Po sobotnich półfinałach nikt nie miał wątpliwości, że reprezentacje Francji i Stanów Zjednoczonych w pełni zasłużenie znalazły się w finale. Francuzi w sobotę nie dali żadnych szans gospodarzom turnieju finałowego - Włochom, rozbijając ich bez straty seta. Amerykanie z kolei w identycznym stosunku ograli polskich siatkarzy.
Jeśli ktoś się spodziewał wielkich emocji w niedzielnym finale, srogo się zawiódł, gdyż od początku stał on pod znakiem dominacji mistrzów olimpijskich z Tokio. W pierwszym secie Francuzi błyskawicznie wyszli na prowadzenie 5:2 i 8:4, po czym tylko swoją przewagę powiększali, by ostatecznie zwyciężyć do 16.
W drugiej partii nie było inaczej. Amerykanie wciąż byli tłamszeni przez "Trójkolorowych", którzy rozpoczęli tę część gry od prowadzenia 7:2. Tę kilkupunktową przewagę bardzo pewnie utrzymali do końca seta, a pierwsze skrzypce w szeregach drużyny Andrei Gianiego grał Earvin Ngapeth, który w pierwszych dwóch setach zdobył aż 12 punktów, grając na kosmicznej, 80-procentowej skuteczności w ataku.
Nie mając nic do stracenia, trener Amerykanów John Speraw zdecydował się w trzecim secie na niespodziewany manewr - na pozycję atakującego przesuną Toreya Defalco, a do przyjęcia posłał Garretta Muagututię. To sprawiło jednak, że siatkarze Stanów Zjednoczonych wrócili do gry. I to w jakim stylu! W trzeciej partii rozbili rywala do 15 i wciąż byli w grze o końcową wygraną.
Odmienieni Amerykanie stali się zespołem bardzo trudnym do zatrzymania. W czwartym secie bardzo szybko zyskali inicjatywę, potrafili powstrzymać i zirytować Ngapetha, a dzięki temu w połowie partii mieli przewagę czterech punktów - 14:10. Francuzi nie odpuszczali, potrafili zniwelować stratę do ledwie jednego punktu, a siatkarze obu drużyn popisywali się wspaniałymi obronami, które podnosiły temperaturę w hali w Bolonii. Koniec końców jednak Amerykanie wygrali bez większych nerwów, do 21, i doprowadzili do tie-breaka.
W decydującym secie Francuzi odzyskali rezon, a w ich szeregach główne role odgrywał duet Antoine Brizard - Earvin Ngapeth. Przy znakomitych zagrywkach francuskiego rozgrywającego i świetnej grze na lewym skrzydle gwiazdy reprezentacji Francji mistrzom olimpijskim udało się ze stanu 1:2 zdobyć sześć punktów z rzędu i przy prowadzeniu 7:2 byli na autostradzie do zwycięstwa w całej Lidze Narodów. Cudu tym razem już nie było - po ataku w siatkę Davida Smitha "Trójkolorowi" zwyciężyli 15:10.
Reprezentacja Francji ostatecznie pokonała Stany Zjednoczone 3:2 i po raz pierwszy wygrała Ligę Narodów. Warto zaznaczyć jednak, że wcześniej - w 2015 i 2017 roku - "Trójkolorowi" okazywali się najlepsi w Lidze Światowej. Mistrzowie olimpijscy w Bolonii potwierdzili, że będą jednymi z głównych faworytów do zwycięstwa w mistrzostwach świata w Polsce i Słowenii, które rozpoczną się już za miesiąc.
Francja: Ngapeth (22 punkty), Patry (17), Le Goff (8), Clevenot (11), Brizard (5), Chinenyeze (6), Grebennikov (libero) oraz Jouffroy (2), Boyer.
USA: A. Russell (20), Defalco (13), Jendryk (11), Smith (6), Christenson (4), Ensing (1), Shoji (libero) oraz K. Russell (4), Muagututia (11).
Komentarze (6)
Thriller w finale Ligi Narodów. Pięć setów i mistrzowie olimpijscy triumfują