Choć w poprzednim sezonie I ligi Miedź Legnica była lepsza od Widzewa Łódź, oba zespoły w ekstraklasie spisują się skrajnie inaczej. Widzew Janusza Niedźwiedzia, który latem nie poczynił wielkich transferów, jest pozytywnym zaskoczeniem jesieni, zajmując przed tą kolejką czwarte miejsce z dorobkiem 23 punktów. Miedź Legnica z kolei po całym zagranicznym letnim zaciągu z ciekawym CV, ale nie do końca dopasowanym do ekstraklasy, przed tym meczem miała zaledwie 6 punktów i zamykała ligową tabelę. Spotkanie w Łodzi było debiutem jej nowego trenera - Grzegorza Mokrego, który miał nadzieję na przerwanie złej passy beniaminka na wyjazdach, gdzie dotąd zdobył on tylko punkt.
Mecz rozpoczął się od przewagi Miedzi Legnica w pierwszych minutach, ale już pierwsza groźniejsza akcja Widzewa Łodź zakończyła się golem dla gospodarzy. W 8. minucie Bartłomiej Pawłowski obrócił się z piłką na 30. metrze przed bramką Miedzi, pociągnął z nią kilka metrów i świetnym uderzeniem z dystansu pokonał Mateusza Abramowicza.
Niedługo później Widzew mógł już prowadzić 2:0, ale w dobrej sytuacji Ernest Terpiłowski nie zdołał zaskoczyć płaskim strzałem bramkarza Miedzi, a po chwili świetną szansę zmarnował Mato Milos, który po dośrodkowaniu z prawej strony boiska urwał się obrońcom, po czym posłał piłkę z kilku metrów wysoko nad poprzeczką.
Miedź odpowiedziała dobrą sytuacją Chuki, który uderzeniem z powietrza z kilkunastu metrów nieznacznie się pomylił, a najlepszą okazję do wyrównania w pierwszej połowie miał w 30. minucie Angelo Henriquez, który po rzucie rożnym doszedł do strzału piętą z pięciu metrów i piłka zdołała nawet już minąć Henricha Navasa, ale zatrzymał ją na linii bramkowej Serafin Szota. Tuż przed przerwą to Widzew mógł strzelić drugiego gola, jednak w niezłej sytuacji w bramkę nie trafił Terpiłowski i po pierwszej połowie w Łodzi gospodarze prowadzili 1:0.
Drugą część spotkania lepiej rozpoczął Widzew. Sytuacji sam na sam z Abramowiczem nie wykorzystał Dominik Kun, a następnie bramkarz Miedzi dobrze odbił piłkę po mocnym uderzeniu z rzutu wolnego Pawłowskiego.
Później do głosu doszła Miedź. Wraz z upływem godziny gry sygnał do ataku dał Michael Kostka, który po indywidualnej akcji uderzył w boczną siatkę. Niedługo później w znakomitej sytuacji znalazł się Hubert Matynia, który po płaskim dośrodkowaniu Juricha Caroliny doszedł do strzału z sześciu metrów, ale strzelił dokładnie tam, gdzie stał bramkarz Widzewa Ravas. Słowak zdecydowanie bardziej musiał się wysilić w 65. minucie po precyzyjnym strzale z dystansu Jeronimo Cacciabue, jednak i tym razem popisał się skuteczną interwencją.
Na kwadrans przed końcem spotkania kolejne dobre uderzenie z daleka, tym razem autorstwa Chuki, o centymetry minęło okienko bramki Ravasa. Pięć minut później słowacki bramkarz Widzewa po raz kolejny uratował swój zespół przed stratą bramki, broniąc strzał głową Angelo Henriqueza z kilku metrów.
Dobra druga połowa Miedzi ostatecznie na nic się nie zdała. Widzew Łódź pokonał Miedź Legnica 1:0 i z 26 punktami przynajmniej do soboty wskoczył na drugie miejsce w tabeli ekstraklasy. Nowy trener Miedzi Grzegorz Mokry z kolei mógł utwierdzić się w przekonaniu, że czeka go w Legnicy niezwykle trudne zadanie.