Tekst powstał w ramach "Tygodnia Amerykańskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"?
- Moja decyzja jest nieodwołalna. Nie chcę brać udziału w tej szopce, która dzieje się w chilijskiej federacji - oświadczył Marcelo Bielsa na początku 2011 roku. Argentyński szkoleniowiec, który uczynił z Chile jedną z najefektowniej grających reprezentacji świata, nie mógł porozumieć się z szefami związku. Najpierw z Jorge Segovią, wybranym na prezydenta federacji, potem - po anulowaniu wyniku wyborów - z jego następcą Sergio Jaude. Temu ostatniemu zarzucił podawanie fałszywych informacji mediom i opinii publicznej, stwierdził też, że nie jest w stanie funkcjonować w chilijskim futbolu.
- Nie wiadomo, kto nim rządzi. Prezydent federacji, największe kluby, a może wszystkie 32 ekipy pierwszej i drugiej ligi? - pytał.
W Chile Bielsa był uwielbiany. Dość powiedzieć, że kiedy skonfliktowany z Bielsą Segovia wygrał wybory, kibice w kraju zaprotestowali z całą mocą. Powstała strona internetowa "17 milionów gniewnych ludzi" (tylu jest mniej więcej Chilijczyków), gdzie zbierano wirtualne podpisy pod petycją, by Bielsa pozostał na stanowisku.
Nie chciał. Następcą "El Loco" - "Szalonego" - mianowano jego rodaka, Claudio Borghiego. Bielsa wpoił Chilijczykom futbol na wskroś ofensywny, oparty na pressingu, szybkości, wymianie podań z pierwszej piłki, grze z wykorzystaniem skrzydłowych. Borghi miał kontynuować jego idee, ale przesadził. Eliminacje mistrzostw świata 2014 roku drużyna zaczęła w Buenos Aires. I Borghi wystawił pięciu bardzo ofensywnych graczy, w tym dwóch rozgrywających: Mati Fernandeza i Jorge Valdivię - coś, na co Bielsa odważył się jedynie dwukrotnie w ciągu niemal czterech lat pracy w Chile. Trójkę obrońców wspierał z linii pomocy jedynie Carlos Carmona. Efekt? Gładka porażka 1:4.
Cztery dni później Chilijczykom poszło już znacznie lepiej. Pokonali u siebie Peru 4:2, a fanom szczególnie podobała się pierwsza połowa, w której drużyna grała jak za czasów Bielsy i strzeliła rywalom dwa gole.
Miesiąc później przyszła klęska z Urugwajem 0:4. Wprawdzie Chile wygrało trzy kolejne mecze eliminacyjne, ale po trzech kolejnych przegranych (u siebie z Kolumbią i Argentyną i na wyjeździe z Ekwadorem) posada Borghiego zawisła na włosku.
Poleciał w listopadzie 2012 roku, po przegranym towarzyskim meczu z Serbią, piątej porażce z rzędu. Jak sam powiedział, poproszono go, by zrezygnował zaledwie kilka minut po ostatnim gwizdku sędziego. Swoje zrobiła seria porażek (Chile spadło na szóste miejsce w tabeli eliminacji MŚ) i konflikt z niektórymi piłkarzami - ponoć Borghi często słyszał od nich, że nigdy nie będzie jak Bielsa.
Jorge Sampaoli, który zastąpił Borghiego, być Bielsą nawet by się nie odważył. Bo Bielsa to jego idol i trenerski guru. A choć Bielsę nazywają "Szalonym", a Sampaoli dorobił się jedynie przydomka "Mańkut" (jest lewonożny, jak sam mówił, prawa noga służyła mu wyłącznie do chodzenia), to panowie są do siebie podobni także mentalnie.
Sampaoli urodził się w Casildzie, kilkadziesiąt kilometrów od Rosario, gdzie na świat przyszedł Bielsa. Był obiecującym piłkarzem Newell's Old Boys, ale karierę przerwała mu poważna kontuzja kolana. Miał zaledwie 19 lat.
Zdecydował się pozostać w futbolu jako trener. Pracował w amatorskich Aprendices Casildenses, potem w Belgrano de Arequito. Właśnie wtedy świat po raz pierwszy usłyszał o Jorge Sampaolim.
- To był 1995 rok. W jednym z meczów dostałem czerwoną kartkę i w następnym nie mogłem poprowadzić drużyny. Żeby nimi kierować, wspiąłem się na drzewo, które rosło obok stadionu i stamtąd dawałem instrukcje - wspomina.
