To największa sensacja ekstraklasy. Nadzieja polskiej piłki. "Robił się czerwony. Lał się pot"

Dawid Szymczak
Szczególarz i pasjonat. Rysował taktykę na zaparowanej szybie w saunie i na tapicerce auta. Zainspirowany Guardiolą i do Guardioli podobny. - Jeśli polska szatnia go nie wypluje, to skorzysta polska piłka - mówi o Januszu Niedźwiedziu jeden z jego byłych piłkarzy. Na razie korzysta Widzew - czwarty w tabeli i niepokonany od pięciu meczów jest największą sensacją ekstraklasy.

Do ekstraklasy wszedł spóźniony, bo już dawno obiecał sobie, że przed czterdziestką poprowadzi w niej swój zespół. Janusz Niedźwiedź okrągłe urodziny obchodził 23 stycznia, a w połowie lipca stanął przy linii podczas pierwszego meczu z Pogonią Szczecin. Ale najważniejsze, że Widzew wszedł do ekstraklasy według jego zasad: gra atrakcyjnie, w konkretnym stylu, broni lepiej niż można było się spodziewać i nierzadko atakuje z polotem. Za sobą ma cztery zwycięstwa w ostatnich pięciu meczach, remis z liderem - Rakowem Częstochowa i zdany egzamin z cierpliwości oraz wierności zasadom.

Zobacz wideo Widzew po ośmiu latach wrócił do ekstraklasy. "Już nigdy nie będzie szedł sam"

Na początku ładna gra nie dawała punktów. Z pierwszych pięciu meczów Widzew wygrał tylko jeden. Miło się na niego patrzyło, a po porażkach z Pogonią Szczecin czy Lechią Gdańsk miało wrażenie, że zasłużył na punkty, ale jednocześnie rosła obawa, że zaraz zmęczy się ładnym przegrywaniem i za wszelką cenę zacznie szukać punktów. Ekstraklasa wyprała ze wzniosłych ideałów niejednego trenera i prezesa. Wielu chciało ambitniej i inaczej, ale szybko byli ochlapywani ligowym błotkiem i już po chwili radośnie taplali się z ligowymi wyjadaczami. Ale Niedźwiedź nie uległ. Otrzepał się i wciąż był przekonany, że ładna gra może iść w parze z punktowaniem. Jeszcze latem wygrywał dość niepewnie - jednym golem albo dzięki trafieniom w końcówkach meczów, jednak od kilku tygodni zwycięstwa są pewne i absolutnie przekonujące:

  • 2:0 z Cracovią
  • 3:0 ze Stalą Mielec
  • 2:1 z Piastem Gliwice
  • 3:0 z Zagłębiem Lubin

Ostatnia porażka? 4 września z rozpędzonym wówczas Lechem Poznań. W ostatniej dekadzie tylko Górnik Zabrze w 2017 r. wszedł do ekstraklasy z większym przytupem i po 13 kolejkach miał więcej punktów niż czwarty aktualnie Widzew - największa sensacja tego sezonu.

"Bezkompromisowo i z sukcesami egzekwuje swoje zasady"

Janusz Niedźwiedź przez całą karierę trenuje tak, by jego zespoły grały atrakcyjnie i odważnie. Wybijanka i reagowanie na grę rywali go nie interesuje. Z pasją mówi o swoich założeniach i najważniejszych zasadach w grze: że chce piłki uporządkowanej, granej po ziemi i możliwie jak najczęściej do przodu. A o nim mówią, że jest taktycznym maniakiem i pasjonatem.

Ale że będzie potrafił tak bezkompromisowo i z sukcesami egzekwować zasady w ekstraklasie? Że jako beniaminek z przeciętną kadrą nie pójdzie na ustępstwa nawet w meczach z najmocniejszymi zespołami? I że to mu da 23 punkty po 13 meczach i czwarte miejsce w tabeli? To akurat może zaskakiwać.

