Marco Reus bez wątpienia przejdzie do historii jako jedna z najbardziej pechowych postaci niemieckiej piłki. Kontuzje trapiły go całą karierę, eliminowały z wielkich turniejów, jak choćby wygrane przez Niemcy mistrzostwa świata 2014 w Brazylii. Do Borussii Dortmund przyszedł z kolei tuż po jej największych sukcesach z Juergenem Kloppem. Przegrał też dwa finały Ligi Mistrzów (2012/13 i 2023/24) oraz mistrzostwo Niemiec w ostatniej kolejce sezonu 2022/23.
Ostatecznie przez 12 lat w Dortmundzie wygrywał "tylko" dwukrotnie Puchar Niemiec i trzykrotnie Superpuchar. Wspomniane urazy kosztowały go sporo meczów, ale gdy był zdrowy oraz w formie, mało kto mógł się z nim równać. Łącznie w barwach Borussii rozegrał 429 spotkań, w których do siatki trafiał 170 razy i dorzucił 131 asyst.
Jednak wszystko musi się kiedyś skończyć. Kariera Reusa nadal trwa, ale przygoda z Dortmundem już nie. Niemiecki pomocnik opuścił klub po latach i przeniósł się na piłkarską emeryturę do USA, a konkretnie do Los Angeles Galaxy, w którym swego czasu grał m.in. David Beckham. Reus nie pojechał jednak wyłącznie w celu odcinania kuponów, co udowodnił już przy pierwszej okazji.
W nocy z 24 na 25 sierpnia jego LA Galaxy grało z Atlantą United na własnym boisku. Przez większą część meczu utrzymywał się remis 0:0, ale w 62. minucie na murawę wszedł Reus i już kilkanaście minut później zaczął się jego popis. W 76. minucie świetnie wystawił piłkę byłemu piłkarzowi FC Barcelony Riqui Puigowi, który mocnym strzałem nie dał bramkarzowi szans. Osiem minut później Niemiec sam wykończył akcję. Jego pierwsze uderzenie wybronił golkiper rywali, ale przy dobitce nie mógł już nic zrobić.
Galaxy wygrało to spotkanie 2:0 i umocniło się na prowadzeniu w Konferencji Zachodniej MLS, choć mają aż trzy mecze rozegrane więcej od derbowych rywali Los Angeles FC i pięć punktów przewagi. Kolejny mecz Reus i spółka rozegrają w niedzielę 1 września o 20:45 czasu polskiego, gdy zmierzą się na wyjeździe z St. Louis City SC.