Scena w połowie filmu: Robert Lewandowski stoi w laboratorium na specjalnej platformie, która prześwietla jego stopy. Na głowie ma coś, co przypomina gogle VR. Później naukowcy na całym jego ciele podpinają elektrody, w tle pojawiają się różne wykresy, a oni wpatrują się w monitory z dociekliwymi minami. Słychać warkot i pisk pracujących maszyn. Lewandowski rusza do piłki i podaje ją we wskazane miejsce.
Nie poznajemy jednak wyników tych badań. Nie dowiadujemy się, czy najlepszy polski piłkarz ma genetyczne uwarunkowania do uprawiania sportu, czy w jego ciele jest coś, co odróżnia go od innych - tylko bardzo dobrych. Może istnieje anatomiczne wytłumaczenie jego sukcesów? Może ma niesamowity refleks? Może ponadprzeciętny wzrok? Może wyjątkową zdolność do regeneracji, o której słyszeliśmy przez lata? A może za jego stwierdzeniem, że czuje się młodszy niż w rzeczywistości jest, kryją się naukowe dowody? Szczególnie teraz - przy słabszej formie w ostatnich miesiącach, gdy przybywa pytań o jego długowieczność, byłoby to interesujące. Ale zamiast odpowiedzi na tego typu pytania dostajemy komentarz Xaviego Hernandeza, który wspomina, że Polak na boisku nie tylko strzela gole, ale przede wszystkim doskonale się po nim porusza i wykonuje manewry, które większość osób przegapia. - I to przy pulsie 180 - podkreśla trener Barcelony, a widz znów się zastanawia, czemu Lewandowski to wszystko zawdzięcza?
Niestety - to nie wyjątek. Brakuje w tym filmie szczegółów, by naprawdę poznać Roberta Lewandowskiego.
Lewandowski na półtorej godziny zaprasza do siebie. Oprowadza po życiu, ale nie wpuszcza za wszystkie drzwi. Poznaje ze swoimi najbliższymi, włącza stare nagrania, wspomina najważniejsze historie i pozwala, by opowiedzieli je inni. Daje się polubić: wrażliwy, przywiązany do rodziny i przyjaciół, absolutnie zakochany w córkach, których na szczęście nie pyta - jak Cristiano Ronaldo swojego syna w filmie będącym pomnikiem jego próżności - którego z luksusowych aut brakuje w garażu. Mówi za to, że dopiero ich narodziny na dobre skruszyły skorupę wokół jego serca i otworzyły go na innych ludzi.
Ale to te zamknięte drzwi intrygują najbardziej. Chciałoby się zajrzeć do gabinetu, w którym Lewandowski rozmawiał z Juergenem Kloppem. Po latach stwierdził przecież, że to był przełom, że wtedy się w Dortmundzie odblokował i - co szczególnie interesujące - zobaczył w postawnym trenerze swojego zmarłego tatę. O czym wtedy rozmawiali, jak ojciec z synem? Dlaczego ta rozmowa była taka ważna? Jakie zdanie Kloppa wyniósł z tego gabinetu i pamięta do dzisiaj?
Albo pogawędka z Pepem Guardiolą, która sprawiła, że Lewandowski zaczął inaczej patrzeć na piłkę nożną. Co takiego mógł powiedzieć trener doświadczonemu już zawodnikowi, że ten zmienił postrzeganie dyscypliny? Żal, że się nie dowiadujemy, jest tym większy, że stosunkowo niewielu piłkarzy może opisać, jak pracuje najbardziej inspirujący trener ostatnich lat. A Lewandowski ma przy tym niespotykane porównanie, bo pracował też z Kloppem, Ancelottim, Nagelsmannem, Flickiem i Xavim - mistrzami i wschodzącymi gwiazdami tego fachu. Aż prosiło się pociągnąć ten wątek. Guardiola wracał zresztą w tym filmie kilkukrotnie: to on łapał się za głowę, gdy Lewandowski strzelał pięć goli w dziewięć minut i to on latem zeszłego roku przekonywał grupę dziennikarzy, że Lewandowski poradzi sobie i w Barcelonie, i wszędzie indziej.
