Vinicius z powodu kontuzji nie pojechał z Realem Madryt do Liverpoolu, a bez niego drużyna przegrała 0:2. W trakcie meczu Brazylijczyk udostępnił w mediach społecznościowych zdjęcie, na którym pokazał, że ogląda spotkanie w telewizji. W Hiszpanii szybko odkryli jednak, że na telewizorze zawodnika włączona była nielegalna transmisja.
"Relevo" informuje, że prezydent LaLiga Javier Tebas zauważył, że Vinicius spotkanie oglądał w stacji TNT Sports. Tej oczywiście nie ma w Hiszpanii, więc szef ligi hiszpańskiej postanowił upomnieć zawodnika poprzez wysłanie listu do Realu Madryt.
- Jeśli dzieje się to w Madrycie, a myślę, że było to w Madrycie, jest to piractwo. Dostęp do treści umożliwiających oglądanie Ligi Mistrzów w Hiszpanii musi odbywać się za pośrednictwem telewizji Movistar. Poinformowałem i w odpowiedzi otrzymałem zapewnienie, że to się więcej nie powtórzy - stwierdził Tebas.
Szef LaLiga nie mógł zostawić tej sprawy bez echa, nawet jeśli nie chodziło o jego rozgrywki, a o Ligę Mistrzów. Wszystko dlatego, że od wielu miesięcy walczy z piractwem, przez które LaLiga ma ponosić 700 milionów euro straty na sezon. Tebas walczy nawet z firmą Google, która pozwala na istnienie nielegalnych transmisji w swojej wyszukiwarce.
- Myślą, że jesteśmy głupi. Nadejdzie dzień, kiedy aresztują dyrektora generalnego, ponieważ popełniają przestępstwa. Pozyskują pieniądze z nielegalnych źródeł. Postawiliśmy im wiele zarzutów karnych - grzmiał hiszpański prawnik na jednym ze spotkań w Ameryce Południowej. LaLiga ma obecnie 50-osobowy zespół, który pracuje nad walką z piractwem i w ciągu najbliższych 10 miesięcy chce zmniejszyć to zjawisko o połowę.
Oczywiście Vinicusa w związku z tą sprawą raczej nie spotkają konsekwencje. W przeszłości w mediach społecznościowych piractwo pokazał też Fermin Lopez, ale sprawa rozeszła się po kościach.