Rozstawieni z ósemką Polacy pokonali 6:3, 7:6 (10-8) pakistańsko-holenderski duet Aisam-ul-Haq Qureshi, Jean-Julien Rojer (nr 5) i objęli prowadzenie w grupie A.
Na Masters w Londynie o 6 mln dol. (około 1 mln dol. przypada na debel) rywalizuje ośmiu najlepszych singlistów i par deblowych roku. Polacy w elicie znaleźli się po raz szósty. W przeszłości kilka razy walczyli o awans do samego końca, ale tak szczęśliwie jak teraz na Masters jeszcze się nie załapali. W sobotę w południe wciąż byli poza turniejem. Dopiero porażka depczących im po piętach Białorusina Maksa Mirnyja i Rumuna Horii Tecau w półfinale w Paryżu sprawiła, że mogli odetchnąć.
Ale nie na długo, bo organizatorzy wypchnęli ich na kort w Londynie jako pierwszych już w poniedziałek o godz. 13. Początkowe gemy wyglądały nerwowo, rywale odskoczyli na 3:1, ale potem Polacy się rozkręcili. Fyrstenberg świetnie serwował, Matkowski szalał pod siatką, obaj zaimponowali koncentracją, brawurowo walczyli przy najważniejszych punktach. Spotkanie mogli rozstrzygnąć wcześniej, mieli meczbola przy 6:5 i serwisie Fyrstenberga. Skończyli chwilę później w tie-breaku.
We wtorek w grupie A amerykańscy bracia Bob i Mike Bryanowie (1) zmierzą się z Chorwatem Ivanem Dodigiem i Brazylijczykiem Marcelo Melo (3). Bryanów pokonać będzie ciężko, bo rozgrywają najlepszy sezon w karierze - wygrali trzy Szlemy i osiem innych turniejów. Ale zwycięstwo nie jest niemożliwe - Polacy na 23 pojedynki z Amerykanami siedem razy triumfowali. Z Dodigiem i Melo, parą utworzoną niedawno, jeszcze się nie mierzyli. Chorwatowi i Brazylijczykowi zawdzięczają awans na Masters, bo to właśnie oni ograli w Paryżu Mirnyja i Tecau. W tenisie o oddawaniu meczów za przysługi raczej nie ma mowy. Gdyby Polacy wygrali jeszcze jeden pojedynek, prawie na pewno zapewniliby sobie czwarty w karierze półfinał Masters.
Największym sukcesem 33-letniego Fyrstenberga i 32-letniego Matkowskiego pozostają finały US Open i Masters z 2011 r. Polacy są w elicie od lat, zgarnęli 14 tytułów, zarobili po 2,4 mln dol. (nie licząc kontraktów sponsorskich). - Marzy nam się wreszcie jakiś duży sukces w Szlemie czy Mastersie. Tego ciągle nam brakuje - powtarzają od lat.