• Link został skopiowany

Wspomnienia o Wagnerze - mówią ludzie, którzy go znali

Dla Gazety wypowiadają się Ryszard Bosek, Wojciech Zieliński, Stanisław Gościniak, Wiktor Krebok, Jacek Wszoła, Jan Tomaszewski,Tomasz Wójtowicz, Agata Tekiel .

Wspomnienia o Wagnerze - mówią ludzie, którzy go znali

Dla Gazety wypowiadają się Ryszard Bosek, Wojciech Zieliński, Stanisław Gościniak, Wiktor Krebok, Jacek Wszoła, Jan Tomaszewski,Tomasz Wójtowicz, Agata Tekiel .

Ryszard Bosek, siatkarz złotej drużyny z igrzysk w Montrealu:

Widziałem go w sobotę na meczu ligowym i nawet powiedziałem żonie, że świetnie wygląda. Nic nie wskazywało na to, że może mieć kłopoty z sercem. A był dla mnie jak członek rodziny. Kiedy grałem w jego reprezentacji, obaj mieszkaliśmy w Warszawie. Już wtedy łączyła nas nie tylko relacja trener - zawodnik, można powiedzieć, że razem żyliśmy.

Pierwszy raz spotkałem go na zgrupowaniu reprezentacji w 1968 roku. On był jednym z najbardziej doświadczonych graczy, ja - nowicjuszem. Dzieliliśmy pokój i już wtedy zdradzał zacięcie wychowawcze. Tłumaczył, żebym pracował tylko dla siebie, żebym nie słuchał starszych zawodników, którzy czują się zagrożeni, bo sam wiem, co dla mnie najlepsze. Nauczył mnie, jak radzić sobie w grupie. Później swoje psychologiczne talenty wykorzystywał jako selekcjoner kadry. Był chyba pierwszym, który wprowadził psychologię do metod treningowych. No i łączyła nas skłonność do ciężkiej pracy, obaj wręcz uwielbialiśmy wyciskać z siebie siódme poty.

Ostatnio zdarzało nam się pokłócić, ale nigdy na śmierć i życie. Zresztą zawsze podziwiałem go za to, że nie liczył się ze słowami. Dzięki temu, że walił prosto z mostu, było wiadomo, czego się po nim spodziewać. Robił to, co mówił, nigdy nie zmieniał twarzy.

Co po sobie zostawił polskiemu sportowi? Oprócz medali, trofeów - wzorzec trenera wytyczającego sobie tylko wielkie cele i je osiągającego. Niezależnie od tego, czy szło mu dobrze, czy nie, był głęboko przekonany, że ma rację. Wierzył, że to przekonanie jest niezbędne, by odnieść sukces. Wszyscy młodzi trenerzy powinni uczyć się od niego determinacji w realizacji celów i żelaznej konsekwencji w działaniu.

Wojciech Zieliński, dziennikarz telewizyjny, komentował finał igrzysk w Montrealu:

- W 1974 roku, po niepowodzeniu na igrzyskach w Monachium, Wagner "zluzował" z funkcji trenera Tadeusza Szlagora. Z mistrzostw świata w Meksyku nie było żadnych newsów, więc sami zdobywaliśmy informacje. I choć nie było relacji z meczów naszych siatkarzy w MŚ, występy podopiecznych Wagnera rozgrzały Polaków na równi z brązowym medalem wywalczonym wcześniej przez piłkarzy. My zdobyliśmy dopiero kasetę z finału z Japonią od Hiszpanów i dzięki temu mogliśmy w TVP zaprezentować to wydarzenie.

W 1975 roku w Belgradzie, gdzie wywalczyliśmy srebro ME, byłem razem z drużyną. Pewnego razu jechaliśmy autokarem, a obok nas przejeżdżali po przegranym meczu Węgrzy. Spuszczone głowy, smutek na twarzach... "Jeszcze do niedawna to my tak wyglądaliśmy" - komentował Wagner. Wierzył w sukces. Gdy zapowiadał, że w Montrealu wywalczymy mistrzostwo olimpijskie, twierdzono, że kładzie głowę pod topór.

Ostatnio bardzo ciążyła mu funkcja sekretarza generalnego związku. Nie był do tego stworzony. Miał dosyć całej sytuacji w polskiej siatkówce, widział w niej ogromne zagrożenie dla tej dyscypliny i nie chciał o tym wszystkim rozmawiać. To był dla niego ogromny balast.