Słowa Niedźwiedzia o stylu gry i zasadach nie kłócą się z obrazem jego drużyny. Ona faktycznie w ten sposób gra - niekiedy jeszcze dość ślamazarnie, ale to normalne, skoro do ambitniejszego stylu gry potrzeba wyższych umiejętności samych piłkarzy. I właśnie ten proces nauki w Widzewie wygląda z boku na najbardziej imponujący. Ten zespół prezentuje się coraz lepiej, bo coraz lepsi stają się jego piłkarze. I nie tylko o transfery tu chodzi, a przede wszystkim o treningi. Patryk Stępiński był rezerwowym w Wiśle Płock i Warcie Poznań, a Mateusz Żyro od lat jawił się jako ligowy przeciętniak. W Widzewie są szczelną parą obrońców i tracą średnio tylko 0,84 gola na mecz. Pomaga w tym bramkarz Henrich Ravas, ale nawet mimo wysokiej formy on sam, bez pomocy obrońców, niewiele by zdziałał. A gdy Żyro wypadł przez kontuzję, udanie zastąpił go Serafin Szota - kolejny z utalentowanych obrońców ze skazą (spadek z Wisłą Kraków), który w Widzewie pokazuje się ze znacznie lepszej strony.

A ofensywa? Fabio Nunes przed kontuzją był bodaj najlepszym lewym wahadłowym w lidze, Dominik Kun już dawno nie grał w piłkę tak dobrze, a Bartłomiej Pawłowski jeszcze w żadnym sezonie w ekstraklasie nie był tak skuteczny. Do zespołu udanie wkomponował się też napastnik Jordi Sanchez, autor dwóch goli i dwóch asyst w ostatnich czterech meczach, a liderem Widzewa pozostaje Marek Hanousek.

Trudno znaleźć w kadrze piłkarza, który straciłby na współpracy z Niedźwiedziem albo doszedł do wniosku, że półtora roku temu był lepszym zawodnikiem. Odwrotnie - sami piłkarze podkreślają, ile się nauczyli, na co trener otworzył im oczy i czego się dowiedzieli, niekiedy mając już 30 lat. Przeciętnych piłkarzy Niedźwiedź zmienia w solidnych. Niezłych - w dobrych. Stąd ten wynik ponad stan.

Trener Widzewa jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Łodzi. "Człowiek, który ruszył Widzew, wstrzymał kolejkę" 

Z Niedźwiedziem spotkaliśmy się w Łodzi niedługo po awansie do ekstraklasy. Widzew - po świetnej jesieni i wiośnie z wpadkami - wszystko sprowadził do ostatniego meczu sezonu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Musiał wygrać, żeby nie oglądać się na wynik Arki Gdynia, która w ostatniej kolejce też miała szansę zająć drugie miejsce i awansować bezpośrednio. - Wymarzony scenariusz. Nasz stadion pełny kibiców, ostatni mecz, zwycięstwo i awans. Najpiękniejszy dzień w mojej karierze trenerskiej - wspominał Niedźwiedź. - W tygodniu poprzedzającym tak ważne spotkania z reguły śpię mniej, żeby wszystko dopiąć w szczegółach. Ale już ostatnią noc przed meczem spałem spokojnie. Zawsze staram się przespać przed meczem siedem-osiem godzin, żeby być w formie w dniu meczowym i podejmować najlepsze decyzje - mówił. 

Przygotowania były dość nietypowe. Z perspektywy czasu Niedźwiedź jako kluczową decyzję uznaje danie piłkarzom dwóch dni wolnego w tygodniu poprzedzającym najważniejsze spotkanie. - Wolałem, żeby odpoczęli i wyczyścili głowy przed ostateczną batalią. Wszyscy mieli nabrać dystansu i ze świeżą głową i energią przystąpić do pracy. Od czwartku, widząc nastroje w grupie i jakość na treningach, byłem spokojny o nasze dobre przygotowanie do meczu. Nie stresowałem się, bo długo czekałem, żeby móc być trenerem w takim spotkaniu. Dopiero jak wszedłem na stadion kilka godzin przed meczem, poczułem adrenalinę - opowiadał Niedźwiedź.