Kolejny gabinet i kolejna ważna rozmowa: Lewandowski idzie do prezesa Karla-Heinza Rummenigge, żeby powiedzieć, co mu się nie podoba w zarządzaniu Bayernem. Spodziewa się, że to będzie krótka rozmowa, tymczasem trwa dwie godziny. Po latach obaj podkreślają, że byli wtedy niezwykle szczerzy, że wyłożyli kawę na ławę, że Lewandowski mówił prosto z serca. Ale co mu na nim leżało? Co powiedział? Z czym Rummenigge się zgodził? Polak wspomina tylko, że po tej rozmowie zaczął być w Bayernie inaczej traktowany.
Zresztą, momentów, w których na usta cisnęło się choćby jedno dodatkowe pytanie, jest w tym filmie więcej. A to nie tak, że na rozwinięcie tych historii nie było czasu. Dało się go znaleźć wycinając choćby inscenizowane rozmowy Lewandowskiego z żoną, które, choć pięknie nagrane, niewiele wniosły. Gdy siadają razem nad brzegiem morza i zaczynają rozmawiać, ulatuje autentyczność, będąca sporą zaletą "Nieznanego".
Najciekawiej robi się, gdy Lewandowski zabiera tam, gdzie kibic na co dzień nie ma wstępu: na boisko, do szatni czy rodzinnego domu. Świetna jest opowieść o jego pogoni za rekordem Gerda Muellera, gdy w ostatnim meczu cały Bayern pracował na jego sukces, a Thomas Mueller tak bardzo chciał mu podawać piłkę, że rezygnował z własnych strzałów. Ale czas się kończył, a Lewandowski wciąż nie miał gola. W końcu powiedział: "Thomas, stop, przestań. Albo to przyjdzie samo, albo wcale. Nie wymusimy tego sztucznymi podaniami". On niecierpliwił się na boisku, a jego mama - Iwona, wnosząca do tego filmu koloryt i ciepło, oglądając ten mecz wzywała na pomoc zmarłego ojca: "Krzysiek!" - nawoływała ku niebu, jakby chciała powiedzieć: syn cię potrzebuje. Robert opowiada też, co myślał na boisku i jak motywował się na tę jedną akcję w końcówce meczu. Właśnie takie opowiedzenie o kulisach najlepiej oddało tę ekstremalną trudność i presję, jaka towarzyszyła zdobyciu 41 bramek w jednym sezonie.
Doskonale opisany jest też wygrany finał Ligi Mistrzów z PSG. Hansi Flick wyjawia, że poprosił bliskich swoich piłkarzy, by nagrali dla nich kilka zdań otuchy. Nie był pierwszym trenerem, który przed ważnym meczem przygotował coś takiego, ale był kolejnym zapewniającym, że piłkarze potrafią na takich nagraniach wzruszyć się do łez. I tutaj wreszcie mogliśmy zobaczyć, co takiego Robert usłyszał tuż przed wejściem na boisko. Później widzieliśmy też reakcję jego żony na to zwycięstwo i usłyszeliśmy, że Lewandowski już z boiska dzwonił do swoich najbliższych, by pokazać medal i puchar. Na trybunach nie było wtedy kibiców, świat zmagał się z koronawirusem, więc tą radością dzielił się online. A później zobaczył go Rummenigge, gdy Robert siedział na murawie z telefonem w ręce, łzami w oczach i pucharem obok. Prezes Bayernu wrócił wtedy do ich szczerej rozmowy: "Widzisz? Z Bayernem też możesz wygrać Ligę Mistrzów".
O Lewandowskim codziennie powstają dziesiątki artykułów, przez całą karierę udzielił kilkudziesięciu dużych wywiadów, na rynku jest już kilka książek. Doprawdy trudno o historie, które zaskoczą największych fanów. Film "Nieznany" nie opowiada wielu nowych, nie rzuca nowego spojrzenia na te już znane, choć potencjał do tego był ogromny. Przed kamerą wypowiadali się nie tylko koledzy z boiska, trenerzy i szefowie, ale też mama, siostra, żona i przyjaciele. "Nieznany" wielokrotnie zahacza o jakiś temat, ale traktuje go bardzo powierzchownie - nie opowiada o szczegółach jego codziennej pracy nad sobą, niewiele mówi, jak radzi sobie z krytyką, hejtem czy porażkami. Nie komentuje też jego burzliwego odejścia z Bayernu. To kino dla całej rodziny, mające spodobać się wszystkim.
