"Najpierw race na dachu stadionu i oprawa. A później najszybciej strzelony gol przez Legię w lidze w tym sezonie. To nie wystarczyło, bo choć drużyna Kosty Runiajcia w piątek prowadziła dwa razy, też dwa razy to prowadzenie traciła. Zremisowała z Widzewem 2:2 i do prowadzącego Rakowa traci już dziewięć punktów" - pisał o piątkowym klasyku ekstraklasy dziennikarz Sport.pl, Bartłomiej Kubiak.
Na boisku emocji nie brakowało, na trybunach była z kolei gorąca atmosfera. W końcu wielki rywal Legii, jakim jest Widzew Łódź, przyjechał na Łazienkowską po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat, a dokładniej od 1. kolejki sezonu 2013/14, gdy Legia rozbiła łodzian aż 5:1. Na trybunach zasiadło ponad 27 tysięcy kibiców.
Niestety, piątkowy mecz zakończył się skandaliczną sytuacją. Kilkanaście minut po spotkaniu grupa chuliganów Legii przeskoczyła z "Żylety" i zaatakowała kilka osób z szalikiem Widzewa. Doszło między nimi do szarpaniny i szamotaniny, aż do akcji musiała wkroczyć ochrona. Gdy napastnicy zaczęli uciekać, jeden z nich spadł z trybuny. Po chwili wstał o własnych siłach, ale kilka minut później pod stadionem słychać było syrenę.
Po piątkowym remisie druga w tabeli Legia Warszawa z 42 punktami traci już do prowadzącego Rakowa Częstochowa dziewięć punktów. Łódzki Widzew, mając 36 punktów, przynajmniej na kilkadziesiąt godzin awansował na trzecie miejsce.