• Link został skopiowany

Piotr Przybecki po klęsce reprezentacji Polski: Jeszcze w to nie mogę uwierzyć

Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych to doświadczony zespół, z zawodnikami grającymi w Lidze Mistrzów, którzy zdobywali medale mistrzostw świata. Nie sądzę więc, żeby presja była przyczyną naszej porażki - mówi Piotr Przybecki, trener piłkarzy ręcznych Śląska
Mecz Polska-Chorwacja w Krakowie
fot. Kuba Ociepa / Agencja Gazet

Tomasz Szuchta: Co pan czuje po wysokiej porażce z Chorwatami? Zaskoczenie? Rozczarowanie?

Piotr Przybecki: Na pewno nikt się tego nie spodziewał. Przed meczem nastroje były dobre, oczekiwania spore. Jeszcze nie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć. Ale nie spodziewali się tego także sami Chorwaci, co widać było po ich reakcjach. Niestety, za łatwo im ta wygrana przyszła.

Gdzie został popełniony błąd?

- Nie poradziliśmy sobie z chorwacką obroną 3-2-1. Wysunięty Duvnjak bardzo skutecznie uniemożliwiał naszym zawodnikom rozegranie, a zabrakło koncepcji, jak w tym układzie grać. Przygotowaliśmy za mało wariantów ofensywnych, a kiedy rywale nas zaskoczyli, nie mogliśmy nic zrobić. Na początku jakoś się trzymaliśmy, ale kiedy rywale rzucali kolejne gole i zobaczyli, że idzie im tak dobrze, dobili nas.

Na drużynę negatywny wpływ miały też na pewno kontuzje Bartka Jureckiego i Krzyśka Lijewskiego. Nie miał kto odciążyć Michała Szyby i Kamila Syprzaka. Z drugiej strony przykład Niemców pokazuje, że można sobie z tym poradzić. Od początku turnieju występują bez Gensheimera, Groetzkiego czy Wiencka. Do tego teraz wypadli Weinhold i Dissinger, a mimo to udało im się pokonać Danię i wedrzeć się do półfinałów.

A może to przede wszystkim kwestia presji, której po prostu drużyna nie udźwignęła?

- Oczywiście, gdy gra się u siebie przy 15 tysiącach widzów o awans do półfinału, to ręka może drżeć. Ale nasi zawodnicy powinni sobie poradzić z presją. To przecież doświadczony zespół, pełen zawodników na co dzień grających w Lidze Mistrzów, którzy zdobywali już medale mistrzostw świata. Nie sądzę więc, żeby presja była przyczyną naszej porażki.

Po porażce z Chorwacją nasza drużyna została totalnie skrytykowana. Ale może brak awansu do strefy medalowej nie powinien nikogo zaskakiwać? Może osiągnęliśmy wynik na miarę naszych realnych możliwości?

- Nie mam wrażenia, że przed turniejem balon nadziei był za bardzo napompowany. Wiedzieliśmy przecież, że drużyna ma problemy kadrowe. Największym ciosem było wypadnięcie Mariusza Jurkiewicza. Do tego doszła operacja Andrzeja Rojewskiego. Ale te kontuzje nie były zaskoczeniem dla sztabu szkoleniowego, który starał się przygotować warianty zastępcze. Uśpić mogła nas wspaniała wygrana z Francuzami. Możliwe, że po tym meczu za bardzo uwierzyliśmy w wielkość drużyny. Z drugiej strony należy pamiętać, że wygrywanie meczów "na styku", takich jak z Serbią czy Macedonia, to też wielka sztuka. Wtedy nasi udowodnili, że są silni psychicznie.

Należy też pamiętać, że to jest turniej i trzeba rozsądnie gospodarować siłami. Francja też wiele turniejów zaczynała przeciętnie, by odpalić w decydujących momentach. Tak się po prostu gra. W drugiej fazie kluczowe było spotkanie z Norwegami. To czarny koń turnieju, ale o wielkiej wartości. Pokazali to, wygrywając z nami i Francją. Z kolei wygrana nad Białorusią nam przyszła dość łatwo, ale też dlatego, że zabrakło im Rutenki.

