Wbrew przesądowi, że kobieta w piłkarskiej szatni przynosi pecha, Kathleen Krueger od ponad 10 lat z sukcesami pracuje w Bayernie Monachium. Jest kierowniczką zespołu - organizuje wyjazdy na mecze i zgrupowania, dba o wybór odpowiednich hoteli, rezerwuje restauracje dla piłkarzy, co chwilę dopytuje, czy czegoś im nie brakuje.
To praca niewidoczna dla kibiców, ale kluczowa dla zespołu. Krueger widać podczas meczów, gdy informuje sędziego technicznego o zmianach, a po wznowieniu rozgrywek i ustaleniu nowego regulaminu dodatkowo trzyma tablicę z numerami zmieniających się piłkarzy. Przez cały mecz jest łącznikiem między trenerem a sztabem medycznym. Pecha nie przynosi: odkąd siedzi na ławce rezerwowych, Bayern seryjnie zdobywa mistrzostwa i Puchary Niemiec, a w niedzielę zagra w finale Ligi Mistrzów.
Karl-Heinz Rummenigge jest dyrektorem generalnym Bayernu, Herbert Hainer prezesem, Hasan Salihamidzic dyrektorem sportowym, Oliver Kahn dyrektorem generalnym, a Hansi Flick trenerem - wszyscy z wyjątkiem Hainera byli piłkarzami. Tak działa Bayern, to nadaje mu tożsamość. Z Krueger nie jest inaczej - była piłkarką Bayernu, grała w kobiecej Bundeslidze, ale już po sześciu latach profesjonalnego grania zderzyła się ze ścianą.
- Wymagało to bardzo dużego wysiłku, a dostawałyśmy za to słabe kieszonkowe. Musiałam się utrzymać, bo jednocześnie studiowałam - opowiadała w rozmowie z oficjalną stroną Bayernu. Kibicką była od małego - tata zabierał ją i jej brata na mecze. Siadali na trybunie z najbardziej zagorzałymi kibicami, a Kathleen planowała, że kiedyś sama zagra na stadionie pełnym kibiców. Zrezygnowała z marzeń na rzecz studiów zarządzania międzynarodowego i pracy po godzinach. - Najbardziej brakowało mi atmosfery szatni. W niej zawsze czułam się jak w domu - opowiadała w wywiadach.
Po pięciu latach niespodziewanie wróciła do klubu, by odbywać praktyki w sekcji logistycznej kobiecej drużyny. Przełom nastąpił, gdy Christian Nerlinger, były dyrektor sportowy Bayernu, wziął ją na swoją asystentkę. - Zawsze chciałam pracować przy drużynie piłkarskiej, ale byłam realistką: to bardzo atrakcyjna branża, mało jest miejsc pracy, dominują mężczyźni - zauważa. - Pewnego dnia podszedł do mnie prezes Hoeness i zapytał, czy chciałabym to stanowisko. Przeszłam przez trzymiesięczną procedurę aplikacyjną i dostałam tę pracę. Odkąd pracuję w Bayernie, w moim ukochanym klubie, na tak ważnym stanowisku, czuję się, jakbym wygrała na loterii - opowiadała oficjalnej stronie. Gdy Nerlinger opuścił Bayern w 2012 roku, a Matthias Sammer został dyrektorem sportowym, Krueger awansowała na stanowisko kierownika zespołu.
- Nigdy nie czułam się wyjątkowo przez to, że jestem kobietą w męskim środowisku. Nie wydaje mi się, żebym była traktowana inaczej. Wszyscy jesteśmy profesjonalistami i chcemy osiągać sukcesy. Na tym się skupiamy - mówi poważnie, a później się uśmiecha: - Czasami, jak piłkarze nie bardzo mają ochotę uczestniczyć w jakichś wydarzeniach marketingowych lub sponsorskich, mrugam do nich okiem i staram się jakoś przekonać.
Krueger ma swoje biuro na drugim piętrze w kompleksie sportowym przy Sabener Strasse. Zawodnicy przechodzą obok jej drzwi kilka razy dziennie: w drodze do kawiarni, do sal konferencyjnych czy sali wypoczynkowej. Zazwyczaj wpadają, by poprosić o załatwienie jakiejś biurokratycznej sprawy. Czasami chcą też skorzystać z jej porad coachingowych. Ma specjalne wykształcenie w tym kierunku i doświadczenie wyniesione jeszcze z boiska.
- Od początku swojej pracy byłam blisko piłkarzy. Staram się patrzeć na sprawy z ich perspektywy. Zawodnicy wiedzą, że kiedyś grałam w piłkę, ale nigdy nie ośmielam się analizować ich gry. No, może jak siedzę na ławce i mamroczę coś pod nosem, to piłkarz siedzący obok nasłuchał się moich przemyśleń - śmieje się. - Kathleen scala nasz zespół. Możemy do niej przyjść z każdym problemem. Jest naszą koleżanką i powierniczką - powiedział Thomas Mueller w "Sport Bildzie".
Zawodnicy sami uznali, że należy do drużyny. Zaprosili ją do grupy na Whatsappie, do której dostępu nie ma nikt inny spoza zespołu - nawet trenerzy. Piłkarze i ona, nikt więcej. - Rzeczywiście, jest to uprzywilejowana pozycja, ale jestem tam też po to, żeby wysyłać im plany na każdy dzień. Oczywiście, na grupie krąży pełno żartów, mnóstwo zabawnych zdjęć, ale piłkarze wiedzą, że niczego z niej nie wyniosę - mówiła oficjalniej stronie Bayernu. Zawsze była lojalna. Nawet gdy Pep Guardiola namawiał ją, by przeszła razem z nim do Manchesteru City i tam objęła to samo stanowisko, odmówiła. Z Katalończykiem pracowało jej się wspaniale. Od razu znaleźli wspólny język. Asystent Guardioli, Domenec Torrent, odchodząc z klubu, napisał na tablicy stojącej w jej gabinecie: "Zawsze będziesz w naszych sercach".
Dokończenie Ligi Mistrzów w Lizbonie to wielkie wyzwanie organizacyjne: wszystko wyliczone co do minuty, szereg wymagań i dodatkowych obowiązków. Przeróżne obostrzenia i rekomendacje UEFA, pod które muszą być dostosowane plany zespołu, stresowały nawet ją - mimo dziesięciu lat doświadczenia. Wszystko przebiegło jednak po jej myśli. W niedzielę najważniejszy dzień. A po nim wreszcie chwila wolnego. Nie miała jej od dawna, bo kiedy piłkarze odpoczywali po zakończeniu sezonu Bundesligi, ona dogrywała szczegóły pobytu w Lizbonie. Zresztą nie lubi odpoczywać. Mueller żartował, że jest dostępna przez całą dobę i zawsze odpisuje na otrzymane wiadomości. Sama przyznaje, że z telefonem rozstaje się tylko w święta. I chociaż nie zwykła odpoczywać, to teraz naprawdę jest zmęczona. Liga Mistrzów dała w kość nie tylko piłkarzom.
Komentarze (17)
Najważniejsza kobieta Bayernu Monachium. Guardiola chciał ją w Manchesterze