złamania Igi, a jednak nie była w stanie tego zrobić:
A przed tym meczem w rozmowie ze Sport.pl Barbara Schett mówiła o Idze: Ona tak bardzo przypomina mi Rafę Nadala: w każdym punkcie gra na 150, a nawet 200 procent.
Nadal wygrał 22 turnieje wielkoszlemowe, w tym aż 14 razy Roland Garros. Świątek od soboty może mieć "dopiero" cztery wielkoszlemowe tytuły, w tym trzy korony z paryskiego French Open. Dopiero znalazło się w powyższym zdaniu w cudzysłowie, bo to jest "dopiero" w kontekście ogromu trofeów Nadala, ale tak naprawdę to jest "już". Już, jeśli porównamy 22-letnię Igę do innych gwiazd, gdy były na tym etapie, na którym jest teraz ona.
Serena Williams, najlepsza tenisistka XXI wieku i jedna z najlepszych w historii, wygrała 23 turnieje wielkoszlemowe. Po swoich 17 pierwszych takich turniejach Amerykanka miała cztery tytuły. Iga w swoim 17. występie zagra właśnie o czwarty tytuł.
Wygrywając 37 meczów z rzędu, Świątek zrobiła w ubiegłym sezonie coś, czego nie dokonała nigdy nawet Williams (i nikt inny w XXI wieku). To duża rzecz. Ale wygranie już 34 z 40 meczów w tym roku i występ w już piątym finale to też wielka sprawa.
Gdy w 2020 roku nastoletnia Iga, grając w Roland Garros bez rozstawienia porozstawiała wszystkie rywalki po kątach, to wszyscy pytali, czy ta dziewczyna z Polski nie będzie kolejną spadającą gwiazdą, meteorytem jak X czy Y. Gdy rok temu Iga została numerem jeden rankingu WTA, nie brakowało takich, którzy twierdzili, że to na moment, że to się stało za szybko i tylko wobec niespodziewanego końca kariery ogłoszonego przez ówczesną liderkę, Ashleigh Barty. Nawet gdy Iga odpowiadała, budując tę superserię, pojawiały się głosy podważające to, co robi - a że wygrywa w niby nieważnych turniejach, a że liczą się tylko te wielkoszlemowe i że jak szlemy przyjdą, to jej wygrywanie się skończy.
Szlemy przyszły, a w nich Świątek poszła po dwa tytuły. Minął ponad rok, a Iga wciąż bez dnia przerwy - od 4 kwietnia 2022 roku - prowadzi w rankingu. Teraz, w roku 2023, przychodzi potwierdzenie klasy po tym cudownym roku 2022. Swój poziom wyraźnie podniosły Aryna Sabalenka i Jelena Rybakina, coraz więcej ekspertów mówi już nie o dominującej Świątek, tylko o wielkiej trójce damskiego tenisa. Chyba słusznie, ale to Iga pokazuje, że jest liderką tego projektu. Liderką światowego tenisa, po prostu. Sportsmenką już dojrzałą, choć jeszcze ciągle dojrzewającą i rozwijającą się, budującą się - bo to wszystko nie rośnie samo, to jest dbanie o detale, ciągła praca i pokora - harmonijnie, krok po kroku.