Mieli być wiodącymi postaciami w nowych zespołach, albo przynajmniej stanowić ich wartościowe wzmocnienia. Okazali się jednak niewypałami, których w ekstraklasie już nie ma, bądź zaraz nie będzie. Kim są największe transferowe wtopy polskich klubów w obecnym sezonie?
Do Legii sprowadził go Besnik Hasi. Piłkarz, który na Łazienkowską trafił z belgijskiego Waasland-Beveren, okazał się tak samo wartościowy, jak albański szkoleniowiec. O ile za kadencji Hasiego Langil na boisku się pojawiał, o tyle u Jacka Magiery dostał jedną szansę, której nie wykorzystał. Zamiast walczyć o swoje, piłkarz z Martyniki wolał palić sziszę, w mediach społecznościowych brylować z alkoholem. Legia za karę najpierw odesłała go do rezerw, a zimą do Waasland-Beveren na wypożyczenie. Zdaniem Langila powód był jednak inny... rasizm. Można? Można.
Po obrońcy z przeszłością w Benfice spodziewano się wiele. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Kanadyjczyk zagrał w przegranym meczu Pucharu Polski przeciwko Puszczy Niepołomice, zaliczył trzy wejścia z ławki i beznadziejne spotkanie z Wisłą w Krakowie. Wtedy zasłynął biciem braw Michałowi Chrapkowi w momencie, gdy przeciwnicy strzelali Lechii gola.
Piłkarz, który w Polsce zasłynął z dobrej gry w Górniku Zabrze, w Bruk-Becie Termalice Nieciecza odnaleźć się nie może. 19 meczów w ekstraklasie, zero goli. Co poszło nie tak?
Po kompletnie nieudanej przygodzie w Legii, były piłkarz Zawiszy Bydgoszcz miał odbudować się na wypożyczeniu w Piaście Gliwice. No właśnie, miał. Jeden gol w 21 meczach, to bilans Masłowskiego z rundy jesiennej. Wtedy jednak grał w większości w podstawowym składzie. Wiosną wystąpił natomiast w czterech spotkaniach, ale tylko raz znalazł się w pierwszej jedenastce.
Król strzelców pierwszej ligi poprzedniego sezonu miał być wzmocnieniem dla ofensywy Arki Gdynia. Skończyło się na dwóch występach w Pucharze Polski (nawet jednym golu!) i wypożyczeniem do Podbeskidzia Bielsko-Biała jeszcze przed zamknięciem letniego okienka transferowego. Powiedzieć, że to transfer nieudany, to jak nic nie powiedzieć.
Człowiek zagadka. Jeszcze w poprzednim sezonie reprezentant Gruzji wyróżniał się w holenderskiej ekstraklasie w barwach Vitesse. Przy Łazienkowskiej po ofensywnym pomocniku spodziewano się wiele, ale ten zawiódł. Jesienią zagrał tylko w dziewięciu meczach, nie strzelił gola. Wiosnę rozpoczął co prawda w podstawowym składzie, prezentował się nieźle, ale widocznie nie spełniał oczekiwań Jacka Magiery, skoro od ponad miesiąca nie widzieliśmy go na boisku.
Niby jest maleńki postęp, ale transfer Brazylijczyka z bułgarskim paszportem i tak śmiało można nazwać nieporozumienie. Ferraresso wystąpił w dziewięciu meczach (w czterech wiosną), nie strzelił jeszcze gola. Na pewno niespecjalnie pomaga Cracovii w jej walce o utrzymanie w ekstraklasie.
Chociaż w zeszłym sezonie spadł z Podbeskidziem do pierwszej ligi, to i tak był jednym z ciekawszych piłkarzy w ekstraklasie. Latem na sprowadzenie go do Krakowa zdecydowała się Wisła. I tej decyzji pewnie żałuje. Mójta często był rezerwowym, nie spełniał oczekiwań. Zimą został wysłany na wypożyczenie do Piasta i tam jego sytuacja się nie zmieniła. Wiosną wystąpił w trzech spotkaniach, za każdym razem jako zmiennik.
23-latek, który w CV ma występy w juniorach Espanyolu oraz rezerwach Manchesteru City i Barcelony, w Śląsku zapowiadał się na piłkarza poważnego. No, po dotychczasowych występach trudno tę tezę obronić. Liczby? 11 meczów we wrocławskim klubie (siedem razy w podstawowym składzie), jeden gol. Mało imponująco.
W Warszawie jest co prawda od dwóch miesięcy, ale już wiele wskazuje na to, że w ekstraklasie miejsca długo nie zagrzeje. Reprezentant Czech, z bogatą przeszłością m.in. w CSKA Moskwa, w Legii zagrał na razie pięć meczów. Nie strzelił gola, chociaż okazji nie brakowało. Necid rozczarował Jacka Magierę, który zdecydował się na modyfikację ustawienia i przesunięcie do ataku Miroslava Radovicia. Czech na boisku nie pojawił się od miesiąca i musiałby stać się cud, by warszawiacy kupili go latem z tureckiego Bursasporu.