Zdjęcie siedzącego na drzewie Sampaolego trafiło na pierwsze strony gazet w Rosario. Wtedy prezydent Newell's Old Boys, Eduardo Jose Lopez, zaoferował mu pracę z klubem, którego był właścicielem, trzecioligowym Argentino de Rosario.
W 2002 roku przyszła pierwsza poważna oferta - z peruwiańskiego pierwszoligowego Juan Aurich. W debiucie przyszło mu się zmierzyć z jedną z czołowych ekip kraju, Universitario. Do 88. minuty Juan Aurich prowadził 1:0, ale potem stracił dwa gole. Sampaoli zaś stracił wkrótce pracę, po ośmiu meczach, z których zdołał wygrać tylko jeden.
Miesiąc później pracował już w Sport Boys, gdzie dokończył sezon i odegrał się na Universitario (2:0). Pracował potem z innymi klubami w Peru (Coronel Bolognesi, Sporting Cristal), Chile (Deportivo O'Higgins) i Ekwadorze (Emelec). Wreszcie, w 2011 roku, odnalazł swoją ziemię obiecaną.
W Universidad de Chile wprowadził w życie całą filozofię gry Bielsy. Pressing, futbol ofensywny, płynne przechodzenie z gry czwórką do gry trójką obrońców, grę skrzydłami i rozgrywającego, ustawione za plecami dwójki napastników. "La U" grała fenomenalnie. Zdobyła dwa mistrzostwa kraju z rzędu (triumfując w sezonach otwarcia i zamknięcia, Aperturze i Clausurze), we wspaniałym stylu wygrała Copa Sudamericana (latynoski Puchar UEFA) - 12 meczów bez porażki, bramki 21-2, w Copa Libertadores (odpowiednik Ligi Mistrzów) doszła do półfinału. Klub nie przegrał 36 kolejnych spotkań w lidze, a sezon zamknięcia (Clausurę) rozpoczął od rekordowych dziewięciu zwycięstw z rzędu. Zachwycona brazylijska prasa nazwała klub "południowoamerykańską Barceloną".
- W niektórych meczach intensywnością i rozmachem naszych ataków przewyższaliśmy Barcelonę - opowiadał Sampaoli. - Ale takie porównania i tak nie mają sensu. Barcelona była w stanie robić to przez lata, my - zaledwie rok. Chociaż gdybyśmy mieli takich graczy, jakich mają w Katalonii...
Chile szukało kogoś, kto podjąłby się pracy Heraklesa - zastąpić Bielsę. Sampaoli wydawał się najbliższy ideału.
- Moja relacja z Bielsą jest niemal mityczna. On jest doskonały, i w doskonały sposób wprowadza w życie ideę futbolu ofensywnego, z którą zawsze się identyfikowałem. Ja po prostu jestem subskrybentem jego filozofii - mówił Sampaoli.
Chilijska federacja podpisała z nim kontrakt 3 grudnia 2012 roku. Pierwszy mecz w eliminacjach pod wodzą "Mańkuta" Chile przegrało, ulegając 0:1 Peru. Ale potem na rozkładzie znalazły się kolejno: Urugwaj, Paragwaj, Boliwia, Wenezuela i Ekwador. Był też wyjazdowy remis z fantastyczną Kolumbią, zakończony remisem 3:3, choć Chile prowadziło już 3:0. Obrazu dopełniają remisy z Brazylią i Hiszpanią oraz wygrana z Anglią.
- Wierzę, że kluczem do sukcesu jest zjednoczenie drużyny. Na mundialu tacy będziemy. Jeden za drugiego, ręka w rękę, przeciwko każdemu. Nie zmienimy stylu gry, nie pozwolimy, by zmusili nas do tego przeciwnicy - przekonuje Sampaoli. I dodaje: - Futbol to radość, a nie obowiązek i to staram się wpajać graczom.
Wizjoner z misją. Wprawdzie po losowaniu, które rzuciło Chile do grupy z Hiszpanią, Holandią i Australią, Sampaoli stwierdził, że to nielogiczne stawiać jego drużynę w rzędzie faworytów mundialu, ale faktem jest, że w Chile już nie tęsknią za Bielsą. A uspokojenie "17 milionów gniewnych ludzi" to zadanie równie niełatwe, jak zdobycie medalu mistrzostw świata.
Wszystkie reprezentacje zaprezentowały stroje na mundial - oceń sam!