• Link został skopiowany

Ponitka zabijał wzrokiem, a Slaughter dostał nowy pseudonim. Bestia Balcerowski

Piotr Wesołowicz
Mateusz Ponitka zabijał wzrokiem, "Slaughterowski" trafiał za trzy, a najlepiej zaprezentował się duet, który w sumie ma 70 lat. Polska wygrała z Izraelem 85:76 i jest krok od awansu do 1/8 finału EuroBasketu. Spostrzeżeniami ze stolicy Czech dzieli się Piotr Wesołowicz ze Sport.pl.
Fot. Petr David Josek / AP

Korespondencja z Czech

Zobacz wideo Polacy w ćwierćfinale MŚ. Muszą wyrzucić z turnieju faworytów. "Mecz do zapamiętania na lata"

Mateusz Ponitka – wzrok, który wygrywa

Musimy to napisać po raz kolejny, ale po raz kolejny czynimy to z przyjemnością: nie byłoby zwycięstwa kadry bez Mateusza Ponitki. Kapitan reprezentacji Polski w 30 minut zdobył "zaledwie" 11 punktów, ale bez jego pasji do zwyciężania nie mielibyśmy z Izraelem czego szukać.

Był zawsze, gdy potrzebowała tego drużyna. Potrzebne przełamanie? Ponitka trafia, albo wymusza faul i potem trafia. Potrzebne postawienie do pionu kłócącego się z sędzią Aleksandra Balcerowskiego? Ponitka karci go wzrokiem tak, że do końca meczu Balcerowski walczy z rywalem jak o życie.  

Warto dodać, że do "tylko" 11 punktów Ponitka dołożył osiem zbiórek i siedem asyst. I dopiero teraz widzimy pełnię jego wybitnego występu. Gdy pod koniec czwartej kwarty ukradkiem uśmiechnął się do A.J. Slaughtera, a potem trafił za trzy, o wygraną byliśmy spokojni.

"Kocham tę robotę!"

Miało być radykalne odmłodzenie kadry, ale w meczu z Izraelem widzieliśmy radykalne doświadczenie – i bardzo dobrze! Dwóch najlepszych graczy, czyli A.J. Slaughter i Aaron Cel, wspólnie mają 70 lat.

– Moim zadaniem jest trafiać w trudnych momentach. A ja kocham tę robotę – mówił zwykle małomówny i skryty, ale tym razem uśmiechnięty od ucha do ucha A.J Slaughter. Gdy dziennikarz Karol Śliwa zasugerował mu, że dziś był "Slaughterowskim", nowa ksywa przypadła mu do gustu.

35-letni weteran zdobył aż 24 punkty, najwięcej w zespole, w tym aż sześć trójek. Po tej, którą trafił w połowie czwartej kwarty, gdy byliśmy w opałach, naprężył muskulaturę niczym kulturysta – słusznie, bo w poniedziałek był wielki.

– Przyczyny porażki? Nie zatrzymaliśmy Slaughtera – złościł się po spotkaniu zachrypnięty od wrzasków trener Izraela Guy Goodes. Ale Izraelczycy nie umieli też powstrzymać innego weterana w ekipie Milicicia – Aarona Cela.  

Cela w Czechach początkowo miało nie być, trener mówił wprost, że powołał go tylko dlatego, że na jego pozycji jest kilka kontuzji. 35-latek miał służyć doświadczeniem z drugiego planu. Ale z Izraelem selekcjoner zaskoczył, wystawiając go w pierwszej piątce.

I się nie zawiódł. Cel zdobył 13 punktów, ale jego obecność na parkiecie była nieoceniona. Weteran wprowadzał spokój, ale i pozytywne cwaniactwo, wyczucie, mądrość. Najpiękniejszą sekwencję wykonał w połowie trzeciej kwarty, gry najpierw przechwycił piłkę, gdy rywale biegli w kontrze czterech (!) na jednego, a potem trafił za trzy punkty. I za chwilę dołożył kolejną.

35 lat? Piękny wiek, by robić wielkie rzeczy!  