Pojawiły się opinie że nasz zespół za bardzo był zlepkiem gwiazd, uzależnionym od indywidualnych popisów Jureckiego, Bieleckiego czy Szmala. Nie było drużyny. Raz dobrze grały skrzydła, a słabo rozegranie. W innym meczu było odwrotnie.

- Od początku wiadomo było, że Michał Jurecki sam drużyny nie pociągnie, że przyjdzie ten słabszy moment. Za Jurkiewicza wymyślono Konitza i Glińskiego, ale czy oni dostali dość szans przed turniejem? Czy byli właściwie wprowadzeni do drużyny? Nad tym można się zastanawiać. Wkomponowanie nowych zawodników do składu nie jest możliwe z dnia na dzień.

Na ile kluczowy w turnieju był brak Mariusza Jurkiewicza, który nie zdążył wrócić do gry po kontuzji?

- Ta absencja była dotkliwa. Jurkiewicz to wszechstronny zawodnik, który świetnie rozwinął się przy trenerach Cadenasie, a wcześniej Dujszebajewie. Doskonale broni, wyprowadza kontry, notuje dużo przechwytów. Nie jest typowym rozgrywającym. Bardzo by się przydał. Żałuję, że nie udało się postawić na nogi Grzegorza Tkaczyka. Ma on wyjątkową umiejętność uspokojenia gry, znalezienia innego wariantu rozegrania. W starciu z Chorwacją taki gracz byłby nie do przecenienia.

Sławomir Szmal to według statystyk dziesiąty bramkarz tych mistrzostw. Piotra Wyszomirskiego w ogóle nie ma w czołówce. Zabrakło nam klasowych bramkarzy?

- Pozycja bramkarza jest newralgiczna, być może najważniejsza. Dlatego statystyki Sławka mają wpływ na końcowy wynik. Z drugiej strony koniecznie trzeba pamiętać, że w piłce ręcznej bramkarz gra tak, jak mu pozwala obrona. Z Francją funkcjonowało to dobrze, z Chorwacją nie. Gdyby nie interwencje Szmala z Chorwatami, wynik byłby jeszcze gorszy i już do przerwy nie mielibyśmy żadnych złudzeń.

Z rzutami karnymi mieliśmy problem już przed mistrzostwami. Podczas turnieju też było kiepsko. Brakuje nowego Tomasza Tłuczyńskiego, sporo goli nam w ten sposób uciekło.

- Żeby dobrze wykonywać karne, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje techniczne i psychiczne. Świetnym wykonawcą był Bartek Jurecki. Ma nietypowy rzut, bardzo dla bramkarzy nieprzyjemny. Szkoda, że z drugiej fazy wykluczył go uraz. Karol Bielecki rzuca karne także w klubie i wydawało się, że to odpowiedni wykonawca. Niestety, parę razy się pomylił.

Ale szanse awansu na igrzyska olimpijskie mamy wielkie. Co według pana należy zrobić: utrzymać tę ekipę czy robić rewolucję?

- Nie ma czasu na rewolucję, bo do igrzysk zostało parę miesięcy. Trzeba się podnieść po porażce i w kwalifikacjach wywalczyć awans do Rio. A potem spróbować w Brazylii ugrać jak najwięcej.

Do dymisji podał się trener Michael Biegler. Pan jest wymieniany w gronie jego następców. Jest pan zainteresowany poprowadzeniem reprezentacji?

- Kadra to zaszczyt, ale za wcześnie, by poruszać ten temat. Nie chcę tego komentować.

Komentarze (0)

Piotr Przybecki po klęsce reprezentacji Polski: Jeszcze w to nie mogę uwierzyć

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!

Zgłoś komentarz

Czy masz pewność, że ten post narusza regulamin?

Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę
Dziękujemy za zgłoszenie

Komentarz został zgłoszony do moderacji

Nadaj nick

Nazwa użytkownika (nick) jest wymagana do oceniania, komentowania oraz korzystania z forum.

Wpisz swój nick
Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę

Użyj od 3 do 30 znaków. Nie używaj polskich znaków, wielkich liter i spacji. Możesz użyć znaków - . _ (minus, kropka, podkreślenie).