We wtorek Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po raz pierwszy w tym sezonie znalazła się pod ścianą. Przegrała pierwsze spotkanie półfinałowe PlusLigi przeciwko Aluronowi CMC Warcie Zawiercie 1:3 (25:22, 17:25, 22:25, 23:25) i mogła już teraz odpaść z walki o mistrzostwo Polski.
Tego ZAKSA nie mogłaby sobie jednak darować. Już w zeszłym sezonie bardzo żałowała porażki w finale PlusLigi z Jastrzębskim Węglem, a teraz miałaby pożegnać się z marzeniami o złocie jeszcze wcześniej? Kędzierzynianie udowodnili, że nie tak łatwo ich złamać - nawet tak dobrym meczem, jaki Zawiercie rozegrało w sobotę. Sensacji nie było, bo we wtorek ZAKSA zagrała o wiele lepiej i pewnie odrobiła straty z pierwszego meczu.
Zdecydowanie lepiej w rewanżowe spotkanie weszli zawodnicy ZAKSY - przeszli od stanu 6:6 do 14:8. Kędzierzynianie stwarzali sobie przewagę przede wszystkim świetnym, stabilnym przyjęciem, ale także agresywną zagrywką i różnorodnością w ataku. Tej ostatniej brakowało po stronie Zawiercia. Zwłaszcza w przypadku Facundo Conte, który rozgrywał bardzo słabe spotkanie.
Nie pomagały dobre wystawy Miguela Tavaresa, czy ekwilibrystyka ataków Urosa Kovacevicia. Bez choćby przyzwoicie grającego Conte i z prezentującym przeciętny poziom na prawym ataku Dawidem Konarskim Zawiercie nie mogło nawiązać równej walki z wicemistrzem Polski.
Gospodarze starali się nie tracić kontaktu z ZAKSĄ i dogonić drużynę trenera Gheorghe Cretu, ale ostatecznie im się to nie udało. Przegrali pierwszą partię do 20 i stracili całą pewność siebie zgromadzoną po zwycięstwie 3:1 na wyjeździe.
Pierwsze półfinałowe spotkanie rozgrywane w Kędzierzynie zupełnie nie wyszło atakującemu ZAKSY, Łukaszowi Kaczmarkowi. Atakował na poziomie 32 procent skuteczności i zdobył tylko jedenaście punktów, co jak na niego było słabym wynikiem.
Symbolem nieudanego spotkania Kaczmarka był moment, w którym rozerwał swoją koszulkę. Bardzo przypadł do gustu kibicom z Zawiercia, którzy wyśmiali zachowanie atakującego.
W nawiązaniu do gestu Kaczmarka na mecz w Zawierciu przygotowali reprodukcję fragmentu obrazu "Rejtan - Upadek Polski" Jana Matejki z wizerunkiem Tadeusza Reytana, który w 1772 roku, rozrywając koszulę padł przed salą, na której miał się odbyć zebranie sejmu zatwierdzające I rozbiór Polski.
Na Kaczmarku nie wywarło to jednak wielkiego wrażenia. Choć kibice Warty, pokazując reprodukcję, gdy Kaczmarek szedł w pole serwisowe, nie wytrzymywali ze śmiechu na trybunach, on na ich małą prowokację nawet nie spojrzał. W Zawierciu grał zresztą jak odmieniony: dorobek jedenastu punktów z pierwszego meczu wyrównał już po dwóch setach, a skuteczność ataku miał na poziomie 60 procent. Był jednym z najważniejszych ogniw swojej drużyny obok libero Erika Shojiego, który fantastycznie podtrzymywał przyjęcie, Kamila Semeniuka świetnie funkcjonującego w ataku i Norberta Hubera, który po raz kolejny w tym sezonie znakomicie spisywał się na środku.
Drugi set ZAKSA wygrała w bardzo podobny sposób, co ten pierwszy. Zawodnicy z Zawiercia do końca starali się dotrzymywać kroku rywalom, ale ci zagrali bardzo pewnie w końcówce i tym razem wygrali 25:21.
Przez cały mecz widać było, jak bardzo zmieniła się sytuacja przed rewanżem. Przystępując do półfinału Warta Zawiercie już spełniła cel minimum na ten sezon: walczy o medal PlusLigi. Teraz mogła nabrać apetytu na więcej, ale niczego już nie musiała. Ale jeśli ogrywa się drużynę, która awansowała do finału Ligi Mistrzów w czterech setach w ich hali, to oczekiwania rosną. Zawiercianie znaleźli się przecież trzy wygrane sety od pierwszego finału mistrzostw Polski w historii klubu. Jednak jednocześnie stracili cały luz i swobodne nastawienie do rywalizacji z kędzierzynianami. I to wręcz sparaliżowało ich grę.
A ZAKSA? Zrobiła to, co umie w takich sytuacjach robić najlepiej. Już wielokrotnie pokazywała przecież, że pod presją jej zawodnicy czują się doskonale. Że kiedy trzeba, to kędzierzynianie potrafią stanąć na wysokości zadania i wyjść czasem nawet z beznadziejnych sytuacji. I tak było we wtorek w Zawierciu. Wszystko funkcjonowało, jak w świetnie zaprogramowanej maszynie. Ta nie zacięła się przez całe spotkanie. Chwilami traciła kilka punktów przewagi i nie prowadziła tak wyraźnie, jakby mogła, ale utrzymywała kontrolę nad meczem i rywalem.
Potwierdzili to nawet w końcówce trzeciej partii: przy stanie 22:18 dla ZAKSY sędziowie nie odgwizdali przełożenia dłoni Kamila Semeniuka, a kibice w hali i zawiercianie twierdzili, że to niesłuszna decyzja. Wygwizdali sędziów i wywierali presję na drużynie gości, ale Semeniuk, który poszedł na zagrywkę, odpowiedział im w najlepszy możliwy sposób: asem serwisowym. Set ostatecznie zakończył się wynikiem 25:21 dla ZAKSY, a cały mecz ich zwycięstwem w trzech partiach.
Tym samym o miejscu w finale rozgrywek PlusLigi zadecyduje trzeci mecz, rozgrywany w Kędzierzynie-Koźlu. Zaplanowano je na sobotę 30 kwietnia o godzinie 14:45. Rywalem zawiercian lub kędzierzynian będzie Jastrzębski Węgiel, lub PGE Skra Bełchatów. Jastrzębianie wygrali pierwsze spotkanie, drugie odbędzie się we wtorek o 20:30.