- Odnaleźliśmy sposób, żeby znowu cieszyć się piłką, nieważne co się wydarzy. Nie jesteśmy już kibicami. Znów staliśmy się wyznawcami Liverpoolu - pisał po zeszłorocznym zwycięstwie w Lidze Mistrzów w swojej książce “We Conquered All Of Europe. Red Odyssey II” Jeff Goulding, dziennikarz “This Is Anfield” i kibic Liverpoolu. Nie pomylił się, bo w czwartek, 25 czerwca po porażce Manchesteru City z Chelsea kibice “The Reds” znów mogli się cieszyć z ogromnego sukcesu swojej drużyny - tym razem pierwszego po 30 latach oczekiwania mistrzostwa Anglii.
Gracze pierwszego zespołu wspólnie oglądali mecz i cieszyli się z zapewnienia sobie mistrzowskiego tytułu. Nie bezpośrednio na murawie, ale sami zapracowali na to, żeby ten sukces stał się faktem wcześniej i w innych okolicznościach, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrażać przed sezonem. Liverpool z sezonu 2019/2020 może stać się najlepszą drużyną w historii walki o mistrzostwo Anglii w piłce nożnej. Jeśli utrzymają przewagę 23 punktów w ligowej tabeli, zostaną pierwszą drużyną, którą na koniec sezonu dzieliła tak ogromna różnica od kolejnego zespołu.
Jeszcze nikt nie przekroczył granicy 20 punktów, a najbliżej był Manchester City, który dwa lata temu zgromadził przewagę 19 nad Manchesterem United, zdobywając jednocześnie aż 100 punktów - także najwięcej w historii. Liverpool może zatem pobić oba te osiągnięcia na raz. Zawodnicy Juergena Kloppa do końca sezonu mogą zdobyć 21 punktów i łącznie mieć ich aż 107 na 114 możliwych do zdobycia. Co więcej, mogą mieć także najwięcej zwycięstw w jednym sezonie. Do pobicia rekordowych 32 pozostało im wygrać pięć z siedmiu pozostałych spotkań.
Kiedy stało się jasne, że Liverpool zmierza po mistrzowski tytuł? - U Kloppa to był raczej pewien model kilku wygranych, niż jeden mecz. Chodzi o spotkania, w których drużyna pokonywała swoich rywali jednym golem, często zdobywanym w końcówce. Z Aston Villą, Crystal Palace czy Tottenhamem w pierwszej części sezonu w taki sposób zapewniali sobie ogromnie ważne punkty - zauważa w rozmowie ze Sport.pl Jeff Goulding.
- Ale był też mecz, dzięki któremu wszyscy poczuli, że to może być “ten sezon”. W styczniowej potyczce na Anfield z Manchesterem United Liverpool prowadził 1:0, ale to goście próbowali strzelić bramkę i wyrównać. Pojawiła się spora presja, ale w ostatnich chwilach meczu Alisson posłał długą piłkę do Salaha, a on strzelił i zapewnił trzy punkty. Trybuna “The Kop” od razu zaczęła wtedy śpiewać “Wygramy ligę” - wspomina Goulding.
Drużyna Juergena Kloppa stworzyła zespół, który rozwinął się jeszcze po zeszłym, bardzo dobrym sezonie. Wtedy do zdobycia mistrzostwa zabrakło im jednego punktu. - Odrobili główną lekcję - nie tracili punktów. To oznaczało nieco bardziej pragmatyczny styl gry. Mieli na uwadze wyniki, a Klopp nauczył się "korzystać z VAR-u". Kazał zawodnikom podchodzić wyżej przy stałych fragmentach i otwartej grze. Przez to szybko odzyskiwali piłkę i wyprowadzali szybkie kontry, a rywale często nie mogli sobie poradzić z obrońcami. To sprawiało, że Liverpool łapał ich na spalonym. Klopp musiał sobie także zadać pytanie odnośnie rozwoju całej drużyny. Okazało się, że Trent Alexander-Arnold i Andrew Robertson jeszcze lepiej rozumieli się z trójką piłkarzy ustawioną w ataku - ocenia Goulding.
- Zawodnicy muszą pracować na rzecz całego zespołu. Nawet takie gwiazdy jak Salah, Mane i Firmino muszą się wracać do obrony. Wszyscy ciężko pracują, przez co trudno było w tym sezonie opuścić mecz z uczuciem, że ktoś nie dał z siebie wszystkiego na boisku. Każdy z zawodników chce grać dla Kloppa, a on doskonale wie, jak to poukładać. Mam wrażenie, że zespół już wie, co będzie dalej. Dwójka obrońców Gomez - Van Dijk mogłaby grać jeszcze 10 lat i pewnie nie zejść z bardzo dobrego poziomu. Klopp raczej sprzeda Lovrena i poszuka nowych obrońców, choć w klubie ma jeszcze Neco Williansa, Yassę Laroucciego i Ki-Janę Hoevre’a. Spory rozwój wciąż następuje u Takumi Minamino, Fabinho czy Naby'ego Keity i wszyscy mają nadzieję, że będzie kontynuowany. Największym wyzwaniem będzie utrzymanie jakości w ataku. Liverpool nie zdecydował się na Wernera, ale czuję, że jeśli odpowiedni zawodnik będzie dostępny, to klub złoży ofertę i postanowi go kupić - twierdzi Goulding.
Co z przyszłością samego Kloppa? Goulding twierdzi, że pozostanie w klubie. - Ma kontrakt do 2022 roku. Zazwyczaj było tak, że gdy osiągał wszystko w danym miejscu, odchodził w poszukiwaniu nowych wyzwań. Fani Liverpoolu są w stanie to sobie wyobrazić, ale woleliby, żeby wypełnił obecną umowę do końca. I myślę, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Wykonał pierwszy etap misji, którą założono w klubie - wrócić do wielkich sukcesów. Teraz można myśleć o ich kontynuacji, a nawet przerodzeniu tego w dominację. Jest w stanie to zrobić, a jeśli mu się uda, stanie się legendą jak Bill Shankly czy Bob Paisley - ocenia dziennikarz. - A później? Kto wie, może czas na jakąś reprezentację. Dla mnie mógłby tu zostać nawet dziesięć kolejnych lat - śmieje się Goulding.
Przeczytaj także:
Komentarze (3)
Juergen Klopp wykonał dopiero pierwszy etap misji. "Może zostać legendą"