Piotr Przybecki: Na pewno nikt się tego nie spodziewał. Przed meczem nastroje były dobre, oczekiwania spore. Jeszcze nie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć. Ale nie spodziewali się tego także sami Chorwaci, co widać było po ich reakcjach. Niestety, za łatwo im ta wygrana przyszła.
- Nie poradziliśmy sobie z chorwacką obroną 3-2-1. Wysunięty Duvnjak bardzo skutecznie uniemożliwiał naszym zawodnikom rozegranie, a zabrakło koncepcji, jak w tym układzie grać. Przygotowaliśmy za mało wariantów ofensywnych, a kiedy rywale nas zaskoczyli, nie mogliśmy nic zrobić. Na początku jakoś się trzymaliśmy, ale kiedy rywale rzucali kolejne gole i zobaczyli, że idzie im tak dobrze, dobili nas.
Na drużynę negatywny wpływ miały też na pewno kontuzje Bartka Jureckiego i Krzyśka Lijewskiego. Nie miał kto odciążyć Michała Szyby i Kamila Syprzaka. Z drugiej strony przykład Niemców pokazuje, że można sobie z tym poradzić. Od początku turnieju występują bez Gensheimera, Groetzkiego czy Wiencka. Do tego teraz wypadli Weinhold i Dissinger, a mimo to udało im się pokonać Danię i wedrzeć się do półfinałów.
- Oczywiście, gdy gra się u siebie przy 15 tysiącach widzów o awans do półfinału, to ręka może drżeć. Ale nasi zawodnicy powinni sobie poradzić z presją. To przecież doświadczony zespół, pełen zawodników na co dzień grających w Lidze Mistrzów, którzy zdobywali już medale mistrzostw świata. Nie sądzę więc, żeby presja była przyczyną naszej porażki.
- Nie mam wrażenia, że przed turniejem balon nadziei był za bardzo napompowany. Wiedzieliśmy przecież, że drużyna ma problemy kadrowe. Największym ciosem było wypadnięcie Mariusza Jurkiewicza. Do tego doszła operacja Andrzeja Rojewskiego. Ale te kontuzje nie były zaskoczeniem dla sztabu szkoleniowego, który starał się przygotować warianty zastępcze. Uśpić mogła nas wspaniała wygrana z Francuzami. Możliwe, że po tym meczu za bardzo uwierzyliśmy w wielkość drużyny. Z drugiej strony należy pamiętać, że wygrywanie meczów "na styku", takich jak z Serbią czy Macedonia, to też wielka sztuka. Wtedy nasi udowodnili, że są silni psychicznie.
Należy też pamiętać, że to jest turniej i trzeba rozsądnie gospodarować siłami. Francja też wiele turniejów zaczynała przeciętnie, by odpalić w decydujących momentach. Tak się po prostu gra. W drugiej fazie kluczowe było spotkanie z Norwegami. To czarny koń turnieju, ale o wielkiej wartości. Pokazali to, wygrywając z nami i Francją. Z kolei wygrana nad Białorusią nam przyszła dość łatwo, ale też dlatego, że zabrakło im Rutenki.
- Od początku wiadomo było, że Michał Jurecki sam drużyny nie pociągnie, że przyjdzie ten słabszy moment. Za Jurkiewicza wymyślono Konitza i Glińskiego, ale czy oni dostali dość szans przed turniejem? Czy byli właściwie wprowadzeni do drużyny? Nad tym można się zastanawiać. Wkomponowanie nowych zawodników do składu nie jest możliwe z dnia na dzień.
- Ta absencja była dotkliwa. Jurkiewicz to wszechstronny zawodnik, który świetnie rozwinął się przy trenerach Cadenasie, a wcześniej Dujszebajewie. Doskonale broni, wyprowadza kontry, notuje dużo przechwytów. Nie jest typowym rozgrywającym. Bardzo by się przydał. Żałuję, że nie udało się postawić na nogi Grzegorza Tkaczyka. Ma on wyjątkową umiejętność uspokojenia gry, znalezienia innego wariantu rozegrania. W starciu z Chorwacją taki gracz byłby nie do przecenienia.
- Pozycja bramkarza jest newralgiczna, być może najważniejsza. Dlatego statystyki Sławka mają wpływ na końcowy wynik. Z drugiej strony koniecznie trzeba pamiętać, że w piłce ręcznej bramkarz gra tak, jak mu pozwala obrona. Z Francją funkcjonowało to dobrze, z Chorwacją nie. Gdyby nie interwencje Szmala z Chorwatami, wynik byłby jeszcze gorszy i już do przerwy nie mielibyśmy żadnych złudzeń.
- Żeby dobrze wykonywać karne, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje techniczne i psychiczne. Świetnym wykonawcą był Bartek Jurecki. Ma nietypowy rzut, bardzo dla bramkarzy nieprzyjemny. Szkoda, że z drugiej fazy wykluczył go uraz. Karol Bielecki rzuca karne także w klubie i wydawało się, że to odpowiedni wykonawca. Niestety, parę razy się pomylił.
- Nie ma czasu na rewolucję, bo do igrzysk zostało parę miesięcy. Trzeba się podnieść po porażce i w kwalifikacjach wywalczyć awans do Rio. A potem spróbować w Brazylii ugrać jak najwięcej.
- Kadra to zaszczyt, ale za wcześnie, by poruszać ten temat. Nie chcę tego komentować.
Komentarze (0)
Piotr Przybecki po klęsce reprezentacji Polski: Jeszcze w to nie mogę uwierzyć
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!