Australian Open. Polacy trzymają się mocno

Agnieszka Radwańska wygrała 6:0, 6:2 z Rosjanką Ałłą Kudriawcewą, a Łukasz Kubot pokonał 6:4, 3:6, 6:3, 6:1 Kolumbijczyka Santiago Giraldo w II rundzie singla Australian Open. Na taką polską damsko-męską kumulację czekaliśmy w Wielkim Szlemie 29 lat - w Roland Garros 1981 Polska miała w III rundzie Iwonę Kuczyńską i Wojciecha Fibaka

Kubot (ATP 86) był faworytem, bo Kolumbijczyk (ATP 114) do turnieju przedarł się z eliminacji i pierwszy raz w życiu grał w II rundzie Szlema. Wszyscy, z Kubotem włącznie, podkreślali, że to wymarzone losowanie.

Atmosfera na korcie numer siedem przypominała od początku raczej mecz piłkarski niż tenisowy. Z jednej strony biało-czerwona grupa darła się: "Daaaawaj Łukasz! Walczysz!", z drugiej "Santi, vaaaamos!" ryczeli Kolumbijczycy. W środku tego kotła toczył się mecz.

Giraldo rzadko się mylił. Posyłał mocne piłki na linię końcową i czekał na błędy Kubota, czyli zastosował typową latynoską taktykę wyniszczenia przeciwnika. Polak powoli opanował jednak sytuację - tak jak zapowiadał, starał się atakować drugi serwis Kolumbijczyka i często chodzić do siatki. Kluczowy był trzeci set, w którym Kubot wytrzymał początkowy napór rywala, a potem sam skutecznie zaatakował, przełamując jego serwis. W czwartej partii z Giraldo zeszło już powietrze. Polak szybko dokończył dzieło zniszczenia, a nad kortem na dobre rozśpiewali się biało-czerwoni fani. Po ostatniej piłce Kubot zdarł z siebie koszulkę i niczym rockowy gwiazdor rzucił ją w trybuny.

Tak daleko w męskim singlu Australian Open nie doszedł nikt z Polski od 32 lat, czyli od III rundy Wojciecha Fibaka w 1978 r. Dla Kubota jest to także drugi tak dobry występ w Szlemie po III rundzie US Open w 2006 r.

- Do pana Wojtka Fibaka nie ma mnie co porównywać. Był dużo lepszy, to osobowość, autorytet. Marzy mi się, żeby w przyszłości został moim konsultantem do spraw taktyki. Jego rady są zawsze bardzo cenne - mówił Kubot po meczu. - Kolumbijczyk był niewygodnym rywalem, ale mój ofensywny styl się opłacił. Publiczność była fantastyczna. Dopingowali bez przerwy przez ponad dwie godziny. Warto ciężko pracować dla takich chwil.

Polak podkreśla, że eksplozja jego formy w wieku 27 lat to zasługa czeskich trenerów Ivana Machytki i Tomaša Hlaska.- Zawdzięczam im to, gdzie teraz jestem. Machytka współpracował w przeszłości z Kordą i Št'pankiem. Jest wielki w sprawach przygotowania fizycznego, a Hlasek "poprzestawiał" mój tenis w lepszą stronę - opowiadał Polak, który w III rundzie w sobotę zmierzy się z Michaiłem Jużnym rozstawionym z nr. 20. Rosjanin zapytany o Łukasza wzruszył ramionami: - Wszystko jedno, z kim gram, czuję się mocny i to jest najważniejsze.

Kubot nigdy dotąd nie grał z Jużnym, ale sprawia wrażenie dobrze przygotowanego. - Nie można się z nim bawić w wymiany z głębi kortu, bo ma świetny, mało czytelny bekhend i potrafi zmieścić w korcie każdą piłkę. Postaram się znów zagrać agresywnie, to najlepsza metoda - powiedział Polak.

Dobra wiadomość nadeszła też z Polskiego Związku Tenisowego. Kubot porozumiał się z prezesem Jackiem Kseniem oraz kapitanem Radkiem Szymanikiem i po konflikcie z poprzednimi władzami związku wróci do reprezentacji w Pucharze Davisa w najbliższym meczu z Finlandią. - Trzeba wykorzystać moment, gdy jest mocny debel, ja i coraz silniejszy Michał Przysiężny. Kto wie, może będzie szansa na awans do Grupy Światowej, czyli grona 16 najlepszych drużyn globu - zakończył Kubot.

Rozstawiona z dziesiątką Agnieszka Radwańska pokonała Rosjankę Ałłę Kudriawcewą. Polka popełniła ledwie dziewięć niewymuszonych błędów, Rosjanka aż 39. Radwańska w gronie 32 najlepszych znalazła się szybciej i z większą swobodą niż wiele faworytek. Dinara Safina czy siostry Williams potrzebowały więcej czasu i energii, by pokonać swoje przeciwniczki, a finalistka z 2008 r. Ana Ivanović w ogóle nie zdołała przebić się przez II rundę - w kiepskim stylu poległa w czwartek z Argentynką Giselą Dulko.

- Agnieszka zaczęła wreszcie lepiej serwować i to był klucz do zwycięstwa. Coś, co zawsze było jej zmorą, powoli zaczyna pomagać. Pewniejszy serwis to efekt dodatkowych treningów. I genialnego trenera - żartował w swoim stylu Robert Radwański.

- Nie pamiętam, kiedy tak łatwo wygrałam dwa mecze w Szlemie [w I rundzie było 6:1, 6:0 z Tatianą Malek]. Rywalki trochę pomogły, ale bez mojej dobrej gry nie byłoby tak łatwo - stwierdziła Radwańska. - Szybkie zwycięstwa nie czynią mnie jednak od razu faworytką. Właśnie zaczynają się schody.

O 1/8 finału Radwańska zagra z Francescą Schiavone rozstawioną z nr. 17. - Bardzo niewygodna rywalka, gra męski tenis, trochę jak Justine Henin. Bardzo mocno rotuje piłkę do przodu. Umie ją długo trzymać w korcie, jest regularna. Zazwyczaj nie oddaje punktów za darmo. Trzeba się będzie dużo nabiegać - opowiadała Radwańska.

Polka grała dotąd ze Schiavone trzykrotnie, zawsze przegrywała. Po raz ostatni mierzyła się z 30-letnią Włoszką w II rundzie igrzysk w Pekinie. Po słabym meczu poległa 3:6, 6:7 (8-10). - To było półtora roku temu i w chińskim smogu. Nie twierdzę, że wygram, ale zrobię wszystko, by się jej zrewanżować - zakończyła Radwańska, która razem z Rosjanką Marią Kirilenko awansowała też w czwartek do II rundy debla. Z turniejem pożegnała się za to definitywnie Urszula Radwańska.

Oprócz odpadnięcia Ivanović (nr 20) niespodzianką dnia była też porażka Niemki Sabine Lisicki (21) z Włoszką Albertą Brianti. U mężczyzn poległ Hiszpan David Ferrer (17), ale w jego przypadku sensacja jest mniejsza, bo pokonał go waleczny Cypryjczyk Marcos Baghdatis.