Probierz nagle podszedł do Szczęsnego. Krychowiak aż przystanął

Jedna bramka Piotra Zielińskiego to zdecydowanie za mało, by powiedzieć, że w sobotni wieczór reprezentacja Polski przeciwstawiła się Portugalii. Drużyna Michała Probierza przegrała 1:3 i tylko braku skuteczności rywali zawdzięcza to, że nie straciła większej liczby goli. W rocznicę debiutu Probierza w roli selekcjonera możemy napisać wprost: jego kadra się nie rozwija.

Po ostatnim gwizdku sędziego na Stadionie Narodowym rozległy się głośne gwizdy. W taki sposób kibice skomentowali grę i kolejną porażkę reprezentacji Polski. Drużyna Michała Probierza przegrała drugi mecz z rzędu w Lidze Narodów i - tak jak miesiąc temu w Chorwacji - była tylko tłem dla przeciwnika.

Zobacz wideo Portugalia i Ronaldo przybyli do Warszawy. Kibice czekali na gwiazdy kilka godzin

Reprezentacja Polski się nie rozwija

Jeśli po meczu z Chorwacją w Osijeku jeszcze ktoś miał wątpliwości, po sobotnim spotkaniu powinien je porzucić. Reprezentacja Polski za kadencji Probierza nie robi postępów. Chociaż selekcjoner naszej kadry opowiada, że jego drużyna ma grać odważnie i nie bać się przeciwnika, to na boisku wciąż tego nie widać.

Paradoksalnie w starciu z silnymi przeciwnikami - Holandią i Francją - wyglądaliśmy lepiej kilka miesięcy temu, na mistrzostwach Europy. Dotychczasowe mecze w Lidze Narodów sprowadziły nas na ziemię i ostudziły zapędy do otwartej gry z rywalami na tym poziomie.

Ktoś może powiedzieć, że przecież pokonaliśmy we wrześniu Szkocję. Ale nie ma się co oszukiwać, to nie rywal z tej półki co Chorwacja i Portugalia. Pierwsi zabrali nam piłkę w Osijeku, drudzy w Warszawie. I jedni, i drudzy - zwłaszcza w pierwszej połowie - robili z nami, co chcieli.

Najlepszym przykładem był gol na 1:0 dla Portugalii. Gol - jak niektórzy określili - rodem z treningu. Miękka wrzutka w pole karne, spokojne zgranie głową, strzał z woleja, bramka. Polacy na tle Portugalii wyglądali momentami jak zawodnicy z San Marino czy Gibraltaru.

Piłkarze Probierza nie tylko mieli problem ze złożeniem dobrej akcji i zagrożenie bramce Diogo Costy. Polacy często nie znajdowali sposobu na wyjście z własnej połowy. Portugalczycy świetnie się ustawiali, zakładali pressing, byli szybsi. 

Długo to wyglądało jak brutalna lekcja. Zespół Roberto Martineza był lepszy jako grupa, a o indywidualnościach nie ma co nawet wspominać. W środku pola bawili się Bruno Fernandes i Bernardo Silva, na lewej stronie szaleli Nuno Mendes oraz Rafael Leao, a w polu karnym na swoje szanse czekał Cristiano Ronaldo. 

Trudno się oprzeć wrażeniu, że słaba gra reprezentacji Polski uśpiła Portugalczyków. Najpierw Martinez zdjął z boiska Ronaldo i Leao, a potem gra naszych przeciwników wyraźnie osłabła. Efektem tego był gol Zielińskiego. Ale nie dajmy sobie zamydlić oczu, nie takiego prezentu na pierwszą rocznicę w roli selekcjonera oczekiwał Probierz.

Wielka klasa Ronaldo

W sobotę uwaga wszystkich - może to i dobrze - skupiona była na Ronaldo. To głównie przez niego bilety na mecz rozeszły się w rekordowym tempie. To przez niego PZPN musiał jeszcze dokładniej weryfikować konta, które zakładane były w systemie medialnym po akredytacje prasowe i foto.

Gwiazdor reprezentacji Portugalii został przywitany w Warszawie dwojako. Jeszcze w piątek pod hotelem, gdzie spali nasi rywale, zgromadziły się tłumy kibiców, które marzyły o autografie i zdjęciu z Ronaldo. Kiedy zawodnik Al-Nassr pojawił się na rozgrzewce, również został przywitany brawami, na co odpowiedział publiczności oklaskami.

Później już tak miło nie było. W trakcie wyczytywania składów przy nazwisku Ronaldo gwizdy i buczenie mieszały się z charakterystycznym "siuu", które zawodnik krzyczy w trakcie swojej cieszynki. W 37. minucie po wątpliwym faulu Pawła Dawidowicza Ronaldo machał z niezadowoleniem rękoma, na co trybuny Narodowego odpowiedziały przeraźliwymi gwizdami.

To osłabły chwilę później, kiedy Ronaldo strzelił gola na 2:0. Mimo że słychać było niezadowolenie polskich kibiców, to w trakcie celebracji bramki cały stadion wraz z zawodnikiem wykrzyczał "siuu". Kiedy w 63. minucie Ronaldo opuszczał boisko, kibice zaczęli bić brawo.

