Urodził się i wychował w Stanach Zjednoczonych jako dziecko włoskich imigrantów, którzy pracowali jako nauczyciele w Teaneck, malutkiej mieścinie w stanie New Jersey. Dzieci z okolicy grały w futbol amerykański i baseball, ale małego "Pepito" ciągnęło do calcio.
– Piłka nie była wtedy popularna – wspominał Rossi w programie "Stretford Paddock". – I nie jest do dziś. W Stanach futbol staje się popularny, ale w sensie komercyjnym. Nie widzę dzieciaków kopiących piłkę na podwórku. To jest coś innego niż w Europie – dodawał.
Już jako dziecko wiedział, że jeśli chce grać w piłkę, musi wrócić do Europy. Gdy miał 12 lat, na obozie piłkarskim wypatrzył go skaut Parmy. Wiedzieli to też jego rodzice, dla których taki krok oznaczał rewolucję. – Pojechałem do Włoch z tatą, mama z siostrą zostały w Stanach. Płakałem co noc, ale widziałem jedno – bardzo chciałem grać w piłkę – wspominał Rossi.
W dorosłej drużynie Parmy nie zadebiutował, ale przykuł uwagę Sir Alexa Fergusona i w wieku 17 lat trafił na Old Trafford. W Manchesterze United zagrał tylko 14 meczów, ale po latach pobyt w drużynie wspomina jako piękną i cenną lekcję. Wtedy rozpoczął tułaczkę, szukając klubu, w którym mógłby zahaczyć się na dłużej. Nie wyszło w Newcastle, nie wyszło ponownie w Parmie. Wtedy, w 2007 r., rękę podali mu działacze Villarrealu, płacąc za piłkarza 10 mln euro. I nie wiedząc jeszcze, że zatrudniają jedną z największych legend w historii zespołu.
82 gole w 192 meczach – dziś to tylko liczby, statystyka, ale Rossi przyznaje, że w Villarreal dotknął nieba. Najpiękniejszy był sezon 2010/11, gdy strzelił 32 gole we wszystkich rozgrywkach. – W Hiszpanii był Messi, był Cristiano Ronaldo, a potem ja. Chciały mnie wszystkie duże kluby – wspominał Rossi po latach.
I nie są to zmitologizowane wspomnienia piłkarza na krańcu kariery. Po napastnika zgłosiła się wtedy Barcelona. – Oferta wynosiła ponad 20 milionów, ale znaczna część tej kwoty była w bonusach. Nie zdecydowaliśmy się z Villarreal na zmianę, a do Barcelony poszedł Alexis Sanchez. Zresztą ja świetnie się czułem w Villarreal, a klub okazał mi duże wsparcie, gdy odszedł mój tata. W klubie pozwolili mi dołączyć na miesiąc do najbliższych – tłumaczył.
– Za każdym razem kiedy wchodziłem na szczyt, pojawiało się coś, nad czym nie miałem kontroli – przyznał z bólem. Pierwsza poważna kontuzja przydarzyła mu się w październiku 2011 w meczu przeciwko Realowi Madryt. To zapoczątkowało jego upadek. Zerwane wiązadła krzyżowe i powrót na boisko dopiero w ostatnim meczu kolejnego sezonu 2012/13, już w barwach włoskiej Fiorentiny.
W następnym sezonie we Florencji wyglądał obiecująco – 17 strzelonych bramek w 24 meczach. Kibice Fiorentiny na długo zapamiętają jego hat-trick w meczu z Juventusem, wygranym 4:2. Wtedy wydawało się, że powrócił wielki Rossi z Villarrealu.
Niestety – wróciły stare demony. Pierwszy mecz w 2014 roku i starcie ligowe z Livorno. W 71. minucie Rossi znów zrywa więzadła i wraca po kilku miesiącach na końcówkę sezonu w maju 2014, pomagając swojej drużynie wywalczyć czwarte miejsce w Serie A.
W sezonie 2014/15 nie zagrał ani minuty – znów trapiony przez urazy i zmęczenie organizmu. Później rozegrał jeszcze pół roku we Florencji i znów poczuł to, co na początku kariery – los tułacza, który musi pukać od drzwi do drzwi. Najpierw wrócił tam, gdzie czuł się najlepiej – zdecydował się na transfer do Levente, drużyny która walczyła o utrzymanie w LaLiga. Nie zdołał jednak jej pomóc i po spadku Levante w 2016 r. przeniósł się do Celty Vigo.
Początek kwietnia i mecz z Eibar. Rossi schodzi po pół godzinie gry po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Kontuzje go nie szczędziły. Nie pozwoliły mu rozegrać pełnego sezonu, a każdy kolejny uraz był coraz większym wyzwaniem dla jego organizmu. Później powędrował do Genoi, gdzie rozegrał zaledwie 10 spotkań i w żadnym stopniu nie przypominał siebie sprzed lat. Rozwiązał kontrakt, ale nie myślał jeszcze o zakończeniu kariery.
Rękę znów wyciągnęło Villarreal. – Spytałem Javiera Calleję: hej, trenerze, wiem, że potrzebujecie napastnika, może się przydam? – otwarcie przyznał Rossi jakiś czas później.
Dostał odpowiedź, że nie grał w piłkę od roku i nie będzie to dla klubu dobre rozwiązanie. Pomogła mu również inna była drużyna, Manchester United. Jako 32-latek trenował w ośrodku Manchesteru. Ciepło wspomina powrót po latach i ponowną współpracę z Ole Gunnarem Solskjaerem, u boku którego debiutował w drużynie Czerwonych Diabłów.
– To były jego pierwsze miesiące w pracy, fajnie było widzieć, jak robi swoje, ciekawie było zobaczyć metody i sposoby, w jakie podchodził do treningów i gier – powiedział Rossi po treningach pod okiem Norwega.
Rok później podpisał kontrakt w klubie z MLS, Real Salt Lake, w której barwach wybiegł zaledwie siedmiokrotnie na boisko, łącznie grając 168 minut. Ostatnim klubem Rossiego było włoskie SPAL. Z drużyną z Serie B podpisał kontrakt w listopadzie 2021 i rozegrał łącznie 14 spotkań, zdobywając trzy bramki.
Zapału mu wciąż nie brakuje. – Mam teraz 35 lat i wciąż chcę grać w piłkę. Jestem wdzięczny, że grałem w tylu wspaniałych miejscach – powiedział pytany o swoje dalsze plany w karierze.
Jego kariera reprezentacyjna, jak na potencjał, jest skromniutka. W narodowych barwach wystąpił 30 razy, choć paradoksalnie przy jego częstych urazach i tak jest wynikiem dobrym. Urazy wykluczyły go z wielkich imprez w 2010, 2012 i 2014 roku. Selekcjonerzy reprezentacji Włoch Marcello Lippi i Cesare Prandelli żałowali, że nie mogą częściej korzystać z usług napastnika, którego kariera, kiedy tylko wchodziła na odpowiednie obroty, to ponownie spektakularnie się wykolejała.
– Byłem na szczycie, ale teraz jestem tu, uśmiecham się i cieszę się życiem – powiedział Rossi, który – jak przez lata na boisku i gabinetach lekarskich – znów podejmuje rękawice i rusza w tułaczkę, by dalej jakimś cudem wbijać piłkę do bramki.