Michał Kwiatkowski: Fajnie jest przejechać kawałek trasy, aby zacząć sobie wyobrażać, jak może wyglądać wyścig, a właściwie jak może wyglądać końcówka wyścigu. Przejechaliśmy 70 kilometrów. Co roku w piątek jest czas na taki rekonesans, którego brakuje przed Fleche Wallonne. Na trasie jest lżej. Jest więcej czasu na odpoczynek. Ale najważniejsze podjazdy zostały na miejscu, tam gdzie były, więc w sumie niewiele się zmieniło. Przyspieszenia faworytów lub przyspieszenia innych kolarzy, które dają się we znaki faworytom, mają miejsce zawsze na tych samych podjazdach.
- Ważne będzie to, co się będzie działo na wzgórzach Cote de Vanne, de la Redoute, de la Roche-aux-Faucons i właśnie Saint-Nicolas. Tam trzeba być z przodu, jechać rozważnie, patrzeć, co się dzieje, czy nie odskakują groźni zawodnicy. Tam dochodzi do ataków, ale zawsze może się stać inaczej niż zwykle. Historia pokazuje, że i te wcześniejsze ataki mogą się powieść. W zeszłym roku dojechała 30-osobowa grupa, ale w 2009 roku Andy Schleck urwał się wcześniej, a w 2010 roku Aleksander Winokurow.
- Podobają mi się. Jestem szybki, potrafię mocno zafiniszować. Na tak wymagającym ostatnim kilometrze (na tym odcinku jest 46 m przewyższenia) niewielu jest zawodników, którzy potrafią to zrobić. Dlatego naprawdę bardzo lubię La Doyenne, czyli "staruszkę". Ale też wiem, że to jeden z najtrudniejszych wyścigów i trzeba być naprawdę gotowym na walkę do samego końca. Mam nadzieję, że zrobiłem wszystko, aby to był dla mnie dobry dzień. Emocje po Amstel Gold już opadły. Nawet dziś na rekonesansie poczułem, że powróciła świeżość, której zabrakło mi na Fleche Wallonne.
- Numer 1 to oczywiście Alejandro Valverde. Nie ma sensu wymieniać więcej nazwisk. Nie wiem, jaka jest sytuacja kolarzy poturbowanych w kraksach podczas Fleche Wallonne - Philippe'a Gilberta i Daniela Martina. W ogóle chciałbym zobaczyć listę startową, bo ona zawsze się trochę zmienia po dwóch pierwszych Ardeńskich Klasykach.
- "Staruszka" jest najstarszym wyścigiem, więc oczywiście wygrać w Liege byłoby czymś wielkim. Będę bardziej zmotywowany do walki. Ale nie robię w związku z tym nic szczególnego przed startem. Nie nakładam na siebie dodatkowej presji. To skupienie, które zawsze przed startem sobie funduję, wystarczy mi. Mam nadzieję, że i tym razem ten sposób poskutkuje.
- Kontrole są i powinny być. Dobrze, że ktoś to robi i dba o czystość rywalizacji. Ale niedobrze, że pojawiają się plotki. Łatki łatwo się przyklejają do naszego sportu. Jak do tej pory kontrole nie przyniosły odkryć. A brak wyników w tym przypadku czarno na białym pokazuje, że nic nie ma.
Nie jestem osobą, która lubi rozmawiać o czymś wyssanym z palca, ale ponieważ sam interesuję się technologią w kolarstwie, ta sprawa również mnie interesuje. Bo rowery to wbrew pozorom bardzo nowoczesny sprzęt, używamy na przykład elektronicznych przerzutek, jeździmy z miernikami mocy, więc na pewno jest technicznie możliwe, aby coś takiego wykorzystać w czasie wyścigu.