Andrea Anastasi: Piotr Gacek walczył jak lew. Pracował ze 20 godzin na dobę

- Kto mógł przewidzieć, że sponsor generalny będzie miał problemy finansowe? - pyta w Sport.pl trener Projektu Warszawa, Andrea Anastasi. Kilka dni temu oficjalnie ogłoszono, że siatkówka w stolicy została uratowana mimo bankructwa ONICO.
Zobacz wideo

Uważa pan, że ma szczęście w PlusLidze? W tym roku już po raz drugi w ciągu trzech sezonów musiał pan mierzyć się z trudną sytuacją finansową klubu, który pan prowadzi.

Andrea Anastasi: - Trochę nie mam szczęścia. Byłem zmęczony i znudzony tą sytuacją, bo nie mogłem wykonywać swojej pracy. To nie jest miłe dla trenera. Teraz mamy potwierdzenie, że zagramy w PlusLidze i potwierdzone jest też to, że klub zapewni nam większą stabilność. To ważne, bo w ciągu kilku następnych tygodni będziemy się mierzyć z technicznym problemem, którym jest brak podstawowego atakującego. Zmieniłem więc plan, który opracowałem na kilka tygodni przed startem sezonu.

Na ten moment wiem, że jako zespół jesteśmy zbyt mało waleczni, by wygrać z takimi drużynami, jak ZAKSA. W spotkaniu o Superpuchar poprosiłem Igora Grobelnego, by zagrał na ataku. Starał się jak mógł i jego nastawienie było dobrym podsumowaniem tego, co widać w naszej drużynie - pozytywnej energii. Damy z siebie wszystko.

Słyszałam, że w ostatnich tygodniach rosła pana frustracja, bo miał pan oferty z innych klubów i kadr, a warszawska przyszłość była niepewna. To prawda?

- Tu nie chodzi o gniew. Projekt, który miał mieć miejsce w Warszawie, był bardzo interesujący. Kto mógł przewidzieć, że sponsor generalny będzie miał problemy finansowe? Po poprzednim sezonie miałem dużo ofert, ale ta z Warszawy była i jest jednym z najlepszych konceptów.

Zdradzi pan o jakie inne drużyny chodziło?

- Teraz to nie ma znaczenia. Zdradzę tylko, że miałem kilka propozycji z reprezentacji. Klub rozmawiał ze mną bardzo poważnie, więc zobowiązałem się zostać i mu pomóc. Obiecano mi, że trzon nie opuści drużyny. Bram van den Dries wyjechał jednak do Korei, a Piotr Łukasik zagra w ZAKSIE. Artur Udrys przyjechał natomiast z kontuzją, ale za kilka tygodni będzie gotowy do gry. Będzie trudno, ale jestem na to wyzwanie gotowy.

Kiedy przyjeżdżał pan do Polski, był pan trenerem. Dziś jest pan także specjalistą do spraw marketingu. Korzystna zmiana?

- W ostatnich latach przekonałem się, że bycie trenerem w Polsce jest bardziej jak bycie managerem za granicą - trzeba wiedzieć wszystko. Nowy klub bardzo mi zaufał i złożył na moje barki sporą odpowiedzialność. Na moje oko jako zespół możemy być w znakomitej dyspozycji w drugiej części sezonu. Teraz mierzymy się z tym, że nie mamy kompletnego składu.

To były trudne tygodnie także dla Piotra Gacka.

- Walczył jak lew. Pracował ze 20 godzin na dobę, by ocalić zespół. Kiedy dzwonił do mnie o północy mówiłem mu, że ma iść spać. Powstanie Projektu Warszawa to jego olbrzymia zasługa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.