Gdzie jest Avdija? We have no idea

Przed meczem pytaliśmy Igora Milicicia, czy ma specjalny plan na to, aby powstrzymać Deniego Avdiję.

Od 21-letniego gracza Washington Wizards w drużynie Guy’a Goodesa zależy wszystko. Gdy w meczu z Finlandią doświadczony Gal Mekel nie podał mu piłki w ostatniej akcji czwartej kwarty, Avdija mało nie zabił go wzrokiem. Przed meczem z Polakami jego średnie z dwóch pierwszych spotkań były wybitne – 22 punkty, 9,5 zbiórki, 50 procent skuteczności rzutów z gry, 45 proc. za trzy. Potwór.

Ale nie w meczu z Polską. Pierwsze punkty z biało-czerwonymi zdobył dopiero w 32 minucie. W sumie uciułał trzy w niemal 28 minut. Parafrazując Michała Sokołowskiego po meczu z Finlandią, Avdija na mecz z Polską został w hotelu.

– Będę z wami szczery, nie mieliśmy na niego planu. Takich graczy po prostu nie da się zatrzymać. Można ich ograniczyć, ale nie zatrzymać. Dziś po prostu miał zły dzień, i nas może to tylko cieszyć – powiedział po spotkaniu Aaron Cel.  

Balcerowski w trybie bestii

Aleksandrowi Balcerowskiemu przyglądamy się bacznie od początku turnieju. Nie tylko my, ale też skauci z Europy, którzy widzą w 21-letni środkowym potencjał na znakomitej klasy podkoszowego.

No właśnie – potencjał. – Olek musi dźwignąć ciężar swojego talentu – apelował w Pradze Igor Milicić. W Czechach Balcerowski prezentuje się tak, jak cały zespół, czyli skrajnie. Świetna postawa z Czechami (14 punktów, siedem zbiórek), fatalna z Finlandią (odpowiednio sześć i dwie).

Wyczekiwaliśmy więc meczu z Izraelem i się nie zawiedliśmy. Balcerowski – tak, jak z Czechami – zdobył pierwsze punkty w meczu, a potem było tylko lepiej. Łącznie Polak zgarnął 17 punktów (to drugi wynik w zespole) i trzy zbiórki.

Ale miewał momenty magiczne. W trzeciej minucie czwartej kwarty, gdy byliśmy w prawdziwych tarapatach, a nasza przewaga zmalała tylko do pięciu punktów (65:70), Balcerowski trafił trójkę – prosimy czytać powoli i uważnie – z dalekiego dystansu, z odchylenia, przez ręce i w ostatniej sekundzie akcji. Tryb bestii! Wypada też dodać, że 45 sekund potem poprawił gigantycznym wsadem.

A że momentami wygląda nieporadnie? Że popełni błąd kroków, źle poda, da się przepchnąć? To jeszcze prawa młodości. Najważniejsze, że Balcerowski w Pradze robi krok naprzód. I jak przystało na mierzącego 219 cm giganta – to naprawdę spory krok.

Na początku był chaos

Do końca pierwszej połowy brakowało 50 sekund, piłkę mieli Izraelczycy. Spudłowali, i wtedy się zaczęło – chaos, wyrywanie sobie piłki z rąk, walka w parterze. Ale na koniec tego mętliku to Jakub Garbacz trafił ważne punkty spod kosza.

Taki scenariusz miał niemal cały poniedziałkowy mecz. Nie było to wybitne widowisko, zresztą jego otoczka nie sprzyjała show – wczesne popołudnie, ledwie dwa i pół tysiąca fanów w 15-tysięcznej O2 Arenie.

Ale to w tej chwili bez znaczenia. W poniedziałek nie było wśród Polaków nikogo, komu brak fajerwerków by przeszkadzał. – Kto wygra, ten awansuje do następnej rundy – wieszczyli przed spotkaniem izraelscy dziennikarze. I tego się trzymajmy.

Kolejny mecz grupy D już we wtorek. Polacy zmierzą się z Holandią. Początek spotkania o godz. 14.

Więcej o:
Dodawanie komentarzy zostało wyłączone na czas ciszy wyborczej