Dzieci mogą się zainspirować i uwierzyć, że z Polski da się dotrzeć do wielkiego świata. Na koniec Lewandowski mówi głównie do nich: - Na świecie piłkę nożną uprawia setki milionów dzieciaków. Zacząłem myśleć, że nawet jak jesteś najlepszy w swojej drużynie, to na świecie może się znaleźć ktoś lepszy od ciebie. I musisz szerzej spojrzeć na świat. Pomimo wielu komentarzy: "Nie uda ci się", "po co ci to", "za chudy", "za miękki", "za mało techniczny", ja chciałem pokazać, że chłopak z Polski, wychowujący się pod Warszawą, jest w stanie osiągnąć wielkie rzeczy i dojść dość wysoko.
Rodzice też dostają parę praktycznych wskazówek: że Iwona i Krzysztof Lewandowscy, wuefiści i byli sportowcy, nakłaniali syna do uprawiania różnych dyscyplin, że na jego meczach nie krzyczeli i nie wchodzili w kompetencje trenera, że zawsze stawali po jego stronie, a gdy w siebie wątpił, szukali rozwiązania.
Ten film pokazuje, jak długa była droga Lewandowskiego z Leszna do Barcelony. Ile liczyła zakrętów i wzniesień oraz jak trudny miała początek, skoro Robert po powrocie z pierwszego turnieju w Niemczech zachwycał się, jak tam ładnie i jakie równe są nawet przydomowe trawniki, a sam biegał wtedy w kłębach kurzu boiska zwanego "Saharą". "Nieznany" pozwala też spojrzeć z większego dystansu na wszystkie osiągnięcia, które przez lata nam spowszedniały. I choć Lewandowski przyzwyczaił do wielkich sukcesów, to trudno nie poczuć dumy, gdy w jednym kadrze on opowiada, jak w młodości wpatrywał się Thierry’ego Henry’ego, a w drugim Francuz nie szczędzi komplementów w jego biograficznym filmie.
Ale największą siłą "Nieznanego" są ujęcia z rodzinnej kamery Lewandowskich. Nagrania z Wigilii, wygłupów w basenie i pierwszych meczów. Łatwo o wzruszenie, gdy znając ciąg dalszy, widzi się ojca składającego życzenia ośmioletniemu Robertowi. "Żebyś był znany, żebyś grał w piłkę nożną w pierwszej lidze włoskiej i zarabiał kupę pieniędzy, to na starość będziesz tatusia utrzymywał. Roberto Lewandowski, najlepszy piłkarz w Europie. Damy radę? Jak będziesz tak dalej trenował, to tak będzie. No, buziaczka daj". A po buziaczku jeszcze dodał: "Sukcesów dalszych, żebyś tak ładnie grał, jak ostatnio".
Robert Lewandowski opowiedział o tacie Screen 'Lewandowski - Nieznany', reż. M. Kowalczuk, Polska 2023, Amazon Prime Video
W filmie za mało jest jednak szczegółów, by widz mógł w pełni zrozumieć, co sprawiło, że to akurat Lewandowski dotarł na szczyt. Choć w tym prostym podziale na zawodników pracowitych i utalentowanych Robert zawsze kwalifikowany był do pierwszej grupy, to w filmie znacznie więcej mówi się o jego talencie. Wspomina o tym Klopp i sam Lewandowski, który kolejny raz zauważa, że na początku kariery trenerzy trochę go zaniedbali, dlatego później, w pierwszych latach po wyjeździe do Niemiec, głównie nadrabiał zaległości. Mówi też o kompleksach dotyczących drobnej budowy, ale nie wspomina, jak i kiedy się ich pozbył. Można się tylko zastanawiać, czy miały wpływ na to, jak dzisiaj wygląda i że od kilkunastu lat pozostaje w reżimie treningowym, który on zwykł nazywać stylem życia. To też mogło być niezwykle inspirujące. A ten film chyba taki właśnie miał być.
Tytuł "Nieznany" mógł sugerować, że film powie o Lewandowskim coś, czego jeszcze nie wiemy i dopiero seans pozwoli go poznać. To nieprawda. Film pozwala docenić jego drogę, ale nie do końca ją zrozumieć. Pozostawia niedosyt. Dokonania głównego bohatera i jego ciekawa biografia dają pole do popisu. Może trzeba poczekać na koniec kariery?