Konflikt na linii Kamil Grabara - Galatasaray rozpoczął się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Bramkarz Kopenhagi został spytany przez dziennikarza, czy nie obawia się dopingu fanów Galatasaray. - To my, a nie fani, gramy na murawie, więc sądzę, że nie będzie to miało na nas wpływu. No i słyszałem od mojego przyjaciela, że kibice Fenerbahce są lepsi - odpowiedział Polak. Turecki portal fanatik.com.tr napisał wprost, że "Polak rozzłościł Galatasaray". To był tylko początek.
W odpowiedzi fani Galaty udali się pod jeden z hoteli, bo sądzili, że tam nocują piłkarze rywali, z Grabarą na czele. W nocy odpalili fajerwerki, a filmiki z incydentu pojawiły się już w mediach społecznościowych z dopiskiem "Witamy w piekle". Problem w tym, że pomylili... hotele.
A co się działo na boisku? Duńczycy prowadzili 2:0 i wydawało się, że wywiozą trzy punkty, ale nagle - w samej końcówce - gospodarze zdołali wyrównać i mecz zakończył się remisem 2:2. Grabara bronił jednak bardzo dobrze.
Tuż po spotkaniu Polak znowu podpadł kibicom tureckiego zespołu za sprawą wpisu opublikowanego na Instagramie. "Zasługiwaliśmy na trzy punkty w tej gó****nej dziurze, ale takie jest życie. Walczymy dalej" - napisał początkowo, odnosząc się do stadionu Galatasaray. Po czasie Grabara zmienił swój wpis i "gó****ną dziurę" zmienił na "gó****ny mecz". Wyłączył także możliwość komentowania tego zdjęcia.
Turcy poczuli się urażeni słowami Polaka. "Fanatik" donosi, że dział prawny Galatasaray skierował sprawę do UEFA. Na razie nie wiadomo, co kara spotka Grabarę.
Po tym spotkaniu FC Kopenhaga zajmuje drugie miejsce w tabeli grupy A za Bayernem Monachium, który pokonał u siebie Manchester United 4:3. Galatasaray w drugiej kolejce zagra na wyjeździe z Manchesterem United (3 października o godz. 21). Natomiast FC Kopenhaga podejmie jednego z głównych faworytów do końcowego triumfu - Bayern Monachium.