Czapki z głów przed Zaksą. Padały słowa: chude lata, rozbiórka. A oni znów są w dwóch finałach

Agnieszka Niedziałek
Teraz przyjdą chude lata - ostrzegano tuż po tym jak dokładnie rok temu Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała Ligę Mistrzów. Już wtedy było bowiem wiadomo, że wkrótce odejdzie trzech kluczowych siatkarzy. Potem doszły kolejne zmiany, ale klub zamiast spaść ze szczytu trzyma się na nim mocno i pokazuje się, że zapowiadana rozbiórka okazało się tylko przebudową.

Stabilność w budowaniu składu i w grze była w ostatnich latach znakiem rozpoznawczym Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle. Na arenie krajowej przynosiła ona efekty w postaci medali, ale brakowało dużego sukcesu w rywalizacji międzynarodowej. Do czasu jednak, a dokładnie do 1 maja 2021 roku. Ekipa, która w europejskich pucharach występuje pod skróconą nazwą Grupa Azoty Kędzierzyn-Koźle, pokonała tego dnia włoski Itas Trentino 3:1 w finale Ligi Mistrzów w Weronie i została pierwszym polskim klubem, który wygrał te prestiżowe rozgrywki siatkarskie pod obecną nazwą (Płomień Milowice w 1978 roku sięgnął po ówczesny Puchar Europy Mistrzów Krajowych).

Zobacz wideo Spacerek ZAKSY. Obrońca tytułu łatwo awansował do finału Ligi Mistrzów

Zamiast czarnych chmur kontynuacja sukcesów

Najpierw była euforia, confetti, szampan i okazały puchar, a dzień później powrót oraz powitanie z pompą w kraju. Już wówczas jednak z tyłu głowy u kibiców i działaczy pojawiało się pytanie "Co dalej?". Nie brało się ono znikąd. Już znacznie wcześniej bowiem nieoficjalnie wiadomo było, że po sezonie z drużyną rozstanie się trzech kluczowych siatkarzy, którzy mieli spory wkład w jej ostatnie sukcesy. Mowa o francuskim rozgrywającym Benjaminie Toniuttim, libero Pawle Zatorskim oraz środkowym Jakubie Kochanowskim. Przy okazji finału w Weronie zaś huczało, że Sir Sicoma Monini Perugia kusi trenera Nikolę Grbica. Serb tuż po meczu nie chciał się wypowiadać na ten temat, ale nieco ponad dwa tygodnie później klub z Kędzierzyna-Koźla poinformował, że szkoleniowiec poprosił o rozwiązanie kontraktu i zgodę otrzymał.

Wieszczono więc, że nad Zaksą zbiorą się czarne chmury i o kolejnym sezonie pełnym sukcesów trzeba będzie zapomnieć. W poprzednim - poza triumfem w Lidze Mistrzów - zespół zdobył także Superpuchar Polski oraz Puchar Polski. Mała zadyszka dała o sobie zaś znać w PlusLidze, w której - jako murowany faworyt - przegrał w finale z Jastrzębskim Węglem. Wobec zapowiadanych zmian i związanych z nimi obaw kibice kędzierzynian i oni sami raczej tylko w kategorii marzeń wspominaliby o powtórce wyników sprzed roku. Co prawda nie udało im się teraz sięgnąć po Superpucharu Polski, ale mają na koncie już krajowy puchar i czekają na ponowny występ w finale Ligi Mistrzów oraz ekstraklasy.

W porównaniu z rozgrywkami 2020/21 w składzie zostali będący ważnymi ogniwami przyjmujący Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk, atakujący Łukasz Kaczmarek i środkowy Dawid Smith, ale dla wielu oczywiste wydawało się, że wobec odejścia Toniuttiego, Zatorskiego i Kochanowskiego strata na jakości gry będzie nieunikniona. Okazało się jednak, że pozyskani w ich miejsce - odpowiednio - Marcin Janusz, Amerykanin Erik Shoji i Norbert Huber z postawionego przed nimi bardzo trudnego zadania wywiązują się jak na razie świetnie.