Stanisław Gościniak, siatkarz kadry Wagnera, trener Galaxii Częstochowa:

Był legendą światowej siatkówki, nie tylko polskiej. Gdy spotykałem się z zagranicznymi trenerami, zawsze wiedzieli, o kim mowa. Czy będzie jeszcze u nas ktoś taki? Trudno w ogóle to komentować.

Wagner odnosił sukcesy, ponieważ potrafił przekonać zawodników do ciężkiej pracy. Był w tym niezastąpiony. Jakiś czas temu został zaproszony na warszawską SGH. Opowiadał, jak motywować ludzi, jak z nimi wydajnie pracować. Studenci byli tym zainteresowani, bo nieraz mówiono, że stosował niekonwencjonalne metody prowadzenia zespołu. Cóż, miał charyzmę i potrafił to wykorzystać.

A z tą jego ostrością wielokrotnie przesadzano. Komentowano, że wprowadza do drużyny rządy silnej ręki. Powstał nawet film pt. "Kat". To całkowicie nieadekwatne do tego, co robił. Umiał przede wszystkim właściwie ocenić człowieka i wymagać od niego tyle, ile może. Psychologia była jego mocną stroną - umiał jak nikt zaszczepić wiarę w zwycięstwo.

To dla nas potężny cios. Hubert Wagner był w pełni oddany siatkówce. Niedawno przyjął funkcję sekretarza generalnego w bardzo trudnym okresie dla Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Czyli jak zwykle - mobilizowało go kolejne wyzwanie. Jeszcze tydzień temu rozmawialiśmy na temat zbliżającego się finału Pucharu Top Teams, który zostanie rozegrany w Częstochowie. Obiecał, że przyjedzie...

Wiktor Krebok, były trener reprezentacji Polski:

Kiedy studiował na politechnice, na której skończył siedem semestrów, miał czasami kłopoty z zaliczeniami, bo musiał dzielić czas między naukę i siatkówkę. Pewnego razu pokłócił się z wykładowcą matematyki. Ten ostatni zaczął złośliwie sugerować, że jeśli tak bardzo kocha sport, to powinien studiować na AWF. "Tak Pan sądzi? Dobrze, pójdę na AWF" - powiedział. I tak zrobił.

Ścisły umysł był jego wielkim atutem jako trenera. Wiele treningowych zasad potrafił włożyć w karby matematyki, był fanatykiem dokładności, wszystko musiało u niego grać co do minuty. Nigdy nie nauczyłem się tak wiele, jak w latach 1982-85, kiedy z nim współpracowałem. To, na co ja potrzebowałem tygodnia, on potrafił załatwić na dwóch treningach. Tak wspaniale łączył ćwiczenie siły, taktyki i techniki.

Szkoda, że zostało po nim tak niewiele słowa pisanego. Wielokrotnie mówił, że warto byłoby napisać jakieś wspomnienia, nigdy jednak nie postanowił w tej sprawie czegoś konkretnego. Wiem, tylko że w latach 70. wywiad-rzekę przeprowadzili z nim Japończycy. Został on wyemitowany w telewizji poświęconej tylko siatkówce, a także wydany jako książka. Japończycy bardzo szanowali tych, którzy z nimi wygrywali.

Jacek Wszoła, mistrz olimpijski z Montrealu w skoku wzwyż:

Bardzo przeżywam to, co się stało. Znałem Huberta Wagnera, znałem siatkarzy z jego drużyny - w tych samych latach odnosiliśmy największe sukcesy. Wielokrotnie spotykaliśmy się na zgrupowaniach. Nigdy nie wymienialiśmy doświadczeń, ale też wiele różniło nasze dyscypliny. U nas - co oczywiste - bardziej liczyło się indywidualne podejście. Natomiast prowadzenie 15-osobowej grupy ludzi to znacznie bardziej skomplikowana sprawa. Liczy się żelazna konsekwencja oraz wyraźne, czyste i klarowne zasady prowadzenia zespołu. Nie można sprawiać wrażenia, że kogoś ciągnie się za uszy, a kogoś innego pomija. Hubert nigdy nie bał się trudnych i jednoznacznych decyzji. W tym tkwiła jego siła.