W Łodzi trudno zapomnieć o oczekiwaniach. - Na ulicy często się zdarza, że kibice mnie poznają i praktycznie zawsze są to słowa wsparcia lub podziękowania za dotychczasową pracę w Widzewie. Teraz jest tego jeszcze więcej niż na początku. Mój kolega, łodzianin, gdy zostałem trenerem Widzewa, powiedział, że trener Widzewa jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Łodzi i praktycznie każdy mój ruch będzie widoczny. Uśmiechnąłem się, poprosiłem, żeby nie przesadzał. "Zobaczysz". Zabawną historię miałem po kilku miesiącach, jak przy kasie w sklepie chciałem zapłacić blikiem, ale akurat była jakaś awaria aplikacji. Dzwonię do narzeczonej, żeby podała mi kod, ale jej też nie działało. Dzwonię do asystenta, który ma konto w innym banku, a w tym czasie zrobiła się za mną kolejka na kilkanaście osób. Po kilku minutach wreszcie udało mi się zapłacić. Nie zdążyłem dojechać do domu, dostaję SMS od tego kolegi, który mówił mi o popularności: "Człowiek, który ruszył Widzew, wstrzymał kolejkę w sklepie". Zadzwoniłem do niego pytając, skąd o tym wie? Usłyszałem: "Mówiłem Ci" - śmieje się Niedźwiedź.

Ale medal ma dwie strony. O presji w Widzewie mówi wielu jego pracowników. Nikt jednak nie doświadcza jej tak, jak piłkarze i trener. Niedźwiedź jest dopiero drugim trenerem od reaktywacji klubu w 2015 r., który przepracował sezon w całości. Dla niego to już trzeci awans w karierze: ze Stalą Rzeszów wszedł do 2. ligi, Górnika Polkowice wprowadził do 1. ligi, a Widzew do ekstraklasy. Wszystko to w ciągu ostatnich czterech lat. W dwóch ostatnich przypadkach przekraczał przedsezonowe oczekiwania, bo w Polkowicach miał się bezpiecznie utrzymać i zakręcić w środku tabeli, a w Łodzi chodziło o zajęcie miejsca w pierwszej szóstce.

Jak na trenera robotniczego Widzewa przystało, Niedźwiedź najwięcej mówi o pracy. Czasami od rana do później nocy. - Ciężką, przemyślaną i konsekwentną pracą można naprawdę daleko zajść - podkreśla. 

Taktyczny wykład na zaparowanej szybie i na tapicerce w samochodzie

- Pierwszy trening w Stali Rzeszów. Proste ćwiczenie z podaniami po obwodzie kwadratu. Jedną nogą przyjmujesz, drugą podajesz. Ma być szybko. Trener Niedźwiedź przerywa i poprawia jednego z doświadczonych zawodników. Wznawiamy. Znów przerywa. Znów ten zawodnik dostaje zje... Piłka ma być podana idealnie. Znów wznawiamy i znów przerywa. Nie wiem, ile było przerw przy tak prostym ćwiczeniu, ale w końcu zaczęło wyglądać tak, jak chciał trener - opowiada jeden z piłkarzy Stali Rzeszów. - Z gierkami taktycznymi było identycznie. Trener doskonale wie, jak ma grać jego drużyna. Ma bardzo sprecyzowane wymagania wobec każdego zawodnika, więc jak tylko coś mu się nie podoba, przerywa i koryguje. Niektóre treningi potrafią trwać nawet dwie i pół godziny. Widziałem w dokumencie, że podobnie zachowywał się Pep Guardiola w Manchesterze City.

Gdy pytamy o Niedźwiedzia jego byłych i obecnych zawodników, rysują portret taktycznego maniaka. - Siedzimy w saunie po treningu i przychodzi trener. W grubym dresie. Miał wejść tylko na parę sekund, bo coś mu się przypomniało. Ale, jak to Janusz Niedźwiedź, nie mógł skończyć na dwóch zdaniach. Zaczął wykład na zaparowanej szybie. Rysował, opowiadał i robił się coraz bardziej czerwony. Lał się z niego pot, ale musiał dokończyć - słyszymy.