Dawny trener reprezentacji Polski, a obecnie komentator Ireneusz Mazur w kwietniowej rozmowie ze Sport.pl chwalił byłego już prezesa Zaksy Sebastiana Świderskiego (na początku roku został zastąpiony w związku z tym, że sam jesienią objął stery w Polskim Związku Piłki Siatkowej) za dokonanie właściwych zmian.

- Niby doszło trzech graczy do podstawowego składu, ale drużyna dalej funkcjonuje na najwyższym poziomie. Janusz gra bardzo dobrze, widać u niego myśl. Jedyna obawa dotyczy jego zdrowia. To jest największy problem. Jeśli chodzi o kreowanie gry, to już parę razy wygrał w tym sezonie z Toniuttim, który ma w Jastrzębskim Węglu skład - jak to mówią - klękajcie narody. Hubert jest zjawiskową postacią na środku. Shoji na dziś jest chyba dla wszystkich numerem jeden wśród libero w naszej lidze - ocenił wówczas ekspert.

Rezerwowi na posterunku

Jego zdaniem fenomen kędzierzynian polega również na tym, że każda z gwiazd odkłada na bok swoje osobiste ambicje w imię dobra i jedności drużyny. Swoją rolę w zespole znają i akceptują też rezerwowi. Co prawda przy pojedynczych potknięciach Zaksy w ostatnich latach nieraz wskazywano, że brakuje jej zmienników, którzy byliby w stanie pociągnąć grę, ale w sobotę w decydującym meczu półfinału PlusLigi z Aluronem CMC Wartą Zawiercie losy spotkania odmienili właśnie oni. Trener Gheorge Cretu, który zastąpił latem na stanowisku Grbica, posłał w trudnym momencie do gry Wojciecha Żalińskiego i Krzysztofa Rejno, którzy zastąpili Śliwkę i Smitha, potwierdzając swoją wartość.

- Długo czekałem na taki mecz i szczerze powiedziawszy, nie chciałem, by to wypadło akurat dzisiaj, bo tak jak już kiedyś mówiłem - każda moja obecność na boisku oznacza kłopoty Zaksy. Wolałbym pojawiać się rzadko, bo to oznacza, że drużyna gra dobrze i notuje kolejne zwycięstwa - podkreśla Żaliński w materiale zamieszczonym na stronie Polskiej Ligi Siatkówki.

34-letni przyjmujący, który dołączył do zespołu przed sezonem, nie miał zbyt wielu okazji do zaprezentowania się w ostatnich miesiącach, ale jeśli już, to raczej były to krótkie występy. W sobotę pojawił się na parkiecie w drugim secie i pozostał na nim do końca spotkania.

- Wojtek i Krzysiek odegrali kluczową rolę. Weszli w bardzo trudnym momencie, pokazali kapitalną grę i swoją klasę. Chapeau bas dla nich, bo wejść w takim trudnym spotkaniu i zagrać tak dobrze to czapki z głów - komplementuje kolegów Semeniuk.

Imponująca regularność Zaksy została więc zachowana. Od sezonu 2015/16 jest stałym uczestnikiem finałowej walki o mistrzostwo Polski, którą trzykrotnie rozstrzygnęła w tym czasie na swoją korzyść. Rozgrywki 2019/20 zostały zakończone przedwcześnie z powodu pandemii COVID-19 i medali nie przyznano, ale kędzierzynianie wtedy również zostali sklasyfikowani na pierwszym miejscu. Po raz drugi z rzędu w decydującej fazie rywalizacji zmierzą się z Jastrzębskim Węglem, a pierwszy pojedynek (tym razem gra się do trzech, a nie do dwóch zwycięstw) odbędzie się w środę. W finale Ligi Mistrzów, który zaplanowano z kolei na 22 maja w Lublanie, również czeka ich powtórka sprzed roku, bo ponownie po drugiej stronie siatki stanie Itas Trentino.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.