Oklaski stały się jeszcze głośniejsze, gdy do Portugalczyka na murawie podbiegł jeden z młodych kibiców, prosząc o selfie. Ronaldo nie tylko zapozował do zdjęcia, ale objął też fana ramieniem. Gdy podbiegli do niego spóźnieni ochroniarze, Ronaldo gestem ręki uspokoił sytuację i pokazał, że nic się nie stało. Za to otrzymał gorące oklaski. I był to jeden z niewielu momentów, w których atmosfera na Stadionie Narodowym stała się gorętsza. Tej niestety w żaden sposób nie podgrzewała gra reprezentacji Polski.

Zastanawiające zachowanie Probierza

Naszych piłkarzy starał się mobilizować Probierz. Mimo że selekcjoner reprezentacji Polski rozpoczął spotkanie ze spokojem, przyglądając się boisku z ławki rezerwowych, to szybko wstał i dołączył do Martineza, który od pierwszej minuty dyrygował swoim zespołem.

Probierz zaczął instruować pojedynczych zawodników. Do linii bocznej podbiegali Karol Świderski i Maxi Oyedele, a instrukcje bez przerwy zbierał biegający przy ławce Przemysław Frankowski. Wskazówki selekcjonera nie zdały się na wiele, bo Portugalczycy szybko zdobyli dwie bramki i przejęli pełną kontrolę nad meczem.

Po golu Ronaldo na 2:0 Probierz tylko machnął ręką i ze złością usiadł na ławce rezerwowych. Mimo że jeszcze w pierwszej połowie wrócił pod linię boczną, to i jemu w pewnym momencie zabrakło ekspresji. Selekcjoner oglądał mecz albo z założonymi rękami, albo z rękami w kieszeniach. I takiej reakcji trudno się dziwić, bo Probierz ma nad czym myśleć.

Zastanawiające było też zachowanie Probierza w trakcie pożegnania Wojciecha Szczęsnego i Grzegorza Krychowiaka. Przed meczem z Portugalią obaj byli reprezentanci Polski zostali uhonorowani przez PZPN, a gdy schodzili do szatni, minęli się z Probierzem. O ile selekcjoner serdecznie wyściskał Szczęsnego, o tyle z Krychowiakiem przybił tylko symboliczną piątkę.

Nieudany debiut Oyedele

66 - tyle minut trwał debiut Maxiego Oyedele w reprezentacji Polski. Debiut, którego jeszcze dwa tygodnie temu nie moglibyśmy sobie wyobrazić. Zawodnik Legii Warszawa otrzymał powołanie do kadry po zaledwie jednym występie od pierwszej minuty w ekstraklasie.

Ale Probierz wiedział, co robi. Selekcjoner reprezentacji Polski znał Oyedele jeszcze z czasów, gdy prowadził drużynę U-21. Dlatego - tak samo jak w przypadku Patryka Pedy i Mateusza Bogusza - Probierz nie bał się postawić na młodego zawodnika od pierwszej minuty w Lidze Narodów.

19-latek na treningach pojawiał się w teoretycznie silniejszych składach w wewnętrznych gierkach i pokazał Probierzowi, że może być wzmocnieniem jego zespołu. Może, ale w sobotę nie był. Oyedele zagrał słabo jak cała drużyna i na pewno nie pokazał pełni możliwości.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że debiut w kadrze na pełnym Stadionie Narodowym przeciwko bardzo silnemu rywalowi usztywnił Oyedele. 19-latek w niczym nie przypominał zawodnika, który błysnął w Legii. Był niewidoczny, chował się przed podaniami, a kiedy już dostawał piłkę, oddawał ją do najbliższego kolegi. W Legii był własnym przeciwieństwem z soboty i tego oczekiwał od niego Probierz.

Występ Oyedele najlepiej podsumowało jego podanie z 62. minuty. 19-latek zagrywał ze środka do prawej strony, ale zrobił to tak, że Frankowski mógł tylko rozłożyć ręce. Rozłożył też Probierz, który cztery minuty później zdjął Oyedele, a w jego miejsce wprowadził Jakuba Modera. Po tym, jak 19-latek zszedł z boiska, Probierz wyściskał go jak ojciec. I oby nie był to jedyny raz, bo z takiego talentu żal rezygnować.

Sfrustrowany Lewandowski

Bramka Zielińskiego sprawiła, że kibice reprezentacji Polski chociaż na chwilę stali się szczęśliwi. I uwierzyli w to, że kadra Probierza nie przegra kolejny raz. Była to chwila uniesienia spowodowana doskonałym podaniem Kacpra Urbańskiego i akcją zawodnika Interu Mediolan. Ale to by było na tyle.

Niedługo później Portugalczycy strzelili gola na 3:1 i zamknęli mecz. I cieszmy się, że przegraliśmy tylko tyle, a nie smućmy, że nie udało się zremisować. Nie zasłużyliśmy na to. Ani przez moment.

Widok wychodzących przed końcem spotkania kibiców był smutny, ale i symboliczny. Z kadrą nie dzieje się dobrze, kibice znów tracą do niej zaufanie. O tym, że gra jest daleka od założeń wskazywały gesty Roberta Lewandowskiego w trakcie spotkania.

Napastnik Barcelony często się frustrował, machał rękami, pokazując kolegom, dokąd mieli podać piłkę. W drugiej połowie najmocniej dostało się Karolowi Świderskiemu, który przeszkodził Lewandowskiemu w oddaniu strzału z pola karnego.

Nie wiemy, co Lewandowski powiedział koledze, ale sądząc po emocjach, nie były to słowa miłe. Tak jak miła dla oka nie była gra reprezentacji Polski. Znowu. A czasu do kwalifikacji mistrzostw świata coraz mniej.

Więcej o: