- Moim celem jest zwycięstwo, zespół musi zawsze wygrywać. Nie mogę spać, kiedy przegrywam. Musimy walczyć o wygraną nawet w najgorszej sytuacji i takie wartości będę chciał wpoić piłkarzom. Przez 14 lat pracowałem z drużynami narodowymi, dlatego bardzo mi brakowało codziennych treningów. Jestem szczęśliwy, że wróciłem do klubowego futbolu - mówił Fernando Santos na pierwszej konferencji prasowej na stanowisku trenera Besiktasu. 13 września zeszłego roku Portugalczyk został zwolniony z posady selekcjonera reprezentacji Polski, którą poprowadził zaledwie w sześciu meczach.
7 stycznia 69-latek oficjalnie stał się trenerem tureckiego klubu. Dziennikarze tamtejszej gazety sportowej "Fanatik" szybko ustalili, że Santos na mocy nowego kontraktu w Besiktasie zgarnie prawdziwą fortunę. Portugalczyk zainkasuje 4,5 miliona euro do 30 czerwca 2025 roku - wówczas wygaśnie jego umowa z klubem, która w międzyczasie może być przedłużona. To ponad 19,5 miliona złotych!
Oznacza to, że Fernando Santos za półtora roku pracy w Turcji zarobi więcej, niż planowo otrzymałby za taki sam okres pracy, pozostając na stanowisku selekcjonera naszej kadry. Zaraz po tym, jak Kulesza zatrudniał byłego trenera Portugalczyków, dziennikarze Sport.pl ustalili, że za rok pracy 69-latek miał zarabiać około dwóch milionów euro. Tak się jednak nie stało, ponieważ spędził w Polsce zaledwie niecałe dziewięć miesięcy.
Zaraz po objęciu nowej posady drużyna Besiktasu pod wodzą Santosa we wtorek 9 stycznia w 16. kolejce tureckiej ligi rozbiła u siebie Rizespor aż 4:0. Dumny Portugalczyk patrzył na zwycięstwo w debiucie, siedząc na trybunach.
Obecnie drużyna ze Stambułu ma na koncie 32 punkty, dzięki czemu zajmuje czwarte miejsce w tabeli Super Lig. W kolejnym meczu Besiktas zmierzy się z Karagumruk. Spotkanie odbędzie się w sobotę o godz. 17:00.
Komentarze (8)
Santos pławi się w luksusie. Rozbił bank. PZPN może przecierać oczy