Bez dwóch zdań był mistrzem motywacji. Wystarczyło popatrzeć, jak zachowuje się podczas meczu, jak rozmawia z zawodnikami w przerwach. To nie był facet, który w szczególnie trudnych momentach stał bezradnie, o nie...

Do dziś wspominam wspaniały finał olimpijski z 1976 roku. Niestety, nie oglądałem go w hali, ponieważ następnego dnia rano miałem eliminacje, a odległości do pokonania były ogromne. Ale w przeciwieństwie do kibiców w Polsce oglądałem go na żywo w telewizji, a nie z odtworzenia. Ależ to było przeżycie...

Jan Tomaszewski, były piłkarz reprezentacji Polski:

Przyjaźniliśmy się. Jurek był znakomitym kompanem. Ostatni raz spotkaliśmy się, gdy obaj zostaliśmy zaproszeni przez AWF do Białej Podlaskiej. On wręczał tam dyplomy trenerom siatkówki, ja - piłki nożnej.

Wagner należał do czwórki najwybitniejszych polskich trenerów. Poza nim na to miano zasłużyli Papa Stamm, Henryk Łasak i Kazimierz Górski.

Był człowiekiem, który zawsze mówił prawdę w oczy. Wiedział, że w sporcie nie można kitować. Politycy - owszem, dzięki kitowaniu mogą coś osiągnąć, ale nie sportowiec.

Jak nikt orientował się w realiach. Gdy zapowiadał, że polscy siatkarze będą zdobywać złote medale, pukano się w czoła. A on tylko mówił prawdę - bo znał siłę swojego zespołu, bo doskonale potrafił czytać grę rywali. Swoim zawodnikom mówił: "Panowie, w tym i w tym jesteśmy lepsi, ale w tym i w tym oni poradzą sobie z nami". I tak ustawiał drużynę, że ta wygrywała.

Żył siatkówką. Opowiadał mi na przykład, dlaczego nie odnieśliśmy sukcesów w Lidze Światowej. "To nie kwestia tej konkretnej drużyny, to sprawa szkolenia siatkarzy" - tłumaczył. Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy został sekretarzem generalnym PZPS. Myślałem, że niebawem wybiorą go na prezesa. On mógł przywrócić polskiej siatkówce dawny blask.

Tomasz Wójtowicz, siatkarz złotej drużny, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" 2000/12/13:

- Kto wie, gdyby nie on, być może nie zaszedłbym tak daleko? Wybitnego siatkarza tylko w 15-20 procentach tworzy talent. Reszta to efekt potu wylanego na treningach. A naprawdę ciężkiej pracy nauczył mnie Wagner. Były okresy, w których codziennie wykonywaliśmy 400 skoków przez metrowej wysokości płotek, i to z 15-kilogramowym obciążeniem! Zdarzały się momenty załamania, kiedy mieliśmy dosyć wszystkiego, wyzywaliśmy go w duchu od najgorszych, ale jego broniły wyniki. Ktoś kiedyś wyliczył, że mamy większe obciążenia niż górnicy dołowi. Przyznam szczerze - nie wiem, czy w innych okolicznościach, z innym człowiekiem potrafiłbym tak harować - nawet 10 godzin dziennie. A Wagner wytworzył coś takiego, że w domu długo nie mogliśmy wytrzymać. Po dwóch, trzech dniach odpoczynku ciągnęło nas z powrotem, jak marynarza na morze.

Siatkarka Skry Warszawa Agata Tekiel w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej" (1997/03/14):

- Wagner potrafi być wyrozumiały, więc byłam zwolniona ze skakania przez płoty i z podnoszenia sztangi, na co nie pozwala mi stan kręgosłupa. Jest więc takim wyrozumiałym katem. Ale który z trenerów wpadłby na pomysł, aby przed sezonem wynająć eksmaratończyka do ganiania dziewczyn w podwarszawskim lesie? W Warszawie miałyśmy codziennie po dwa treningi trwające 2,5 do 3 godzin. Potem był tydzień w Spale. Jedyne, czego brak mi u Wagnera, to w trakcie meczu choćby jednego dobrego słowa. Trener jest żarliwym wyznawcą zasady, że kobiety trzeba tresować, a nie trenować. Może dlatego mamy albo krytykę wykrzyczaną, albo powiedzianą cicho, ale za to dosadnie.

Dodawanie komentarzy zostało wyłączone na czas ciszy wyborczej