- Podobna sytuacja. Środek zimy, mróz. Pojechaliśmy za miasto, bo tam było boisko ze sztuczną nawierzchnią, które nadawało się do gry. Drużyna jechała dwoma busami, trener swoim autem. Po treningu podszedłem do trenera, żeby coś obgadać. Typowo taktyczna sprawa, która wyszła przy jednym ćwiczeniu. Ale trener jest szczegółowy, więc rozmawialiśmy tak długo, że mnie już się trzęsła szczęka z zimna. Doszliśmy na parking i okazało się, że nikt na mnie nie poczekał. Nie dziwię się. Trener mówi: "I bardzo dobrze, podwiozę cię, to jeszcze po drodze pogadamy". Jechaliśmy z pół godziny, a trener chwilami trzymał kierownicę łokciami i rysował taktykę na tapicerce. 

Większość zawodników, z którymi rozmawiamy, chwali zaangażowanie i drobiazgowość Niedźwiedzia. To, jak szczegółowo przygotowuje treningi i odprawy taktyczne. Jak podchodzi do oceny meczów, gdy odrzuca na bok wynik i skupia się na grze, więc potrafi pochwalić po przegranym meczu i skrytykować po wymęczonym zwycięstwie. - Mało jest takich trenerów. Wciąż najczęściej jest tak, że jak wygrasz, choćby po fatalnej grze, to w szatni jest spokój. U Niedźwiedzia było inaczej - słyszymy. "Dużo wymaga" - pada niemal w każdej rozmowie. I jednym się to podoba - przyznają wtedy, że się przy nim rozwinęli. Ale inni, chcący wieść spokojniejsze życie, uznają Niedźwiedzia za trenera męczącego. Słyszymy o sytuacjach, w których niektórzy zawodnicy starali się go unikać, bo kto akurat wpadł mu w oko, mógł zostać zaproszony na indywidualną analizę. Stąd stwierdzenie jednego z byłych piłkarzy Niedźwiedzia, że polska szatnia może go wypluć. Ze szkodą dla polskiej piłki. 

Konsekwencja trenera fundamentem dobrych wyników Widzewa Łódź 

- Najprzyjemniejszy moment w pracy? - pytamy Niedźwiedzia. - Najważniejszy jest dla mnie rozwój piłkarzy. Gdy ćwiczymy coś na treningach, a później wychodzi to w meczach. Czuję wtedy satysfakcję. Codziennie w tej pracy odnosi się małe zwycięstwa. Jeden z piłkarzy przełamie swoją barierę, drugi nauczy się czegoś nad czym pracujemy od jakiegoś czasu i co na początku wydawało się trudne do zrobienia. Sam też lubię doświadczać czegoś nowego, z czym wcześniej nie miałem styczności. To wzbogaca warsztat - mówi.

- Trener potrzebuje umiejętności z różnych dziedzin. Na kursie UEFA PRO powiedzieli nam kiedyś na zajęciach, ile kompetencji powinien mieć trener. Podliczyliśmy. Wyszło, że jest ich około sześćdziesięciu! Trzeba pamiętać, że przede wszystkim to praca z ludźmi, więc musisz otaczać się specjalistami z różnych dziedzin i takich ludzi mieć w sztabie, a także umieć dotrzeć do każdego piłkarza i wydobyć z niego wszystko, co najlepsze. Kluczowe? Musisz mieć pasję i wiedzieć czego chcesz. Moje największe zalety? Wytrwałość w dążeniu do celu i konsekwencja - podaje. 

Gdyby nie wspomniana konsekwencja Widzew mógłby ani nie grać już tak odważnie, ani nie mieć tak dobrych wyników. Na koniec rozmowy, gdy zaczepiamy Niedźwiedzia pytaniem, czy chciałby zagrać przed pięćdziesiątką w europejskich pucharach, tylko się uśmiecha.

Więcej o:
Copyright © Agora SA