Mundial 2018. Denis Czeryszew: pół-Rosjanin, pół-Hiszpan. Pół-piłkarz, pół-pech. A w tych mistrzostwach los mu za wszystkie nieszczęścia oddawał z nawiązką

Jeśli tłumy go dotychczas wielbiły, to tylko dla zgrywy. Jeśli coś Denis Czeryszew przyciągał, to pecha. A teraz budził się codziennie w bajce: o łowcy bramek, którym nigdy wcześniej nie był.

Scenarzystę tych mistrzostw czasami ponosiła wyobraźnia. Denis Czeryszew nie rozegrał w mundialowym sezonie w Villarrealu ani jednego całego meczu w lidze. Nie strzelił do tego mundialu ani jednego gola dla Rosji. Długo nie mógł być pewien, czy zdoła odbudować formę na tyle, by się znaleźć w rosyjskiej kadrze na turniej. A gdy się już w niej znalazł, nie miał początkowo miejsca w składzie. Krótko mówiąc, idealny kandydat na najskuteczniejszego piłkarza Rosji w turnieju. Którym właśnie Czeryszew się stał. Drugim najlepszym strzelcem turnieju po Harry’m Kane.

Cztery bramki jak Rosjanin mają jeszcze Romelu Lukaku i Cristiano Ronaldo. Ale potrzebowali na to więcej minut. Cristiano i Lukaku, łowcy goli. I Czeryszew, który wśród seniorów w żadnym ligowym sezonie nie miał więcej niż cztery gole.

Rosjanin był w tym turnieju trochę jak Toto Schillaci w 1990. Zaczął turniej jako rezerwowy, wszedł (dzięki kontuzji Alana Dżagojewa) i  strzelał w rekordowym tempie. To były ładne gole, a ten z Chorwacją - najpiękniejszy. Jedna z najlepszych bramek w turnieju.  I bardzo ważna, nawet jeśli ostatecznie awansu nie dała.

REBECCA BLACKWELL/AP

Można przewrotnie napisać, że Czeryszew znał już przed tym turniejem uwielbienie tłumu. Owacje trybun nawet na wielkim Camp Nou. Okrzyki „Czeryszew, kocham cię!” od kibiców Barcelony. Ale kochali go na Camp Nou tylko za to, że się kojarzył z wielką wpadką Realu. Został wystawiony w meczu Pucharu Króla z Cadiz w grudniu 2015, mimo że powinien pauzować za kartki, które dostał w pucharze w poprzednim sezonie, gdy grał w Villarreal. Strzelił nawet w tamtym meczu w Kadyksie swojego pierwszego gola dla Realu w meczu o stawkę. A potem się okazało, że mu się to spotkanie będzie kojarzyć jak najgorzej, bo Real został za pomyłkę ukarany wyrzuceniem z tych rozgrywek. I to był właściwie dobry symbol klubowej kariery Czeryszewa: mocno rozbudzone nadzieje, mocno przeciętna rzeczywistość. Denis jest wychowankiem Realu. Urodził się wprawdzie w Rosji, w pamiętnym roku 1990, gdy jego rodzinny Niżny Nowogród przestał być komunistycznym miastem Gorki. Ale dorastał w Hiszpanii, bo jego ojciec piłkarz, nawet okazjonalnie reprezentant kraju (a przejściowo również czołgista w wojsku), wyjechał grać do Sportingu Gijon, a potem Burgos.  Grał w Gijon z Cezarym Kucharskim, który go wspomina jako pogodnego, bardzo prostolinijnego człowieka. Denis też nie ma w sobie nic z gwiazdy. Ma wyższe wykształcenie, a relaksuje się z książką i z wędką.

Zaczynał jako dziecko w tych klubach, w których grał ojciec, a potem trafił do akademii Realu. Był tam bardzo obiecującym juniorem, ale wyrósł na jednego z tych wychowanków, którzy byli skazani na ciągłe wypożyczenia. A to do Sevilli, a to Villarrealu, a to Valencii. Niby świetna szkoła. Ale jego karierze nie posłużyła. Zaszkodziły też powracające kontuzje. Od 2016 Czeryszew jest już piłkarzem wykupionym przez Villarreal. Ale przez kontuzje ciągle niespełnionym. Metody leczenia tych kontuzji stały się powodem wielkich kontrowersji podczas mundialu. Po tym jak ojciec Czeryszewa opowiedział w wywiadzie, że synowi w ubiegłym roku dla lepszej regeneracji podawano też w Hiszpanii hormon wzrostu. Syn tłumaczył, że ojciec został przez dziennikarza źle zrozumiany. Rosyjska federacja piłkarska doprecyzowała w komunikacie, że nie chodziło o hormon wzrostu, tylko o legalne czynniki wzrostu, metodą nazywaną w skrócie PRP (platelet rich plasma). Dopuszczalną, ale kontrowersyjną. Ale wiadomo, jak takie słowa i nawet późniejsze wyjaśnienia są traktowane w obecnej sytuacji rosyjskiego sportu. Czeryszewa, jak pokazał mecz z Chorwacją, to zamieszanie z uderzenia nie wybiło. Jak bajka, to bajka. Zakończona w sobotę przedwcześnie, ale nie do zapomnienia.

Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty. Wypróbuj nasz nowy newsletter. Zapraszamy, Łukasz Godlewski i Janusz Sadłowski

Więcej o:
Copyright © Agora SA