Pomimo kiepskich wyników w ostatnim czasie, skoki narciarskie w Polsce cieszą się ogromną popularnością. Kibice wciąż żyją Małyszomanią czy Stochomanią oraz pamiętają kapitalne wyniki Dawida Kubackiego i Piotra Żyły.
W miejscowości Strachocina pod Sanokiem od lat 90. odbywają się skoki amatorów. Jak pisze Michał Chmielewski z TVP Sport: "Grupa miłośników nart od lat, niemalże gołymi rękami i z minimalnym budżetem, ulepsza Strachoczankę – najpierw kilkunastometrową skocznię, a dziś już taką, gdzie dało się skoczyć i ustać odległość aż 35 metrów. Mimo że takie dystanse nie robią wrażenia na profesjonalnych zawodnikach, to w skali amatorskiej mowa już o zdecydowanie poważnym uprawianiu sportu".
Teraz na Skoczni "Strachoczanka" w Strachocinie jest już m.in. igielit, tory i drewniane bandy. W komunikacie z 9.02 czytamy, że na nadchodzący rok organizatorzy planują m.in. "zakup działek pod wybieg skoczni K-30 oraz pod budowę skoczni K-60 tuż obok istniejącej skoczni" - czytamy. "Cele ambitne, ale jak najbardziej do zrealizowania. O postępach w działaniu będziemy informować na bieżąco" - napisano.
Dziennikarze TVP Sport porozmawiali na temat budowy nowej skoczni z jednym z budowniczych - Adriana Cecułę. - Dziś, żeby poważnie potrenować, trzeba poświęcić czas i pieniądze na podróż przez pół kraju. Uważamy, że to wstyd dla regionu i bierzemy sprawy w swoje ręce. To już nie fanaberia fanów, tylko troska o dyscyplinę. Więc to ma być profesjonalny projekt, zwrócimy się o pomoc do homologanta FIS Krzysztofa Horeckiego - poinformował.
- Jesteśmy realistami, więc sądzimy, że wariant minimum na to przedsięwzięcie to 2-3 lata. Chcielibyśmy też zainteresować tą inicjatywą działaczy w PZN, dotąd nie zaoferowano nam żadnej pomocy, choćby proceduralnej - dodał.